Brudna gra KEP. Jak biskupi pozbawili Kościół wiarygodności [OPINIA]
Moralne samobójstwo Konferencji Episkopatu Polski - tak najkrócej podsumować można decyzję o likwidacji zespołu zajmującego się powołaniem niezależnej komisji ekspertów zajmujących się pedofilią w Kościele i odwołaniu Prymasa Polski z funkcji odpowiedzialnego za niego. To wraz z podaniem nazwiska nowego odpowiedzialnego za powołanie komisji oznacza, że biskupi w istocie po raz kolejny okłamali i wiernych i skrzywdzonych - pisze dla WP Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Jeden z moich znajomych, informatyk z zawodu, ale filozof z wykształcenia, gdy dowiedział się, co zrobili biskupi - bez specjalnego podziwu - powiedział: nauczyli się chłopaki grać jak najbardziej niemoralne, wielkie korporacje. Mają pełne usta moralności i zapewnień o potrzebie duszpasterskiej troski, a zachowują się jak skończone...". Tu każdy może sobie wstawić dowolne obelżywe słowo, bo nie zdecyduję się tu na ich użycie.
I choć nie pochwalam używania wulgaryzmów w odniesieniu do nikogo, to trudno o lepsze podsumowanie tego, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, i co znalazło kulminację w ostatnich dniach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kot z Ukrainy kontra dron. Zaskakujący finał pojedynku
Liderzy instytucji, która chętnie poucza innych i od swoich wiernych wymaga respektowania licznych zasad oraz przekonuje, że kłamstwo jest złem, a brak zadośćuczynienia sprawia, że nie otrzymuje się rozgrzeszenia, okłamali wiernych. Co więcej, nie dotrzymali złożonego publicznie wiele razy słowa i… postanowili dalej (jak już wiele razy w innych sprawach, by przypomnieć tylko kwestię współpracy biskupów i księży z bezpieką) pozorować działania i zwodzić skrzywdzonych.
A wszytko dlatego, że biskupom wydaje się, że im wolno, że to oni mają pełnie władzy i że nikt nie może ich rozliczyć. To oczywista nieprawda, bo rozliczą ich z tego nie tylko Bóg, ale także wierni (wcześniej lub później) i wreszcie sądy, które - mam nadzieję, że dzięki działaniu sztabu prawników - będą zmuszać biskupów do ujawniania dokumentów i do wypłacania zadośćuczynień skrzywdzonym.
O czym mówię? O decyzji o rozwiązaniu zespołu i odwołaniu jego szefa arcybiskupa Wojciecha Polaka, zajmującego się powołaniem Komisji zajmującej się skalą pedofilii i jej tuszowania w Kościele, podjętej podczas ostatniego zgromadzenia plenarnego KEP.
Na jego miejsce powołano zaś biskupa Sławomira Odera, który ma stworzyć sobie nowy zespół. Dlaczego decyzja ta oznacza - w istocie - okłamanie wiernych, też jest dość oczywiste.
Decyzja KEP jest pokłosiem ostrego sporu między zespołem a Radą Prawną KEP, który trwa od dawna. Członkowie Rady Prawnej od dawna chcieli odrzucenia samej idei powołania komisji i robili wszystko, by zablokować jej powstanie. I choć podczas poprzedniego posiedzenia plenarnego KEP to się nie udało, to tym razem odnieśli sukces i pozbawili odpowiedzialności za nią Prymasa Polski i odwołali jego, zdeterminowany do działania, zespół. A w jego miejsce powołali biskupa, który… jest członkiem Rady Prawnej i otwarcie mówi, że trzeba zmienić ludzi przygotowujących komisję, bo ci nie reprezentowali odpowiedniego podejścia.
Co to znaczy? Odpowiedź też jest jasna: stali po stronie skrzywdzonych, a nie instytucji, a to z perspektywy KEP jest niedopuszczalne.
Biskup Sławomir Oder znany jest także z tego, że utopił uczciwe dochodzenie w sprawie Jana Pawła II i jego podejścia do pedofilii. To on - a sam o tym opowiadał - w ramach zbadania tej sprawy zadał pytanie kardynałowi Sodano (który tuszował i krył na potęgę) i kardynałowi Ratzingerowi. A gdy ci powiedzieli, że wszystko było super, to nie badał już nic więcej. Bo po co, skoro kardynałowie mówią, że było OK.
Tak wyglądało jego dochodzenie. I można - bez ryzyka większego błędu - przypuszczać, że właśnie dlatego został nowym odpowiedzialnym za powołanie komisji.
