Brutalny napad na Polaków w Wielkiej Brytanii. Nowe informacje
• MSZ: będzie pomoc dla rodziny Arkadiusza J.
• Sześciu podejrzanych o morderstwo nastolatków zostało zwolnionych za kaucją
• Warunki zwolnienia nie zostały upublicznione
• Polska ambasada wzywa wszystkich świadków zdarzenia, aby skontaktowali się z policją
• Sprawa morderstwa komentowana jest przez brytyjskie gazety
• Brat ofiary: spędzał z moimi dziećmi dużo czasu, był bardzo rodzinny
• Mieszkańcy Harlow składają hołd i kwiaty w miejscu tragedii
Pięciu chłopców w wieku 15 i jeden w wieku 16 lat, podejrzanych o brutalne morderstwo Polaka w Harlow, zostało zwolnionych za kaucją do 7 października - informuje serwis ibtimes.com. Warunki zwolnienia nie zostały upublicznione.
Do ataku doszło w sobotni wieczór. Tuż przed północą dwóch Polaków pizzę na placu handlowym the Stow, gdy zostali zaatakowani przez grupę dwudziestu kilku nastolatków, chłopaków i dziewczyn. "To lokalny gang, znany dobrze mieszkańcom tej części miasta - wbrew policyjnych zapewnieniom, że to spokojna okolica" - podkreśla PAP.
Konrad Jagodziński z ambasady w Londynie powiedział, że placówka współpracuje z brytyjską policją. Ambasada wzywa też wszystkich świadków zdarzenia, aby skontaktowali się ze śledczymi.
Polski konsul spotkał się z przedstawicielami policji z hrabstwa Essex, w którym doszło do zabójstwa. - Z informacji, które uzyskał od strony brytyjskiej, wynika, że w tym momencie trwa zbieranie materiału dowodowego i formalna identyfikacja zmarłego. Policja apeluje do wszystkich, którzy byli świadkami zdarzenia, o kontakt z policją - wyjaśnił dyrektor biura prasowego MSZ Rafał Sobczak. Jak zapewnił, sprawa jest traktowana przez stronę brytyjską priorytetowo.
Pytany o motywy zabójstwa, Sobczak powiedział, że "policja brytyjska nie wyklucza, iż motywem działania osób w związku z tragicznym zdarzeniem mogły być pobudki ksenofobiczne, wciąż jednak trwa śledztwo". - Czekamy na pełen raport strony brytyjskiej - dodał.
Jak podkreślił, w środę polski ambasador w Wielkiej Brytanii wraz z przedstawicielem brytyjskiego rządu oraz lokalnych władz złożył kwiaty w miejscu tragedii.
Rodzina otrzyma wsparcie
- Przewidziane jest również spotkanie ambasadora i konsula z rodziną zmarłego Polaka. W zależności od zgody rodziny w spotkaniu być może weźmie także udział przedstawiciel brytyjskich władz - informował Sobczak. Według niego rodzina zmarłego otrzyma wsparcie polskich władz, podczas spotkania zostaną również przekazane kondolencje.
Dyrektor biura prasowego poinformował też, że polski urząd konsularny wysłał pismo do lokalnych władz z prośbą o wsparcie w sprawie incydentów ksenofobicznych w Essex.
- Każdorazowo w przypadku tego typu zdarzeń prosimy naszych rodaków o informowanie policji, ale także apelujemy o kontaktowanie się z naszą placówką. Polskie służby dyplomatyczne i konsularne podejmują stosowne działania, weryfikują także na bieżąco doniesienia medialne o każdym zdarzeniu, które może mieć charakter ksenofobiczny - mówił Sobczak.
Według niego brytyjska policja w związku ze zdarzeniami o podłożu ksenofobicznym i z uwagi na działania podejmowane przez polskie służby konsularne podjęła kontakt z organizacjami polonijnymi w Wielkiej Brytanii.
- Największa liczba incydentów o podłożu ksenofobicznym została odnotowana w pierwszych tygodniach po ogłoszeniu wyników referendum z 23 czerwca, w którym Brytyjczycy opowiedzieli się za opuszczeniem Unii Europejskiej - informował Sobczak.
Przypomniał, że czołowi brytyjscy politycy, w tym były premier David Cameron i obecna szefowa brytyjskiego rządu Theresa May, potępili tego rodzaju wydarzenia. - Ten temat jest również podejmowany w rozmowach z naszymi brytyjskimi partnerami - dodał. Sobczak zaznaczył, że jednym z priorytetów rządu Beaty Szydło, MSZ i ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego jest ochrona interesów Polaków mieszkających za granicą.
Brytyjska prasa stawia pytania
Sprawa brutalnego morderstwa komentowana jest przez brytyjskie gazety. Dzienniki stawiają pytanie, czy było to morderstwo na tle narodowościowym. Piszą, że w okolicy napięta atmosfera panowała już od jakiegoś czasu.
"Zamordowany przez tłum nastolatków za to, że był Polakiem" - to tytuł na pierwszej stronie dzisiejszego tabloidu "The Sun". Policja jest jednak ostrożniejsza i nie przesądza tej kwestii, informując tylko, że morderstwo na tle narodowościowym to jeden z tropów dochodzenia.
Historia czterdziestoletniego mężczyzny trafiła też na pierwszą stronę "Guardiana". Gazeta cytuje słowa lokalnego nauczyciela, który uważa, że niekoniecznie uprzedzenia narodowościowe były głównym motywem zabójstwa.
- Od dawna mamy problemy z młodzieżą przesiadującą tu po zmierzchu - przekonuje rozmówca gazety.
Brytyjskie media podkreślają, że tylko w tym miesiącu policja reagowała na siedem zgłoszeń w sprawie wykroczeń określanych tu szeroko jako zachowania antyspołeczne. Chodzi na przykład o drobne kradzieże czy bójki.
Tymczasem dziennik "The Times" przypomina w tym kontekście niedawne podpalenie altanki przy polskim domu w Plymouth i sklepu z jedzeniem ze Wschodniej Europy w Norwich.
Brat ofiary: to mój dom
"Daily Mail" przytacza wypowiedź 34-letniego brata Arkadiusza J., Radosława: "Spędzał z moimi dziećmi dużo czasu. Były ze mną w szpitalu - cały czas płakały. Brat był z nimi blisko. Był bardzo rodzinny".
Sam Arkadiusz J. nie miał dzieci. Mieszkał w Anglii od czterech lat, pracował w Harlow w fabryce, przy produkcji mięsa. Jak mówi jego bratowa, słabo mówił po angielsku. Miał być z tego powodu nieraz narażony na zaczepki.
"Arek zszedł na dół kupić pizzę - po raz pierwszy tak zrobił. Normalnie, zamówiłby ją do domu, ale z jakiegoś powodu poszedł ją kupić i wtedy to się stało" - opowiada Radosław, który mieszka w Harlow od 12 lat.
Stwierdza następnie, że młode nastolatki są agresywne i że sytuacja pogorszyła się po zagłosowaniu Brytyjczyków o wyjściu z UE. Nie rozważa jednak powrotu do Polski.
"Powiedziałem mu: Arek, przyjeżdżaj. Pomogę Ci znaleźć pracę. Chciał zostać (...) Mam dwoje dzieci, mamy brytyjskie paszporty. To mój dom" - cytuje jego wypowiedź "The Guardian".
Matka ofiary, która również mieszka w Anglii, na wieść o tragicznym zdarzeniu miała wrócić z wakacji.
Marsz ku pamięci
Przyjaciele Arkadiusza organizują marsz, który w sobotę przejdzie ulicami Harlow. Marsz ma się rozpocząć na placu The Stow, gdzie doszło do pobicia Polaka, o godz. 16 czasu miejscowego (godz. 17 w Polsce). Wieczorem społeczność chrześcijańska planuje zorganizowanie czuwania w miejscowym kościele.
- Znałem Arka, znam jego brata i ich mamę... To był spokojny chłopak - wspomina w rozmowie z PAP Eric Hind, jeden z organizatorów sobotniego marszu. - Ten marsz organizujemy po to, aby oddać mu hołd i powiedzieć głośno o problemach, które istnieją w Harlow. To, co się stało z Arkiem, to wynik tego, że zbyt długo nikt nic nie mówił, trzymaliśmy to w sobie - podkreślił.
- Chcę, żebyśmy pokazali, że problem jest realny - i nie dotyczy tylko Polaków. Równie dobrze mogłoby chodzić o Rumunów, homoseksualistów, czarnoskórych. Rasizm, dyskryminacja nadal istnieją. Jesteśmy regularnie poniżani żartami i komentarzami - tłumaczył Hind.
Jak zaznaczył, liczy na to, że marsz odbędzie się w kompletnej ciszy. - Już słyszeliśmy pomysły o flagach, racach... Nie chcę tego - wolę, żeby to był cichy marsz, który pokaże naszą siłę i solidarność. Mieszkam tu 14 lat, mam córkę, która jest Brytyjką i nie zamierzam się stąd ruszać - powiedział stanowczo.
"Obrażali Polaków"
Jedna z mieszkanek przyznała w rozmowie z polskimi mediami, że słyszała, jak napastnicy obrażali Polaków ze względu na ich narodowość. Policja wciąż jeszcze nie potwierdza, czy to polska narodowość była główną przyczyną ataku, traktując to jako jeden z wątków śledztwa.
Przybyły na miejsce patrol policji znalazł obu mężczyzn - 40-letniego Arkadiusza J. i jego 43-letniego kolegę - nieprzytomnych, leżących na chodniku. Obaj zostali natychmiast zabrani do szpitala.
Młodszy z nich zmarł w poniedziałek wieczorem w Addenbrooke Hospital w Cambridge w wyniku odniesionych ran głowy. Starszy został wypisany po krótkiej hospitalizacji i jest w szoku - samego wydarzenia nie pamięta, bo ocknął się dopiero w szpitalu.
"Znaliśmy się dwa lata"
W poniedziałek wieczorem na the Stow spotkała się grupa Polaków, którzy znali ofiarę zabójstwa.
