Boniek splunął pod wiatr. Nie zauważył, że nadciąga huragan
Naród w żałobie, za granicą się z nas śmieją. Nawet gdyby Polska Fundacja Narodowa wydała miliony, zatuszować tego blamażu nie da rady. Przeciętny Brytyjczyk, Francuz czy Włoch nie słyszał, że Polska wstała z kolan. Ogląda mecze i widzi, że Polska leży plackiem. Nie ma innego wyjścia, trzeba znaleźć winnych.
26.06.2018 | aktual.: 26.06.2018 16:18
Jest lato 2012 roku. Po skandalu korupcyjnym w PZPN, Grzegorz Lato odlicza dni do końca swojej kariery prezesa związku. Polską piłkę chcą ratować wszyscy. "Uzdrowienie" i "odnowa moralna" – to słowa najczęściej powtarzane w tym gorącym okresie. Swoje pięć groszy wtrąca również PiS. Jarosław Kaczyński receptę ma o tyle prostą, co ostrą: 1. Trzeba zmienić ustawę o sporcie; 2. Wybrać kuratora w PZPN po negocjacjach z UEFA i FIFA; 3. Przyjąć ustawę o futbolu.
Odważył się odmówić prezesowi
Skąd wzmianka o UEFA i FIFA? Kaczyński pamięta jaką kompromitacją rządu Donalda Tuska skończyła się próba wprowadzenia kuratora do PZPN. FIFA zagroziła wykluczeniem Polski z "piłkarskiej rodziny", jeśli polski rząd będzie się mieszał w wewnętrzne sprawy krajowej federacji. I Tusk się ugiął. Na pocieszenie pozostało mu, że nie był w tym osamotniony. Z FIFA przegrywał rząd Grecji i Albanii, z jej dyktatem musiała pogodzić się i Hiszpania, i Rosja.
Jako mediatora w rozmowach z UEFA i FIFA, Kaczyński widział wtedy Zbigniewa Bońka. W odpowiedzi prezes usłyszał: "Polska piłka ma potrzebę głębokich zmian, ale musi zrobić to sama (…). Politycy nie są po to, aby zarządzać lub starać się wywierać nacisk na jakiekolwiek niezależne stowarzyszenie w tym kraju".
Krótko, co było dalej. Grzegorz Lato ustępuje jesienią 2012 r. Jego następcą zostaje Boniek. Szef PZPN rok później na trenera kadry namaszcza Adama Nawałkę. Po kilku potknięciach "Orły Nawałki" idą jak burza – udane Euro, historyczne zwycięstwo nad Niemcami, awans na mundial w Rosji. Apetyty na sukces są wielkie, gargantuiczne wręcz. Porównywalne z apetytem zostania szefem PZPN, a potem PKoL przez Ryszarda Czarneckiego. I koniec jest podobny jak w przypadku prominentnego polityka PiS – klapa na całej linii.
"Pewien etap się skończył"
1:2 z Senegalem, 0:3 z Kolumbią. Naród w żałobie, za granicą się z nas śmieją. Nawet gdyby Polska Fundacja Narodowa wydała błyskawicznie setki milionów naszych pieniędzy, to zatuszować tego blamażu nie da rady. Przeciętny Brytyjczyk, Francuz czy Włoch nie słyszał, że Polska wstała z kolan, bo polityka europejska niewiele go obchodzi. Ogląda mecze, czyta komentarze i wie, że Polska leży plackiem. Nie ma innego wyjścia, trzeba znaleźć winnych.
Oczywistym kozłem ofiarnym jest trener (do niedawna Orłów, a dziś – jakież to okrutne - nielotów) Adam Nawałka. Prezes PZPN mówi, że "pewien etap się skończył", ale nie deklaruje jednoznacznie, czy z Nawałką przedłuży kontrakt. Potem Boniek, jak to ma w zwyczaju, oddaje się swojej pasji – pisze na Twitterze.
I za partnera wybiera sobie Krystynę Pawłowicz. Gorzej nie mógł, bo posłanka znana z sejmowej nieefektywności, ale ciesząca się duża popularnością w mediach społecznościowych, jest gwarancją, że wpis „się rozniesie”. Prezes zafascynowany jej niewiedzą piłkarską zaprasza ją po mundialu na kawę i dostaje kosza. „Nie. Najpierw przeprosiny kibiców i zwrot kosztów” – odpowiada Pawłowicz.
Pogaduchy w sieci na tym poziomie, można by z powodzeniem skwitować wzruszeniem ramion. Tyle, że dzieje się to w momencie, gdy rozliczenia po mundialu dopiero się zaczynają. Tymczasem lista polityków „dobrej zmiany”, z którymi Zbigniew Boniek wdał się w ostre utarczki, jest długa jak droga z Warszawy do Kazania, w którym dostaliśmy łupnia od Kolumbii.
Na razie wyciągane mu są z pozoru niewinne "przewiny" jak reklamowanie piwa czy firmy bukmacherskiej. Zaraz pewnie przyjdzie jednak czas, gdy padną pytania o to, gdzie płaci podatki (w Polsce, a może we Włoszech).
Sposób na uzdrowienie sytuacji
Czy w zaciszu gabinetów oficjeli PiS przypadkiem już nie toczą się dyskusje jak ograć Bońka, postrzeganego jako przyjaciela Platformy? Bo choćby prezes PZPN zaprzeczył tysiąc razy, to jego sympatie polityczne są widoczne bardziej niż sam by tego chciał.
A gdy po "odpowiednich zabiegach dyplomatycznych" – jak to ujął Jarosław Kaczyński - w europejskiej i światowej federacji, PiS dostanie zielone światło, będzie można pomyśleć o wyborze prezesa, który zagwarantuje nam niekończące się pasmo sukcesów.
Oczywiście bardzo trudno porównać obecną sytuację w PZPN, z tą z czasów Grzegorza Lato - tam chodziło o zarzuty poza sportowe. Niemniej PiS trudno pogodzić się z sytuacją, że tak ważnej społecznie dziedziny - a taką jest piłka nożna - nie może otoczyć "opieką" i "szczególną troską". Dopiero wtedy, gdy ten parasol ochronny zostałby rozłożony, mogłoby zostać wreszcie powołane do życia Narodowe (jakżeby inaczej) Centrum Rozwoju Futbolu. Również reprezentacja już nigdy nie grałaby "o honor", a o najwyższe stawki.
Zniknęłaby też jedna z ostatnich, istotnych białych plam, na mapie wpływów PiS. Sytuacja zostałaby "uzdrowiona".