Decyzja o tym, by jeden z nielicznych (tak drogie Ekscelencje i Eminencje) wiarygodnych w tej sprawie biskupów, jakim był arcybiskup Wojciech Polak, został odsunięty od tworzenia Komisji, w jego miejsce powołano biskupa Odera (który w tej sprawie jest mniej więcej tak wiarygodny jak arcybiskup Sławoj Leszek Głódź w sprawie trzeźwości), oznacza, że podjęto decyzję o tym, że uczciwiej komisji nie będzie.
Ale warto też powiedzieć, że odsunięcie Prymasa oznacza, że od sprawy odsunięto jednego z nielicznych zaangażowanych, znających się na rzeczy i chcących prawdy hierarchów. To jasny sygnał, że Episkopat nie chce prawdy, nie chce sprawiedliwości, nie chce nawet zwykłego ludzkiego dotrzymania słowa. KEP właśnie się skompromitował, bo od tej pory o kimś, kto nie dotrzymuje słowa, trzeba będzie mówić, że dotrzymuje słowa jak KEP w sprawie Komisji.
To zaś oznacza - nie tylko dla mnie, ale dla wielu świeckich katolików, o osobach skrzywdzonych nie wspominając - w istocie śmierć nadziei. Wielu z nas wciąż ją miało, liczyło na to, że zmiana jest możliwa i że gesty wykonywane przez część z biskupów i ich własne słowa mają jakieś znaczenie i prowadzą do jakiejś zmiany. Ta nadzieja została pogrzebana.
Już wiadomo, że gdy biskupi coś mówią, to oznacza to tylko tyle, że mówią, gdy składają obietnice, to tylko po to, by ich nie dotrzymać. "Cóż szkodzi obiecać" - myślą sobie biskupi i w głębokim poważaniu mają to, że ktoś im wierzy, że ktoś na nich liczy. I chciałbym napisać, że widzę różnice między poszczególnymi biskupami (bo przecież jakieś są), ale… to, że żaden z nich nie odciął się od tej decyzji publicznie, oznacza, że w istocie ważniejsza od własnej wiarygodności jest dla nich korporacyjna solidarność.
Nic więcej się nie liczy. I to jest kolejny powód, dla którego umiera nadzieja. Z tym układem w Episkopacie, z tym nuncjuszem, z tym dominującym myśleniem i wiarą w to, że Kościół uratuje polityka, a nie radykalna wierność Ewangelii nie ma nadziei na zmianę. To musi zgnić i rozpaść się.
A skoro tak, to teraz przyszedł czas na działania świeckich. Jeśli nie da się już zawalczyć o wiarygodność instytucji, bo postanowili ją pochować sami biskupi, to można i trzeba zawalczyć o wiarygodność świeckich w Kościele. My też jesteśmy Kościołem, i jeśli z Ewangelii rezygnują biskupi, to nie zwalnia nas z wierności jej. A ona stawia przed nami proste zadanie. Świadczyć, że Jezus nie stoi obecnie po stronie biskupów, ale oszukanych (po raz kolejny) skrzywdzonych. Dziennikarze muszą opisywać kolejne sprawy, nie odpuszczać, ale walczyć. A prawnicy wspierać - prawnie, i w każdy inny możliwy sposób - uzyskiwanie odszkodowań i zadośćuczynień dla skrzywdzonych od diecezji (to jedyny język, który rozumie znacząca część KEP).
To jest teraz zadanie dla nas. Innej drogi zachowania wiarygodności - już teraz bez KEP, który postanowił się jej pozbawić - nie ma.
Ważne są też działania symboliczne, a te już są podejmowane. Kilku księży napisało ważne listy do skrzywdzonych, a świeccy rozpoczęli akcję "Kamienie wołać będą". Wysyłają albo zostawiają biskupom kamienie przed pałacami biskupimi, opatrzone takim właśnie cytatem z Ewangelii. Piszą to także na chodnikach przez siedzibami kościelnych hierarchów. Co oni na to?
Symbolicznym przykładem ich postawy jest to, co wydarzyło się w Krakowie. Tam, gdy kobieta napisała na chodniku taki cytat, kurialiści wysłali pracownika z mopem, by ten zmył go, a kobietę oskarżyli o profanację. To tak głupie, że aż się wierzyć nie chce, że to zrobiono.
A jednak. I to także pokazuje, na jakim etapie jest Konferencja Episkopatu Polski. Biskupom wydaje się, że mogą wymazać mopem nie tylko własne słowa, ale i Ewangelię. I to jest naprawdę haniebne.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski
Jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in. "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła, jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".