Pogróżki za brexit. Brytyjscy posłowie obawiają się o własne życie
Brexit jest zagrożeniem nie tylko dla brytyjskiej gospodarki. Zagrożeni są też politycy, którzy o brexicie decydują. Regularnie dostają pogróżki i obawiają się o własne życie.
- Państwo, opinia publiczna, macie dość. Zgadzam się. Jestem po waszej stronie - zapewniała w niedawnym orędziu do narodu premier Theresa May. Za opóźnienie brexitu winą obciążyła deputowanych Izby Gmin, głównie tych z własnej partii.
Naznaczając parlamentarzystów jako przeciwników woli ludu swoim przemówieniem brytyjska premier nie poprawiła ich sytuacji. Od miesięcy wielu z nich otrzymuje listy z pogróżkami. Przed parlamentem często czekają na nich grupy protestujących pokrzykujących w ich stronę zarzuty o zdradzie i hańbie.
Jak poważna jest sytuacja? W piątek zastępca spikera Izby Gmin Lindsay Hoyle napisał do posłów list wzywający do tego, by zadbali o swoje bezpieczeństwo. Powołując się na rady londyńskiej policji, zaleca kolegom, m.in. by nie wracali do domów samodzielnie, zamiast tego biorąc taksówkę lub podróżując w grupie.
"Osobiście, nigdy nie czułem takiego poziomu napięć podczas całej mojej pracy w Izbie Gmin. Wiem, że moi koledzy mają tak samo" - napisał Hoyle.
Pogróżki na porządku dziennym
Incydenty nie są rzadkością. Tylko w czwartek deputowany Partii Pracy Lloyd Russell-Moyle został fizycznie zaatakowany przez napastnika, który okrzyknął go zdrajcą. Tego samego dnia polityk Torysów Tobias Ellwood opublikował adresowany do niego list, w którym anonimowy nadawca oskarża go o sabotowanie brexitu i zapowiada, że powali cały Londyn na kolana.
We wtorek grupa ludzi w żółtych kamizelkach wtargnęła do biura Prokuratora Generalnego Geoffreya Coksa i żądała jego rezygnacji. Kilka dni wcześniej polityk przyczynił się do odrzucenia umowy brexitowej przez parlament.
- Politycy, szczególnie posłowie, regularnie otrzymują pogróżki i to na skalę wcześniej niespotykaną - mówi WP Lance Price, rzecznik prasowy Fundacji Jo Cox.
Fundacja nosi imię posłanki Partii Pracy zamordowanej na kilka tygodni przed referendum ws. brexitu przez skrajnie prawicowego ekstremistę. Jak dodaje Price, zbrodnia wcale nie ostudziła nastrojów wśród Brytyjczyków. Jak wspomina, już kilka tygodni później jeden z parlamentarzystów otrzymał groźbę, że spotka go to samo, co Jo Cox.
- Swoją rolę odegrała prasa brukowa, która wzywała do "zmiażdżenia sabotażystów" brexitu, a sędziów nazywała "wrogami ludu" - mówi Price.
Przeczytaj również: Zabójstwo Jo Cox. Morderca krzyczał "śmierć zdrajcom"
"Zdrajców należy ścinać"
W czwartek posłanka Anna Soubry, która odeszła z Partii Konserwatywnej w proteście przeciwko polityce partii ws. brexitu, zdradziła, że boi się wrócić do domu. Otrzymała bowiem szereg "bardzo, bardzo poważnych" wiadomośći grożących jej śmiercią. Dodała, że nadawca zna jej adres domowy, a miejscowy policjant powiedział jej, że obawia się o jej bezpieczeństwo.
- Nie jestem w tym sama. Chuka Umunna ("uciekinier" z Partii Pracy) też dostaje śmiertelne groźby, podobnie jak wielu z nas. Ale taka jest rzeczywistość i konsekwencje języka, którego używają politycy i media - powiedziała Soubry dziennikarzom w parlamencie. - Mamy dość bycia nazywanymi zdrajcami. Kiedy ludzie używają takiego języka, konsekwencją jest to, że później dostaję emaila, który mówi, że "zdrajców należy ścinać" - dodała.
Emocje wokół parlamentarzystów są tak duże, że w czwartek na słowa May zareagował spiker Izby John Bercow. Bercow - sam ochrzczony wcześniej przez tabloidy "niszczycielem brexitu", wygłosił nieplanowane przemówienie, w którym skarcił brytyjską premier.
- Nikt z was nie jest zdrajcą - powiedział do posłów. - Wszyscy staracie się, jak możecie. Gorąco wierzę w instytucję parlamentu, w prawa i pasje tej Izby i jej przywiązanie do obowiązku - zaznaczył.
Przeczytaj również: Polski poseł pogrzebał umowę May. "Polska dobrze wyjdzie na brexicie"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl