Egzekucja pod Łodzią. Partnerka zabitego mężczyzny o kulisach tragedii
Nieco ponad tydzień po tragedii, do której doszło pod Łodzią, pojawiają się kolejne informacje i wraca pytanie, czy można było temu zapobiec. Pani Anna, partnerka mężczyzny, który został zastrzelony, opowiedziała, co dokładnie wydarzyło się tego wieczoru. Zdradziła też, że kilkanaście dni wcześniej Dawid M. groził panu Adamowi bronią. - Pojechaliśmy zgłosić to na komisariacie i... koniec tematu - wspominała.
07.10.2024 | aktual.: 07.10.2024 22:00
Na światło dzienne wychodzą kolejne dramatyczne okoliczności brutalnego zabójstwa, do którego doszło w ubiegłą sobotę pod Łodzią. To wówczas 39-latek, po wypadku drogowym, zastrzelił drugiego kierowcę - obecnego partnera kobiety, z którą wcześniej był związany i z którą ma dziecko.
Następnie mężczyzna uciekł z miejsca zdarzenia, a gdy później do jego kryjówki dotarli policjanci, postrzelił się śmiertelnie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wjechał w ich samochód. Potem podszedł i zaczął strzelać
Jak opisywał dziennikarz programu "Uwaga!" w TVN, 39-letnia Anna z partnerem Adamem i dwójką dzieci wracali autem do domu, gdy nagle za nimi pojawił się pędzący mercedes. Jego kierowca zaczął celowo uderzać samochodem w tył toyoty pani Anny. Za trzecim razem auto przekoziołkowało, wpadło do rowu i zatrzymało się na dachu.
- Podchodził do nas i cały czas strzelał. Zaczęłam krzyczeć, że w samochodzie jest Jasio, czyli nasze wspólne dziecko. W tym momencie strzelił w szybę obok Jasia. Kopnął nogą szybę i mówi: "Jasio wychodź". Jasio zapytał, czy na pewno go nie zabije. Powiedział, że nie. Wyciągnął go. W tym momencie moja córka wystawiła głowę przez okno i również zapytała, czy jej nie zabije. On ją wyciągnął i powiedział, że zabije matkę i jego - mówiła w rozmowie z dziennikarzem TVN pani Anna.
Ja opisuje, pan Adam wyszedł przez otwarte drzwi i chciał zajść napastnika od tyłu. - Jak ten się zorientował, to niestety Adam był już w zbyt bliskiej odległości. I zaczął uciekać - dodaje kobieta.
W tym czasie na miejsce dojechała koleżanka pani Anny z chłopakiem. Bojąc się, że napastnik wróci, uciekli w kierunku lasu. Dobiegli do stojącego nieopodal domu, tam znaleźli schronienie, a po jakimś czasie przyjechali policjanci i strażacy.
- Policjanci do strażaków powiedzieli: "Może by pójść szukać?". Padło: "A, co ty kulkę chcesz w łeb? Teraz jest tam za dużo ludzi" - wspominała pani Anna.
- Czterech policjantów, 12-15 strażaków i nikt nie wyraził chęci, żeby poszukać go z nami - dodał pan Tomasz, brat pani Anny.
Dlatego sami przeczesywali teren. Jednak kiedy znaleźli pana Adama, na pomoc było już za późno.
Tragedii można było zapobiec?
Jak opisuje TVN, kilkanaście dni wcześniej Dawid M. zaczaił się na pana Adama tuż koło jego domu i groził mu bronią.
- Następnego dnia pojechaliśmy zgłosić to na komisariacie w Głownie i… koniec tematu. To było półtora tygodnia temu - zaznaczyła pani Anna.
- Mężczyzna był przez nas poszukiwany. Dążyliśmy do tego, żeby tego mężczyznę najszybciej zatrzymać - stwierdził podkom. Robert Borowski, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Zgierzu.
Przemoc domowa. "Coraz bardziej agresywny"
Pani Anna postanowiła odejść od Dawida M. kilka lat temu. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości, stawał się coraz bardziej agresywny. Ostatecznie opuścił wspólny dom, lecz koszmar pani Anny trwał. Na zmianę - raz prosił kobietę o kolejną szansę, innym razem straszył, między innymi podpaleniem.
W sierpniu zeszłego roku wtargnął do domu pani Anny z nożem. Sąd skazał go wtedy między innymi na trzy miesiące więzienia i zakazał kontaktów z byłą partnerką przez pięć lat.
Czytaj również:
Źródło: TVN/WP