Bójcie się i wybierajcie. Wszystkie "wojny" Jarosława Kaczyńskiego
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zmienia miasta, miasteczka i wsie. Zmienia oklaskujących go polityków. Nie zmienia poglądów. Unię Europejską łączy z Niemcami, Niemców z Donaldem Tuskiem, Tuska z niepolskością i kryzysem, a kryzys ze światem zewnętrznym. Tak prezes PiS objeżdża Polskę.
"Wojnę" o władzę toczy z opozycją.
"Wojnę" o pieniądze z Unią Europejską, którą trzęsie Berlin.
"Wojnę" o to, komu polskość przeszkadza z Donaldem Tuskiem. Tak samo jak tę, o to, kto Polskę wprowadzi pod "niemiecki but".
Wrogiem i to czasami nawet wrogiem nierozgarniętym jest każdy, kto nie podziela jego wizji i chrześcijańskich wartości.
Wsłuchując się w wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego - podczas spotkań z mieszkańcami kolejnych powiatów Polski - można odnieść wrażenie, że w jego alfabecie występują ostatnio tylko dwie litery - "W" - jak wojna właśnie i w wersji łagodniejszej "K", jak konflikt. O wszystko i ze wszystkimi. Choć wcale nie mówimy o starciu siłowym i militarnym. To niekończąca się kłótnia. O Polskę.
Nawet decyzja wyborcza ma być nie wyborem dziejowym, a niemal wojną dobra ze złem. Kto jest dobry to - z perspektywy prezesa - oczywista oczywistość. On i jego obóz.
I choć miejsca się zmieniają, to nie zmieniają się tematy poruszane przez Kaczyńskiego. Są oczywiście "żarty" nowe i te stare (o zmianie płci z Jasia na Małgosię), anegdoty i wspomnienia, ale tylko twierdzenia od lat się nie zmieniają: o Tusku, Niemczech, Unii Europejskiej, osobach LGBT+.
"Niestawianie się̨ daje co najwyżej "kijek w tyłek". (…) Niemcy łatwo nie rezygnują̨, szczególnie, jeżeli widzą słabego partnera. (…) Polska miała robić to, co Niemcy. (…) Będąc problemem, Polska zwiększała swoje znaczenie. (…) Peryferyjne, naśladowcze, małpiarskie elity uważają̨, że tak nie uchodzi. (…) Mamy do czynienia z niebywałym skundleniem polityczno-kulturowego establishmentu. (…) Pewnego dnia obudzimy się̨ w mniejszej Polsce".
To Jarosław Kaczyński z sprzed 10 lat - z książki "Polska naszych marzeń". Kompilację tych przemyśleń usłyszą zapewne w sobotę i niedzielę - 5 oraz 6 listopada - mieszkańcy kolejnych miast. Na liście: Suwałki, Ełk, Olsztyn, Ostróda.
Prawdopodobnie usłyszą też, że choć prezes buduje Polskę według własnego planu od ponad 2 tys. dni (tyle czasu minęło od wygranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich z 2015 roku) to wciąż jej nie wybudował. Nie wybudował, bo co rusz mu ktoś przeszkadza. Ale on ciągle marzy. A jak mówi Elżbieta Jakubiak - była szefowa gabinetu prezydenta Lecha Kaczyńskiego - dawno nie widziała Jarosława w tak dobrej formie.
Gry Kaczyńskiego
- Jarosław Kaczyński jest arcymistrzem gry w konflikt i wrogów - mówi wprost prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
- W polskiej polityce nikt nigdy i tak mocno nie eksponował kwestii konfliktu, nie kreował wrogów. Jarosław Kaczyński ma niebywały talent do wyczuwania strachów i wszystkiego, co Polaków dręczy. On wyciąga to na powierzchnię, podkreśla i zdobywa tym głosy wyborców.
Profesor uważa, że politykę w Polsce od dawna buduje się na ludzkich lękach. A Jarosław Kaczyński - nawet, gdy nie był u władzy - był numerem jeden tej gry.
- Straszenie jest starym i sprawdzonym mechanizmem zdobywania i sprawowania władzy. Kaczyński doskonale to wie, opozycja też. Ona straszy tym, że PiS wyprowadzi Polskę z Unii, że PiS to dyktatura, że prowadzi nas do rosyjskiej strefy wpływów, i że zbankrutujemy przez obecną politykę gospodarczą - dodaje profesor.
Z kolei prof. Sławomir Sowiński - również politolog - ocenia: - Coraz więcej wskazuje na to, że kampania wyborcza Prawa i Sprawiedliwości będzie oparta na kwestiach bezpieczeństwa: ekonomicznego, politycznego oraz militarnego. I Jarosław Kaczyński, i Donald Tusk stawiają na polaryzację. I dlatego w Polsce mamy dwie główne partie, które walczą o władzę i dwóch czołowych polityków. Przez obu taktyka dzielenia i straszenia jest stosowana od lat z powodzeniem.
Prof. Sowiński wskazuje cztery powody, dlaczego hasło "bezpieczeństwo" będzie głównym motywem kampanii.
- Po pierwsze, za wschodnią granicą trwa wojna, co buduje w Polsce sytuację społecznego niepokoju. Po drugie, politycy PiS-u dobrze wiedzą, że bezpieczeństwo jest jedną z najbardziej podstawowych potrzeb społecznych. I zwłaszcza dziś można się do niej skutecznie odwołać, opierając na niej polityczne komunikaty. Po trzecie, kwestie bezpieczeństwa - w tym ekonomicznego, ale i wewnętrznego - dobrze wpisują się też w prawicową tożsamość PiS, nawiązując do politycznej drogi środowiska Jarosława Kaczyńskiego. Po czwarte wreszcie, temat bezpieczeństwa pozwala dość zręcznie odwrócić uwagę od niewygodnych dla PiS kwestii gospodarczych - wyjaśnia profesor.
Skoro Kaczyński planuje raz po raz obiecywać Polakom bezpieczeństwo, to musi istnieć zagrożenie.
W Zamościu prezes pytał zebranych: "pomiędzy czym a czym wybieramy w tych wyborach?". Odpowiedział sam: - Z jednej strony jest obóz Zjednoczonej Prawicy, z drugiej obóz - może nie zjednoczonej, ale mówiącej w jednej sprawie wspólnym głosem - opozycji. Mówią, że rządy PiS są wielkim nieszczęściem dla Polski. A co się stanie jak, ja to określę czarnym scenariuszem, oni wygrywają i władzę przejmują? Jak ta władza będzie wyglądała?
Sala milczy, prezes ostrzega: - Polska trafi pod zagraniczny but. Każdy, kto ma choć trochę rozeznania i zdrowego rozsądku, a nie trzeba tutaj przenikliwości, przyzna, że Koalicja Obywatelska to w istocie formacja "niemiecka". To formacja, która jest jawnie bezpośrednio związana z Niemcami. I w związku z tym, o niezależności, o suwerenności ośrodka władzy nie ma mowy.
Historie o Niemcach powtarza na każdym spotkaniu.
Raz to opowieść o spotkaniu z kanclerzem Helmutem Kohlem, który miał mu powiedzieć, że "Polska powinna cieszyć się z uznanej granicy na Odrze". Kiedy indziej historia pierwszych rozmów Kaczyńskiego z Angelą Merkel. O tym, że marudziła, była niezadowolona, ale powoływała się pochodzenie z NRD, czyli znajomość wschodnich problemów.
Źli Niemcy to nie jest żadna nowość w wystąpieniach szefa PiS. Tak jak kiedyś, tak i dziś uważa, że drogą Berlina do mocarstwowości jest sojusz z Moskwą. Tak jak kiedyś, tak i dziś jest przekonany, że Niemcy światową potęgą nie będą. A skoro nie będą, to nie opłaca się z nimi na nic umawiać.
Dlaczego? Bo w Europie Niemcy nie mają wystarczającej przewagi gospodarczej i politycznej nad Francją i Wielką Brytania. Mało tego, według Kaczyńskiego oba te kraje mają to, czego Niemcy nigdy nie dostaną: własnej broni nuklearnej oraz stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. A to - według logiki prezesa - oznacza, że Niemcy zawsze będą w tyle za USA czy Chinami.
