RegionalneWarszawaBogusław Wołoszański: Powstanie Warszawskie to największa tragedia polskich dziejów

Bogusław Wołoszański: Powstanie Warszawskie to największa tragedia polskich dziejów

Bogusław Wołoszański: Powstanie Warszawskie to największa tragedia polskich dziejów
Karol Lewandowski
01.08.2016 10:41

Ale Powstanie Warszawskie powinno nas również uczyć tego, że światu musimy pokazywać się jako ci, którzy budzą dumę i respekt. Niestety, żaden z filmów o powstaniu – poczynając od ''Kanału'' Andrzeja Wajdy aż po ''Miast

- Powstanie Warszawskie było wielką katastrofą narodową. Być może jednak pokazało Sowietom, że Polacy są twardym narodem, którego nie da się łatwo zniewolić, bo są gotowi na wszystko. Dziś powstanie powinno nas uczyć tego, że światu musimy pokazywać się jako ci, którzy budzą dumę i respekt - mówi w rozmowie z WP Bogusław Wołoszański, znany publicysta historyczny, autor kultowej telewizyjnej serii historycznej ''Sensacje XX wieku''.

Robert Jurszo, Wirtualna Polska:

Gdyby miał pan wskazać najważniejsze wydarzenie w historii Polski...

Bogusław Wołoszański:

… to wskazałbym na 1 września 1939 r.

Dlaczego?

Ponieważ jest to wydarzenie, które przeżywali rodzice ludzi z mojego pokolenia, które ukształtowało ich, a także ukształtowało nas. Żyjemy dziś w Polsce, która powstała właśnie w jego wyniku. Przegrana kampania wrześniowa określiła polską historię na wiele dziesięcioleci. Polska, która odrodziła się w 1945 r., była już zupełnie innym krajem od tego przedwojennego – przede wszystkim poddanym obcym, komunistycznym siłom.

Ale dla przeciwwagi wskazałbym na zdarzenia z 1980 r. Może nie na konkretny dzień, ale na cały proces, jaki dokonał się w tym czasie, a który zaowocował powstaniem ''Solidarności''. I nie tylko dlatego, że ukonstytuowanie się niezależnego od komunistycznej władzy związku zawodowego zapoczątkowało przemiany, które doprowadziły ostatecznie do upadku PRL.

Powstanie ''Solidarności'' uchroniło również Polskę – a może i cały świat – przed nową wojną globalną. Świadczą o tym ćwiczenia wojsk Układu Warszawskiego z 1979 r. o nazwie ''Bariera 79''. Przeprowadzono je na zachodzie Polski. Ich pozostałością są przyczółki mostowe, które do dziś można oglądać w okolicach Cedyni. Wiele wskazuje na to, że Breżniew w 1980 r. chciał rzucić wojska – również trzy polskie armie – na zachodnią Europę. Gdyby do tego doszło, to wybuchłaby III wojna światowa. Ale to się nie stało, ponieważ żaden przywódca przy zdrowych zmysłach nie kierowałby wojsk przez państwo objęte rebelią i zagrożone strajkiem powszechnym. To, co stało się w 1980 r. w Polsce, przekreśliło wojenne plany Breżniewa. Ale skoro jesteśmy przy temacie ratowania przez Polskę Europy przed sowiecką potęgą, to nie mogę oczywiście zapomnieć o...

… Bitwie Warszawskiej 1920 r...

… którą - zupełnie niesłusznie - określa się mianem ''cudu'' – choć żaden ''cud'' to nie był. Dzięki temu zwycięstwu uchroniliśmy Europę przed staniem się Związkiem Proletariackich Republik Europejskich, do czego oczywiście zmierzał Włodzimierz Lenin pospołu z Lwem Trockim (śmiech).

Ale w kontekście tej wiktorii zapomina się o jednym jeszcze zwycięstwie, które przypieczętowało nasz sukces w wojnie polsko-bolszewickiej. Chodzi mi o niemal zupełnie zapomnianą bitwę pod Komarowem, podczas której jedna polska 1 Dywizja Jazdy rozbiła całą 1 Armię Konną Siemiona Budionnego. Gdyby do tego nie doszło, to nie wiadomo, jak zakończyłaby się wojna polsko-bolszewicka, bo nawet po zwycięstwie Piłsudskiego pod Warszawą Konarmia stanowiła poważne zagrożenie. Właśnie to wydarzenie ostateczne przypieczętowało odzyskanie przez Polskę wolności i niepodległości dwa lata wcześniej.

Niestety, propagandowo nie potrafiliśmy wykorzystać tego zwycięstwa. Na Zachodzie nie wiedzą, że to my ich wtedy uratowaliśmy. Podobnie mało kto wie, że to Polacy jako pierwsi złamali szyfr niemieckiej Enigmy. Ale nie tylko w tym jest problem – Polacy też nie potrafią wyzyskiwać politycznie swoich sukcesów. Podam pierwszy przykład z brzegu: wygrana bitwa pod Wiedniem w 1683 r. Co z tego, że pięknie pobiliśmy Turków i uratowaliśmy Wiedeń – i pewnie całą Europę – przed islamską dominacją? Jak na ironię, niecałe 100 lat później Austria znalazła się w gronie naszych rozbiorców.

Dlaczego nie potrafiliśmy wykorzystać naszych rozlicznych wielkich historycznych dokonań?

Być może wynika to z naszej natury narodowej. Jak tylko coś nam się uda, to momentalnie wchodzimy w swary i kłótnie, od razu się dzielimy i zaczynamy nawzajem zwalczać. Być może źródłem problemu są charaktery ludzi, których przez stulecia Polacy obierali sobie na politycznych przywódców. Na przykład, taki Jan III Sobieski, autor wspomnianej wiedeńskiej wiktorii, był znakomitym przywódcą wojskowym, ale strasznie marnym politykiem

A gdzie w pańskiej hierarchii ważnych wydarzeń w historii Polski lokuje się Powstanie Warszawskie?

Wśród największych tragedii. Powstanie Warszawskie to wielka katastrofa narodowa, która doprowadziła do śmierci 200 tys. ludzi. Również inteligencji, w czym widzę największą stratę. Warstwy ludzi wykształconych zabrakło później, po wojnie, kiedy trzeba było odbudowywać kraj z gruzów. A pamiętajmy, że wojna zabrała planowo wyniszczaną inteligencję również m.in. z Krakowa i Lwowa - innych ważnych ośrodków życia umysłowego sprzed II wojny światowej. Więc, jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie, to nie dość, że zniknęło miasto, to wraz z nim cała grupa, która stanowi lokomotywę rozwoju każdego społeczeństwa. Nie wspomnę już o AK, która po upadku powstania w zasadzie przestała istnieć jako zwarta siła, zdolna do przeciwstawienia się Sowietom. Dla mnie decyzja o wywołaniu Powstania Warszawskiego to najbardziej katastrofalny krok w polskiej historii.

Jak pan ocenia falę zainteresowania, a nawet – chyba można tak powiedzieć – swoistego kultu, którym jest otaczane dziś Powstanie Warszawskie?

Trzeba rozróżnić dwie sprawy. Pierwsza to ocena tego wydarzenia pod kątem politycznym, militarnym i strategicznym. A druga to spojrzenie na Powstanie Warszawskie z takiego ''ludzkiego punktu widzenia'', jako manifestacji niezwykłego hartu ducha i odwagi tych, którzy w nim walczyli. A to jest coś, przed czym powinniśmy się nisko kłaniać i czego pamięć pielęgnować.

Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz związana z tym, o czym teraz mówię. Nigdy się tego nie dowiemy, ale uważam to za prawdopodobne, że właśnie ten powstańczy hart ducha w jakiś sposób rzutował na powojenny stosunek Sowietów do Polaków. Być może określił nawet stosunkowo luźną – jak na blok wschodni - radziecką politykę względem Polski po II wojnie światowej. Przywódcy ZSRR musieli mieć bowiem świadomość, że Polacy to jednak jest twardy naród, nie będzie ich łatwo zniewolić, a ''postawieni pod ścianą'' są gotowi stanąć do walki aż do końca. Oznaczałoby to, że Powstanie Warszawskie zaowocowało respektem Wielkiego Brata względem Polaków. Tylko dlaczego to musiało odbyć się takim kosztem?

Nie ma pan poczucia, że ten kult powstania trochę przykrywa krytyczną refleksję na jego temat? W Polsce jest jakoś tak, że na ogół czcimy klęski...

To prawda. Nasza polska świadomość historyczna jest zdominowana przez honorowanie i czczenie klęsk, co wynika również z tego, że nasze dzieje są ich pełne.

Natomiast jeśli chodzi o ''kult'' Powstania Warszawskiego, to ciągle zbyt mało zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo nasza historia była fałszowana przez dziesięciolecia istnienia PRL. W tym czasie powstał bardzo zły obraz naszej narodowej historii. Częścią tego zakłamanego obrazu był również określony przez komunistyczną ideologię negatywny wizerunek Powstania Warszawskiego. I chociaż minęło już ponad 20 lat od upadku PRL, to usuwanie szlamu tych kłamstw wciąż trwa. To jest proces, który jeszcze potrwa. Zmiany w ludzkiej świadomością zachodzą bowiem bardzo długo – trzebe je liczyć w dziesięcioleciach, a nie pojedynczych latach.

Na czym ta zmiana miałaby polegać?

Najprościej rzecz mówiąc, na budowaniu dumy z własnej narodowej historii, przede wszystkim ze zwycięstw. Takich działań jest wciąż zbyt mało. Podam przykład. W Komarowie, gdzie odbyła się polsko-bolszewicka bitwa, władze gminne do tej pory nie zdecydowały się na uhonorowanie tego niebywałego triumfu np. pomnikiem. Na szczęście robi to grupa zapaleńców, która co roku przygotowuje rekonstrukcję bitwy. Bierze w niej udział 200 kawalerzystów, którzy przyjeżdżają z całej Polski.

Z kolei w telewizji publicznej historia również jest spychana w kąt. Zdarza się też, że za publiczne pieniądze są finansowane produkcje filmowe, które są w duchu antypolskie. Mam tu na myśli film ''Westerplatte'', który pokazał polskich bohaterów - ludzi, którzy przez 7 dni wytrzymali piekło i poddali się dopiero, gdy skończyła im się amunicja – jako tchórzy i dezerterów. Do dziś nie mogę się nadziwić, że państwo wsparło pieniędzmi ten obraz.

Więc nasz problem nie polega tylko na tym, że czcimy głównie klęski. Trudność również w tym, że my sami zohydzamy sobie te historyczne wydarzenia, z których możemy być dumni. W tym zwycięstwa, które powinniśmy promować na całym świecie. Jako wzór może nam tu służyć np. film ''Walkiria'' z Tomem Cruisem w roli głównej. Pokazano w nim zamach Clausa von Stauffenberga na Hitlera w Wilczym Szańcu oraz próbę wojskowego przewrotu w III Rzeszy, który miał odsunąć ludzi Hitlera od władzy. Twórcom tego filmu udało się przekonać cały świat, aby przestał wytykać Niemcom nazizm i obozy koncentracyjne, bo przecież oni też walczyli z Hitlerem. W tym przesłaniu zawiera się cały sens tego filmowego obrazu. Tymczasem my w Polsce nie musimy posuwać się do takich manipulacji na własnej historii, by pokazać piękne karty naszych dziejów. Ale zamiast tego kręcimy takie filmy jak ''Westerplatte'', czy ta ''telenowela'' historyczna ''Miasto '44''.

No dobrze, ale czy takie promowanie określonego wizerunku własnej historii nie wiąże się z ryzykiem mitologizacji narodowej przeszłości?

Powinien nam przyświecać jeden cel: budowa dobrego samopoczucia naszego narodu. Proszę spojrzeć na wielkie produkcje historyczne kina amerykańskiego – tam zawsze na koniec wysoko powiewa państwowa flaga. To bardzo znaczący obraz-symbol, budujący w Amerykanach wiarę w ich własne siły i moc. My w Polsce również powinniśmy zacząć postrzegać się – i pokazywać się takimi na zewnątrz – jako naród dzielnych, zdyscyplinowanych żołnierzy i przywódców. Każdy po wyjściu z kina powinien mieć jedno uczucie: jestem członkiem wspaniałego narodu.

W takim razie - w kontekście tego, co pan teraz powiedział - czego nas dziś powinno uczyć Powstanie Warszawskie?

Konieczności bardzo rozważnego podejścia do decyzji politycznych. Oraz tego, że każda z nich musi wiązać się z odpowiedzialnością tych, którzy je podejmują. Przypominam, że nikt z kadry dowódczej AK nie poniósł konsekwencji za tę wielką tragedię. Tak samo jak nikt z kręgów przywódczych nie poniósł odpowiedzialności za inną wielką polską klęskę, czyli wrzesień 1939 r.

Ale Powstanie Warszawskie powinno nas również uczyć tego, że światu musimy pokazywać się jako ci, którzy budzą dumę i respekt. Niestety, żaden z filmów o powstaniu – poczynając od ''Kanału'' Andrzeja Wajdy aż po ''Miasto '44'' Jana Komasy – tego nie zrobił.

Rozmawiał Robert Jurszo, Wirtualna Polska

Obraz
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także