Brytyjczyk w Polsce: "Brexit może ze mnie zrobić nielegalnego imigranta"
Brexitowy chaos to problem nie tylko dla mieszkających na Wyspach Polaków. Spędza też sen z powiek tysiącom Brytyjczyków w UE. - Brexit zagraża mojej pracy. To też źródło narodowego upokorzenia. Znajomi przesyłali nam wyrazy współczucia - mówi WP Jim Todd, brytyjski tłumacz mieszkający w Warszawie.
11.04.2019 | aktual.: 11.04.2019 14:19
Jim Todd od 25 lat mieszka w Polsce. Pracuje jako tłumacz, mówi po polsku, płaci tu podatki i posiada własne mieszkanie. Ale gdyby w środę państwa unijnej 27-ki nie zgodziłyby się na kolejne odroczenie brexitu, już w piątek jego sytuacja uległaby dramatycznej zmianie.
- Brexit dotyka mnie w sposób bezpośredni. Jeśli wyjdziemy z Unii na złych warunkach, poddaje to w wątpliwość moje prawo do pracy i życia w UE. Brexit bez umowy mógłby oznaczać, że stanę się nielegalnym imigrantem - mówi WP 51-latek. Choć przyznaje, że ten ostatni scenariusz jest raczej mało prawdopodobny, nie ulega wątpliwości, że jego sytuacja się pogorszy.
Uchwalona przez polski Sejm ustawa pozwoli obywatelom Zjednoczonego Królestwa na zachowanie obecnych praw do końca 2020 roku oraz wprowadza specjalne rodzaje zezwoleń na dalsze zamieszkanie. Ale dotyczy to tylko tych, którzy mieli wcześniej prawo pobytu w Polsce.
Politycy nie pomagają
W praktyce jednak nie wszyscy mają odpowiednie dokumenty. Ze względu na brak kampanii informacyjnej, nie wszyscy wiedzą też o dostępnych opcjach. Dlatego Todd, podobnie jak ok. 6 tysięcy Brytyjczyków mieszkających w Polsce, patrzy na ciągnące się brexitowe perypetie z rosnącym niepokojem.
- Jestem freelancerem, brexit może zabrać mi pracę. Pracodawcom lepiej jest zatrudniać native speakerów będących obywatelami UE, bo jest mniej trudności z formalnościami - zauważa Todd.
Jak dodaje, w jego sytuacji nie pomagają wypowiedzi polskich polityków o imigrantach.
- Politycy PiS mówią o oczyszczeniu Polski z ludzi nienależących do wspólnoty narodowej, mówią o zabieraniu im własności i oddawaniu "dobrym Polakom". Pewnie, chodzi im o innych imigrantów, tych o ciemniejszej skórze - mówi tłumacz. - Ale moją największa obawą jest taki scenariusz: Polacy w Wielkiej Brytanii są atakowani przez brexitowych chuliganów. W reakcji, rząd PiS próbuje ugrać polityczny kapitał na pogorszeniu sytuacji Brytyjczyków w Polsce - dodaje.
Przeczytaj również: Ataki na Polaków w Wielkiej Brytanii. 84 incydenty od 2016 r.
Hańba i politowanie
Ale przedłużająca się niepewność o życie w Polsce to niejedyne źródło cierpienia związane z brexitem. Inna sprawa to zraniona duma narodowa. W niedawnym sondażu opublikowanym przez Sky News aż 90 proc. Brytyjczyków uznało, że sposób realizacji brexitu był upokarzający dla kraju.
"Bycie Brytyjczykiem mieszkającym zagranicą przez ostatnie lata dało mi wgląd w to, jak to było być Włochem zagranicą w czasach Berlusconiego" - napisał na Twitterze mieszkający w Polsce politolog Ben Stanley z SWPS.
- Odpisałem mu, że Berlusconi przynajmiej nie pozbawiał ich praw. Ale jeśli chodzi o poczucie narodowej hańby, w pełni to rozumiem. Reputacja Wielkiej Brytanii jako kraju solidnych, rozsądnych rządów - z której ja sam korzystałem w mojej pracy - wyparowała. Moi znajomi patrzą na mój rząd z osłupieniem, rozbawieniem, politowaniem, niedowierzaniem. Po brexicie otrzymywałem od nich kondolencje - wspomina Brytyjczyk.
Przyszli Polacy, więc Brytyjczycy głosowali za wyjściem
Mimo to, zwycięstwo brexitu nie było dla niego zaskoczeniem. Pochodzi bowiem z konserwatywnego Salisbury, w którym opcja "Leave" przeważyła stosunkiem 52:48. Swoich rodziców przekonał do głosowania za pozostaniem w Unii tylko dzięki trosce o jego los. Ale wszyscy ich znajomi głosowali za opuszczeniem UE.
- Większość robiła to nie z powodów ekonomicznych, ale dlatego, że naruszone zostały ich długowieczne schematy życia: pojawili się polscy robotnicy, polskie sklepy, na ulicach zaczęto rozmawiać nie tylko po angielsku - mówi Todd.
Czy brexitowa rzeczywistość otrzeźwiła zwolenników wyjścia z Unii? Niekoniecznie.
- Dziś rozmowy z nimi są ciekawe. Przyznają, że podczas kampanii nie wiedzieli, że brexit będzie wiązać się z gospodarczymi trudnościami. Seniorzy są zszokowani, że ich insulina pochodzi z Niemiec, 60 procent żywności z UE i mogą być trudności z importem. A mimo to niewielu czuje się oszukanymi - zaznacza.
Co dalej? "Poleje się krew"
Dlatego mimo odroczenia brexitu do 31 października, dalsze losy Wielkiej Brytanii wciąż są wielką niewiadomą. W grę wchodzą wszystkie opcje: wyjście z wynegocjowaną umową, miękki brexit, wyjście bez umowy, drugie referendum, a nawet odwołanie brexitu.
- Najbardziej chciałbym, żebyśmy pozostali w Unii i pomogła ją zreformować i uczynić ją bardziej demokratyczną - deklaruje Brytyjczyk.
Obawia się jednak, że taka decyzja nie obyła się bez dramatycznych, lub wbrew krwawych konsekwencji. Przywołuje morderstwo posłanki Jo Cox, zabitej przez prawicowego ekstremistę tuż przed referendum w 2016 roku. - Myślę, że to był punkt zwrotny w brytyjskiej historii. Zabójstwa i polityczna przemoc są teraz "na stole" w sposób, w którym wcześniej nie były. Zanim to wszystko się skończy, może być więcej przelanej krwi. Nie sądzę, żeby to była przesadza - zaznacza.
Przeczytaj również: "Zdrajcy karani są ścięciem". Brytyjscy posłowie obawiają się o własne życie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl