Bój o ochronę zdrowia, czyli przedwyborcza gorączka
"Ochrona zdrowia wysunęła się na czoło krajowych wydarzeń politycznych. Nic dziwnego - w przeprowadzonych sondach Polacy uznali tę problematykę za najważniejszą sferę swoich zainteresowań. Zdominowała kampanię i stała się przedmiotem drastycznego sporu głównych kandydatów do prezydenckiego fotela. Czy sądy dwóch instancji w trybie wyborczym zmuszone były do orzekania w tym bezprecedensowym i bezzasadnym sporze?" - pisze w liście do redakcji Ireneusz Kwiatkowski.
No i ruszyła machina sądowa, medialna, sztabów wyborczych, prawników, samych zainteresowanych i głosów na forach internetowych. Problematyka prywatyzacji służby zdrowia i zarzuty kłamstwa zdominowały końcówkę pierwszej tury wyborów prezydenckich. Na początku drugiej tury sąd okręgowy w Warszawie wydał ostateczne orzeczenie, niekorzystne dla Jarosława Kaczyńskiego. I o dziwo sztabowcy z PiS orzeczenie to uznali za swój sukces, "bo Komorowski oświadczył, że nie jest za prywatyzacją służby zdrowia". Trudno ten pogląd uzasadnić logicznie. Rzeczywiście Bronisław Komorowski nie był za prywatyzacją służby zdrowia do dnia orzeczenia sądu. Czy taki sam pogląd będzie miał w przyszłości?
Nie można tego oczekiwać po ogłoszonym orzeczeniu sądowym. Uważam także, że jego deklaracja nie mogła obejmować czasu przyszłego, bo jest jeszcze duża, poza szpitalami, ilość placówek ochrony zdrowia, które będą przekształcone z publicznych zakładów opieki zdrowotnej w niepubliczne.
O tym, do jakiej placówki dany ośrodek jest zakwalifikowany, decydują organy założycielskie. I to w zależności, które z nich są instytucjami publicznymi lub niepublicznymi, stanowią zapisy w ustawie o zakładach opieki zdrowotnej.
Przyjmując założenie, że niepubliczne zakłady opieki to jednostki powstałe z kapitału nie należącego do państwa, można uważać za prywatne zakłady opieki społecznej.
Natomiast publiczne zakłady to wszystkie pozostałe jednostki uprawnione do wykonywania świadczeń zdrowotnych utworzone ze środków pieniężnych i rzeczowych pochodzących spoza kapitału prywatnego.
Aktualnie w systemie ochrony zdrowia w Polsce ponad 90% wszystkich placówek stanowią niepubliczne zakłady opieki, czyli potocznie prywatne. Ze statystyki ochrony zdrowia ponadto wynika, że m.in. publiczne zakłady opieki stanowią jedynie 32,1% zakładów rehabilitacji leczniczej, 28,8% przychodni podstawowej opieki zdrowotnej, 15% pozostałych przychodni specjalistycznych i zaledwie 12,8% przychodni stomatologicznych.
Pozostałe zakłady opieki zdrowotnej w tych rodzajach jednostek to niepubliczne zakłady, a więc prywatne placówki. Tylko w grupie jednostek szpitali wielospecjalistycznych większość, bo aż 67,4% stanowią publiczne zakłady opieki, a 32,6% są niepubliczne.
Stąd logiczne wydaje się pytanie, o co tak naprawdę chodziło Jarosławowi Kaczyńskiemu, kiedy na spotkaniu wyborczym w Lublinie mówił, że jego konkurent chce prywatyzacji służby zdrowia? Przywołując ustawowe kryteria o tworzeniu zakładów opieki zdrowotnej oraz dane o statystyce rodzajów publicznych i niepublicznych placówek ochrony zdrowia, sądzić można, że chodziło o szpitale, a ściślej - o szpitale wielospecjalistyczne. Pozostaje pytanie, co zatem oznacza pojęcie służba zdrowia? Definicja zaczerpnięta z Wikipedii (źródła medialnie popularyzowanego przez Bronisława Komorowskiego) przywołuje obowiązujący w PRL ówczesny system opieki zdrowotnej oraz jego spuściznę widoczną do dziś w nazewnictwie placówek opieki zdrowotnej Ministerstw: Obrony Narodowej, Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Sprawiedliwości.
W niektórych krajach pojęcie "służba zdrowia" określa państwowe służby odpowiedzialne za opiekę zdrowotną obywateli. Jednak w Polsce obecny system opieki zdrowotnej mieści się w zakresie kategorii ochrony zdrowia i dlatego w dokumentach rządowych i WHO, w opracowaniach naukowych i w publicystyce używa się tego pojęcia zamiast służby zdrowia.
Mimo to, ten rzadko używany, potoczny termin służba zdrowia znalazł się znowu w powszechnym, moim zdaniem tylko okazjonalnym użyciu przez dziennikarzy, polityków, sędziów, ekspertów ochrony zdrowia i wszystkich innych osób, którzy zajmowali się sporem pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Bronisławem Komorowskim.
Zadziwiać może tylko fakt, że Jarosław Kaczyński znany z tego, że z jednej strony z dużym niesmakiem i zgorszeniem wyraża się o czasach Polski Ludowej, to z drugiej, jak widać, wprowadza do publicznej dyskusji w kampanii prezydenckiej pojęcie rodem z czasów PRL.
Organizacja, funkcjonowanie i finansowanie systemu ochrony zdrowia w Polsce to zagadnienia komplementarne wymagające jasnych i spójnych oraz społecznie akceptowanych rozwiązań. Zmiana formuły organizacyjno - prawnej szpitali z publicznych zakładów opieki zdrowia na niepubliczne spółki prawa handlowego, co było prawdopodobnie przedmiotem sporu, to tylko jeden z elementów, bardzo ważnych i istotnych w reformowaniu systemu ochrony zdrowia.
Ze względu na charakter i komplikacje polityczne, społeczne i administracyjne problematyka ta nie powinna być przedmiotem powierzchownej i bardzo głośnej medialnie kontrowersji politycznej, w kampanii prezydenckiej i w sądzie. Nie powinna być też areną do gromadzenia doraźnych i koniunkturalnych profitów politycznych.
Kwestiom dotyczącym reformowania systemu ochrony zdrowia w Polsce warto poświecić dużo czasu, ale poza kampanią prezydencką. Najwyższa już pora szukać nowych, kompromisowych rozwiązań, akceptowanych społecznie. Powinny one dotyczyć jasnych, spójnych i komplementarnych założeń, uwzględniających stan obecny rzeczy i propozycje zmian krótko oraz długoterminowych. Zmian w zakresie organizacji, funkcjonowania i finansowania całego systemu. Dopiero po akceptacji społecznej kompletnej dokumentacji założeń wszystkich elementów systemu, powinny być podjęte decyzje polityczne i parlamentarne. Proces ten, wymaga odrzucenia znanych już, złych dotychczasowych propozycji zmian prezentowanych przez polityków i lobbystów, zarówno z lewej jak i z prawej strony obecnej sceny politycznej.
Zapowiadane bardzo oszczędnie, przez minister Kopacz, nowe propozycje reformowania systemu ochrony zdrowia w Polsce, powinny być opublikowane w całości, do weryfikacji społecznej. Dopiero po zebraniu opinii z tej społecznej konsultacji projektów i po ich korektach, jak sądzę, można będzie szukać kompromisu politycznego i parlamentarnego. Proces ten niestety, wymaga cierpliwości i odpowiedniego okresu na wymianę poglądów oraz ostateczną redakcję dokumentów. Takie podejście powinno wyeliminować wysoki stopień ryzyka politycznego, dla nowych uregulowań ustrojowych, które towarzyszyło wcześniej obecnemu rządowi i parlamentowi, zarówno wobec prezydenta, bo musiał użyć weta, jak i nas obywateli, beneficjentów systemu - przeciwnych tym uregulowaniom.
Masz coś ciekawego do opowiedzenia innym, chcesz skomentować aktualne wydarzenia? ! Najciekawsze teksty opublikujemy na naszej stronie!