Brak oznak życia na miejscu zasypanej szkoły
W trzy dni po tragedii na filipińskiej wyspie Leyte, gdzie w ubiegły piątek na wieś osunęło się zbocze góry, przedstawiciele wojskowych biorących udział w akcji ratowniczej, podali, że brak jakichkolwiek oznak życia na miejscu, w tym przede wszystkim w przysypanej przez
zwały ziemi i błota szkoły.
20.02.2006 | aktual.: 20.02.2006 08:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zobacz także galerię:
Jak dotąd nie pojawiły się oznaki życia - powiedział pułkownik Raul Farnacio. Wyjaśnił, że szkoła, w której znajdowało się 250-300 uczniów, pogrzebana została pod 35-metrową warstwą ziemi.
Wcześniej, po zastosowaniu specjalnie sprowadzonych czujników i detektorów głosu, ratownicy mieli usłyszeć dochodzące spod ziemi dźwięki o charakterze mechanicznym, które - według przypuszczeń - mogły pochodzić z zasypanego budynku szkoły. W poniedziałek ratownikom udało się przekopać dopiero przez około połowę warstwy błota i skał, pokrywającej budynek szkolny.
Filipińskie dowództwo, kierujące akcją ratunkową, przyznało, że pod lawiną prawdopodobnie zginęli wszyscy mieszkańcy zasypanej wsi - ponad tysiąc osób. Oficjalnie urząd gubernatora prowincji Południowej Leyte potwierdza śmierć tylko 72 osób. 923 nadal uznaje się za zaginione. W niedzielę w masowym grobie pochowano 30 ciał, po które nikt się nie zgłosił.
W akcji ratowniczej uczestniczą amerykańscy wojskowi a także ratownicy z Tajwanu.