"Brawo policja w Lublinie"? Poczekam na bardziej przekonywujące argumenty
Dlaczego wstrzymam się z pochwałami za działania policji podczas lubelskiego Marszu Równości? Sam będę bił brawo dopiero wtedy, gdy za sprawą ministra policja będzie policją, która łamanie prawa widzi zawsze z tą samą ostrością.
14.10.2018 | aktual.: 14.10.2018 14:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Świadomie czy nie, minister Brudziński i podległe mu służby naruszyli w Lublinie podczas Marszu Równości prosty podział na "my" i "oni".
Wcześniej ten podział naruszył prezydent związany z Platformą Obywatelską oraz sądy. Do końca nie było wiadomo, kto tu jest za wolnością, dla niektórych odczytywaną jako swawolą, a kto za porządkiem odbieranym przez niektórych jako ograniczanie swobód obywatelskich.
Coś, co wydaje się oczywiste, czyli zdecydowana rekcja policji w sytuacji zagrożenia, nagle stało się działaniem, które burzy proste podziały i zrozumiałe opowieści. To, co wydarzyło się w Lublinie, jest nie na rękę każdej z przybudówek, które wspierają którąś ze stron politycznego sporu. Dotychczasowy podział ról został zaburzony.
Jedna policyjna interwencja staje się tym samym punktem zwrotnym, który będzie sprawdzianem co do intencji i zamierzeń. Scenariusze mogą być dwa. Pierwszy to ten, który zakłada zmianę polityki przyzwolenia na chuligaństwo w myśl powiedzenia "lepiej późno niż wcale".
Ten scenariusz kazałby mieć nadzieję, że nie wystarczy identyfikować się z władzą, czy szerzej z prawicą, by móc pozwalać sobie na więcej - tylko dlatego, że przecież "racja jest po naszej stronie”. Nie wystarczy być kibolem, by bez względu na to, co się robi, nosić miano patrioty, nie wystarczy być prawicowym publicystą, by móc bezkarnie wyzywać wszystkich, którzy myślą inaczej.
Jeśli coś, co wydarzyło się w Lublinie, to znak, że skończyło się przyzwolenie na samodzielne wymierzanie ulicznej sprawiedliwości w imię wyimaginowanego poczucia wyższości, to należą się ministrowi Brudzińskiemu i szefom policji brawa.
Choć na pewno nie będą ich bić ci, którzy chcieliby przy innej okazji blokować inne marsze. Czy to z białymi różami w rękach, czy siadając na drodze przemarszu demonstracji, które im się nie podobają. Bo przecież zasada jest za każdym razem ta sama. Przekonanie, że "„my" ma większą rację i wartość moralną niż "on".
Po tej drugiej stronie też nie brakuje tych, którzy są przekonani, że mają prawo obrażać kogoś tylko dlatego, że odebrał im władzę, że mogą blokować ich marsze, bo są zbyt mało europejskie i urągają ich przeświadczeniu o tym, co wypada, a czego należy się wstydzić.
Jeśli z Lublina popłynie sygnał, że prawo jest prawem i nawet jak się z nim nie zgadzasz, to i tak musisz je respektować, to będzie to cenna lekcja dla wszystkich. Wymagać to będzie jednak zdecydowanych i systemowych zmian. Przed ministrem Brudzińskim i podległymi mu służbami poważny sprawdzian.
Niewykluczony jest bowiem też drugi scenariusz. Ten, który zakłada, że wydarzenia w Lublinie to tylko ostrzeżenie dla tych, którzy chcieliby swoją sprawiedliwość wymierzać podczas Marszu Niepodległości.
Gdzie w znacznym stopniu role się odwracają. Ci, którzy w Lublinie rzucali kamieniami, zamieniają się w gorliwych patriotów. Ci, którzy demonstrują potrzebę tolerancji, nagle pokazują, że i dla nich są granice tolerancji. I to pokazują w nie mniej radykalny sposób. Role przypisane wiele lat temu odgrywane co roku z większym zapałem nie pozostawiają złudzeń, że będzie tak i w tym roku.
Sam będę bił brawo dopiero wtedy, gdy za sprawą ministra policja będzie policją, która łamanie prawa widzi zawsze z tą samą ostrością.
Gdy widzi je nie tylko wtedy, gdy lecą kamienie w samych policjantów, ale również i wtedy, gdy ktoś będzie próbował podczas Marszu Niepodległości wykluczać z grona Polaków tych, którzy mają inne poglądy, inny kolor skóry i głosują na kogoś innego niż ci, którzy uważają się za jedynych słusznych patriotów.