Brytyjczycy wątpią w szyickie powstanie w Basrze
Wojskowi brytyjscy nie wierzą w możliwość
zbrojnego powstania zwolenników radykalnego przywódcy szyickiego
Muktady al-Sadra w porcie Basra na południu Iraku, mimo toczących
się zaciekłych walk w świętym mieście szyitów Nadżafie.
07.08.2004 | aktual.: 07.08.2004 15:39
Myślę, że tym razem nie będzie wybuchu przemocy w Basrze, ponieważ miejscowa ludność jest temu przeciwna. Muktada al-Sadr nie cieszy się tu szerokim poparciem. Ma najwyżej 300 zwolenników na 1,4 mln mieszkańców miasta - powiedział AFP dowódca sił brytyjskich w Basrze i Amarze, generał Andrew Kennett.
Brytyjski generał nie wyklucza wprawdzie wybuchu drobnych incydentów, z powodu sytuacji w Nadżafie, uważa jednak, że w Basrze nie będzie wybuchu przemocy, gdyż miejscowi ludzi są już nią zmęczeni.
Od czwartku w Basrze w incydentach z siłami brytyjskimi zginęło pięć osób a pięć zostało rannych, podczas gdy w Amarze jedna osoba poniosła śmierć a 17 doznało obrażeń. Według brytyjskiego dowódcy, Muktada al-Sadr usiłuje zrobić sobie nazwisko, nie ma jednak jasnej wizji politycznej. Jego organizacja nie wie, dokąd zmierza, pewne jest natomiast, że [al-Sadr] chce, aby jego nazwisko zostało wpisane do podręczników historii - podkreślił Kennett.
Zdaniem brytyjskiego generała, tymczasowy rząd iracki popełnił błąd, początkowo wykluczając Muktadę al-Sadra z planowanych w styczniu 2005 roku wyborów. Trzeba było go włączyć i to, że tak od razu się nie stało, było błędem. Myślę jednak, że nawet jeśli dzisiaj odmawia on udziału w wyborach, na koniec zmieni zdanie - powiedział gen. Kennett.