W skrócie: Niemcy nie są i nigdy nie będą samodzielnym hegemonem w Europie. I jak mawia Kaczyński: "nowe wcielenie Rzeszy Niemieckiej atrakcyjne dla Polski nie jest".
Ulubiona zbitką Kaczyńskiego są jednak słowa: "Niemcy" i but. Raz jest to twierdzenie, że "nie po to odzyskaliśmy niepodległość, żeby teraz ją stracić i wpaść spod jednego buta pod drugi". Innym razem to krótki komunikat, że "pod but niemiecki prowadzi nas Tusk". Jest też "ponad trzydzieści lat temu zaczęliśmy wychodzić spod jednego buta, a teraz pod wodzą Platformy Obywatelskiej, mamy wczołgiwać się pod drugi but" lub krótkie: "pod butem źle się żyje".
- Stosunek Jarosława Kaczyńskiego do Niemiec oczywiście ma charakter historyczny. Prezes żywi przekonanie, że o zbrodniach i zniszczeniach niemieckich oraz o odpowiedzialności Niemiec za tragedię II Wojny Światowej trzeba mówić i pamiętać nawet tysiąc lat - mówi Elżbieta Jakubiak.
- Polska, rząd PiS, chce prowadzić politykę historyczną, która nazywa po imieniu to, co się wydarzyło: to Niemcy tworzyli obozy, wykorzystywali do niewolniczej pracy i to Niemcy wysyłali miliony Polaków na śmierć. I z tym muszą się uporać sami, a nie kosztem innych. I nie jest tajemnicą, że to istotny element polityki historycznej Prawa i Sprawiedliwości. Prezes tego nie ukrywał, nie odkrył tego wczoraj, jest w tym szczery. - Oczywiście dziś nie chodzi wyłącznie o historię, ale i współczesne doświadczenia polityki polsko-niemieckiej - dodaje.
- Przesłanie Jarosława Kaczyńskiego jest proste: nie możemy im ufać na tyle, na ile byśmy chcieli. Doskonale wiemy, że sukces gospodarczy Niemiec nie wynika z ich wielkiej zaradności - jak to chętnie przedstawiają - a z wielokrotnie tańszych surowców, na których opiera się rozwój gospodarki. Na czym w takim razie oprzeć zaufanie i budować wspólnotę? Jeżeli ktoś za naszymi plecami działa przeciwko tej wspólnocie, działa tylko na swoją korzyść i niekorzyść innych, to o czym mamy mówić?
W Jedliczach prezes PiS sam sobie dopowiada: Stawka tych wyborów jest jasna. Chodzi o to, czy Polska będzie wolnym krajem, czy będzie pod butem, czy będzie chodzić na kompromisy z własnej woli, czy utraci to, co uzyskaliśmy pod 1989 roku. Inni w ofercie mają wyłącznie "program antypolski".
W Nowym Targu przekonuje, że wierzył w przemianę Niemiec. I się zawiódł. Powtarza to podczas kolejnych wyjazdów. Ciąg dalszy, co pewne, nastąpi.
"Pan Donald"
W przemianę Niemców szef PiS kiedyś wierzył. W przemianę Tuska i opozycji - nigdy. Polska - w jego ocenie - jest jedynym krajem, w którym opozycja jest "totalna". I jedynym krajem, gdzie opozycja ma się wstydzić tego, że jest z Polski.
- W wielu Polakach tkwi przekonanie, że jesteśmy mali. W gruncie rzeczy kryje się tu kompleks niższości. A my nie mamy kompleksu niższości i będziemy prowadzić kampanię, która uświadomi światu, co się w Polsce działo - mówi do swoich wyborców.
I powtarza, że Niemcy powinni Polsce wypłacić 6 bilionów złotych odszkodowania [już nie reparacji, jak początkowo - red.] za straty wojenne.
- Narody są równe, a Polacy tak samo równi jak inni. To oznacza, że Niemcy muszą wypłacić odszkodowania. To potrwa. To akcja na lata, ale ją zaczynamy - mówi.
- Jarosław Kaczyński podczas wystąpień czasami tworzy świat równoległy, w którym Polska jest w stanie wojny, ale głównym zagrożeniem nie jest Rosja, a sąsiadujące z nami Niemcy. O którym temacie prezes by nie mówił: Donald Tusk, Unia Europejska, pieniądze, bezpieczeństwo energetyczne, zawsze przejdzie do Niemiec - mówi prof. Dudek.
- Czemu ma służyć ta walka? Wszystko sprowadza się do jednego komunikatu: ciemne siły chcą Polaków pozbawić wieloletnich zdobyczy politycznych, społecznych, gospodarczych, które są efektem wyłącznie rządów PiS. Przecież Jarosław Kaczyński nie od dziś mówi, że Niemcy chcieliby, żeby Polacy całe życie jeździli starymi samochodami, a pracowali na niemieckim polu. Tak mówił, tak myślał, tak myśli - uważa prof. Dudek. - Antyniemieckie fobie prezesa PiS są stałe od lat 90.
- Losem Polaków nie ma być zbieranie szparagów czy innych owoców, a życie w zamożnym i silnym kraju. Bycia Polakami się nie wstydzimy! Warto być Polakiem! - powtarza prezes Jarosław Kaczyński w Częstochowie.
A gdy mówi o Niemczech, to zawsze dopowiada - to wybór "pana Donalda", który tam będzie szukał sojusznika. W wypowiedziach Kaczyńskiego o Tusku zmieniło się tylko jedno: powód, dla którego ma być proniemiecki.
Gdy był premierem, miał po prostu nie rozumieć słabego położenia Niemiec. Gdy został szefem Rady Europejskiej miał po prostu stawiać na własną karierę. Gdy wrócił do Polski, Kaczyński połączył obie wersje i udoskonalił. Dziś Tusk po prostu się nie zna, jest uległy i chce odpłacić się za karierę.
Dziesięć lat temu Kaczyński wspominał lata, gdy Tusk - jeszcze nie "pan Donald" - miał mu mówić, że "dziewczyny są najważniejsze". Dodawał, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej miał go oszukiwać: a to podczas układania się w 2005 roku, a to po prywatnych spotkaniach. Jego celem "nie jest pokonanie PiS, tylko anihilacja naszej partii" - pisze w książkach. To Kaczyński powtarza do dziś.
Bierna i mierna - tak mówi o opozycji. "To partia białej flagi" - dodaje. I przekonuje, że odbiera Polsce powagę na arenie międzynarodowej.
Prof. Antoni Dudek zwraca uwagę, że gdy prezes mówi o opozycji, to w rzeczywistości mówi o Tusku. W jego głowie opozycja to Tusk, Tusk to opozycja.
A skoro dla Kaczyńskiego "pan Donald" to oszust, to i opozycja musi być zdolna do fałszowania wyborów. Więc prezes PiS chce je zabezpieczać swoim komitetem obrony wyborów. Argumentuje: "Nasi przeciwnicy mówią, że wygrają wybory, a jeśli nie, to będzie znaczyć, że były sfałszowane. To znaczy, że oni sami chcą fałszować. Wybory organizują samorządy, a kto ma najwięcej samorządów? Oni, niestety, zwłaszcza w większych miastach".
- Dla wyborców PiS Donald Tusk jest ucieleśnieniem całego zła, które ich spotkało. I Kaczyński będzie to wykorzystywał - przewiduje prof. Dudek.
"Prezes PiS lubi żartować"
O szacunku nie ma mowy. O nici sympatii liderów partii, którzy jeszcze w 2005 roku chcieli rządzić razem, też nie. I widać to nawet w żartach: "Tusk maraton biega, ale w takim tempie, że nie wiem, czy ze zdrowymi nogami i po krótkim treningu bym nie dał rady".
W ten sposób nawiązuje do maratonu, który "pan Donald" przebiegł z okazji 65 urodzin. 42 kilometry pokonał w 5 godzin i 44 minut. A można to sprawdzić - Jarosław Kaczyński ma 73 lata, to o dwadzieścia lat mniej niż najstarszy polski maratończyk.
- Stosunek prezesa PiS do Donalda Tuska nie ma charakteru osobistego. Jarosław Kaczyński po prostu nie wierzy w wizję Polski, którą tworzy Tusk - zastrzega Elżbieta Jakubiak.
- Choć niektórzy w PiS mówią, że Tusk tej wizji nie ma, to są w błędzie. On ją ma, ale Kaczyński jej zupełnie nie podziela. Nie wierzy w to, że Tusk ma i rozumie politykę zagraniczną. Tu nie chodzi o żadną sympatię osobistą, a o różnice polityczne.
Jakubiak zaprzecza, gdy pada pytanie, czy nie chodzi po prostu o polityczną nienawiść. O nienawiść i mowę nienawiści w jednej wypowiedzi prezes PiS potrafi oskarżyć opozycję - pamiętamy już, że Tusk to opozycja, a opozycja to Tusk - a równocześnie sam mówi o osobach LGBT+:
"To szaleństwo odnoszące się do obyczajów, relacji między kobietami i mężczyznami. Tak naprawdę prowadzące do stwierdzenia, że ani kobiet, ani mężczyzn nie ma. Bo każdy z siedzących na tej sali może uznać, że jest kobietą albo mężczyzną. Sądzę, że nawet młodsi uważają, że to jest bzdura i objaw szaleństwa. Nie chcemy, żeby to zaczęło panować w Polsce".
"Żarcik" tak się spodobał publice, że teraz Kaczyński powtarza go wszędzie.
Wszędzie też powtarza ten sam manewr: zwraca się do siedzącej w pierwszych rzędach publiczności - siłą rzeczy najczęściej to politycy PiS - i mówi, że może od dziś zmienią imię i płeć.
- Prezes PiS lubi żartować, ale nie żartuje z ludzi - mówi Elżbieta Jakubiak. Tylko z faktu, że niektórzy z możliwości zmiany płci czynią filozofię życiową, a politycy wykorzystują ją, bo nie mają innej propozycji politycznej. Z nikogo, kto potrzebuje wsparcia, prezes PiS nie żartuje. Jarosław Kaczyński to wyjątkowo tolerancyjny człowiek. Niektórzy śmieją się z jego wyglądu, wzrostu, kota i sposobu życia, a dla niego nie jest to problem. Nikt nie mówi o ludziach, a o ideologii, która do niczego nie prowadzi - mówi Jakubiak.
Inaczej widzi to prof. Antoni Dudek. Jego zdaniem to znów gra na strachu, ale w innym wydaniu:
- Nie mam wątpliwości, że Kaczyński powtarza tę historyjkę tylko dlatego, że PiS ma badania, które potwierdzają jej skuteczność. Część Polaków - zwłaszcza w elektoracie PiS - jest nastawiona co najmniej negatywnie, jak nie wrogo do mniejszości seksualnych. Jarosław Kaczyński na tym gra. Ten wątek nie jest przez podnoszony tylko dlatego, że prezes ma jakąś obsesję na tym punkcie. Skoro Polacy mają mniej wątpliwości w kwestii związków partnerskich, to Kaczyński wędruje w innym kierunku: zmiana płci, adopcja dzieci przez pary homoseksualne. I choć nie podoba mi się to, to nie ma wątpliwości, że dla PiS jest to skuteczne.
"Nie chcemy takich zjawisk, jak dwunastolatki, które ogłaszają się lesbijkami. Jak stwierdzenia, że każdy z państwa i ja także mógłby w każdym momencie oświadczyć, że jest innej płci. Na przykład pan europoseł mógłby w pewnym momencie powiedzieć, że ja jestem Małgosia albo Zosia" - mówi prezes. Miasto nie ma znaczenia. Jaś, Małgosia i Zosia pojawiają się raz po raz.
Tak jak i obrona chrześcijaństwa. "Bronimy cywilizacji chrześcijańskiej w imię całej ludzkości" - stwierdza podczas jednego ze spotkań prezes. "Mamy znacznie dłuższą tradycję wolności religijnej niż ogromna większość państw europejskich. My chcemy tej wolności bronić. My jesteśmy partią wolności" - dodaje.
Objazd trwa. W sobotę i niedzielę kolejne spotkania. Będą Niemcy, "pan Donald" i Zosia lub Małgosia.
Mateusz Ratajczak, dziennikarz Wirtualnej Polski