- Znaliśmy się dwa lata. Arek był bardzo miły, ciepły, życzliwy - wspominała łamiącym się głosem jedna z kobiet, która pracowała w tej samej firmie. - Dotychczas oglądaliśmy telewizję, coś słyszeliśmy o atakach na Polaków, ale kiedy bezpośrednio to nas dotyka, to cała perspektywa się zmienia. Ciężko będzie po tym tutaj żyć, patrzeć na siebie - dodała.
Jak relacjonowali zgromadzeni, zaatakowani Polacy przyszli na the Stow po to, by zrobić sobie krótką przerwę w malowaniu mieszkania przygotowywanego do wizyty matki jednego z nich. W ciągu kilku minut zostali skatowani.
W toku śledztwa policja zatrzymała dotychczas sześciu nastolatków w wieku 15-16 lat, z czego pięciu zostało wypuszczonych za kaucją. Szósty pozostaje w areszcie.
- Ze wstępnych ustaleń wynika, że ofiary jadły razem posiłek i rozmawiały, kiedy zostały skonfrontowane przez grupę około 15-20 nastolatków, zarówno chłopaków, jak i dziewczyn. Według naszej wiedzy nie wszystkie te osoby brały udział w ataku i wierzymy, że część z nich będzie w głębokim szoku, wiedząc, do czego to doprowadziło - powiedział starszy oficer śledczy Al Pitchen.
Z kolei superintendent Andy Mariner zapewnił, że policja wzmocniła ochronę części miasta, w której mieszkają Polacy, aby zapobiec ewentualnym dalszym atakom.
To nie pierwszy atak
Mieszkający w Harlow Polacy przyznali, że to nie pierwszy raz, kiedy stali się ofiarami ataków lub wyzwisk ze strony Brytyjczyków. Jak wspominali, do podobnego ataku doszło zaledwie kilka tygodni wcześniej, kiedy dwaj mężczyźni - również Polacy - trafili z ciężkimi obrażeniami do szpitala. - To nie jest bezpieczna okolica - podkreślali rozmówcy.
- Pracowałam tutaj u bukmachera, na rogu tego placu. Kręci się tu pełno osób, które są pijane, pod wpływem narkotyków i jak usłyszą, że nie jesteś Anglikiem, to rzucają wszelakimi wyzwiskami - mówiła Mirosława Gust-Majdzińska.
- Po Brexicie to się nasiliło. To efekt tego, że Cameron mówił, że Polacy przychodzą tu po benefity, zabierają pracę, wysyłają zasiłki dla dzieci do Polski. Wtedy ludzie zaczęli najbardziej nienawidzić Polaków - powiedziała.
Z kolei właściciel lokalnego sklepu "U Polaka" Jacek Góra zbierał wczesnym wieczorem podpisy na polskiej fladze, którą chce położyć na miejscu zdarzenia, żeby uczcić pamięć ofiary. - Ta flaga będzie symbolizowała naszą pamięć o Arku. Był moim klientem, znałem go, widziałem go codziennie. Był tutaj nawet w sobotę, krótko przed tym, jak to się zdarzyło - mówił.
- Myślę, że problem niekoniecznie wynika z rasizmu czy niechęci wobec Polaków, ale problemów z młodzieżą. To byli młodzi ludzie, 15 i 16 lat. To nie jest spokojna okolica, wszyscy wiedzą, jak tu jest, ale wiadomo, nie jesteśmy w swoim kraju, musimy na to patrzeć z dystansem - opowiadał. Jak przyznał, pomimo sobotniego ataku nie planuje powrotu do Polski.
Radni z rządzącej miastem Partii Pracy zapewniali, że władze Harlow zrobią wszystko, aby zapobiec dalszym incydentom.
"Szok dla wszystkich"
- To szok dla wszystkich. Statystycznie ta część dzielnicy ma największą liczbę obcokrajowców, pracowników z Europy Środkowej. Mamy z nimi dobre relacje, spotykamy ich często w lokalnym kościele - podkreślał Danny Purton, który przyszedł porozmawiać z lokalną społecznością o tragicznych wydarzeniach sobotniej nocy.
Inna radna, Waida Forman, przyznała, że ataki na Polaków mogą być związane z czerwcowym referendum ws. wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
- Dla wielu ludzi Brexit był tym, co uruchomiło ich nienawiść. Nie wiemy jeszcze, czy to był atak bezpośrednio motywowany narodowością ofiar czy nie, ale te wszystkie wypowiedzi Nigela Farage'a o migrantach... Łatwo jest po prostu mówić, że przyjeżdżają tutaj, zabierają pracę, kosztują budżet, ale to po prostu nie jest prawda - podkreślała.
Harlow to głosujące na Partię Pracy ponad 80-tysięczne miasteczko w południowo-wschodniej Anglii, które jednak opowiedziało się w referendum za wyjściem z Unii Europejskiej. Polacy, jak w wielu miejscach Wielkiej Brytanii, stanowią tu najliczniejszą mniejszość narodową. Według oficjalnych statystyk z 2013 roku mieszka ich tu ponad 1,5 tys.