Kazali ścigać aktywistę. Ciemne chmury nad prokuratorami
Prokuratorzy w czasach PiS naciskali na ściganie Zbigniewa Komosy za składanie wieńców przed pomnikiem smoleńskim. Teraz sami mogą stanąć przed sądem - informuje "Gazeta Wyborcza".
Prokuratorzy w czasach rządów PiS byli pod presją, aby ścigać Zbigniewa Komosę za składanie wieńców przed pomnikiem smoleńskim. Teraz sami mogą mieć problemy prawne - donosi "Gazeta Wyborcza". W grudniu do Prokuratury Regionalnej w Warszawie wpłynęło zawiadomienie od prokuratora Andrzeja Piasecznego, który wcześniej prowadził śledztwo w tej sprawie.
Naciski na prokuratorów ws. Komosy
Zbigniew Komosa regularnie składał wieńce pod pomnikiem na pl. Piłsudskiego z napisem "Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Naród polski. Spoczywajcie w pokoju" oraz "Stop kreowaniu fałszywych bohaterów!". Prokuratura oskarżała go o znieważenie pomnika, jednak sądy uniewinniały Komosę, uznając, że jego działania nie były pogardliwe ani ośmieszające.
Mimo to, kierownictwo Prokuratury Okręgowej w Warszawie naciskało na wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego. Prokurator Piaseczny przygotował analizę, która wykazała brak podstaw do kasacji, jednak jego przełożona, Agnieszka Bortkiewicz, nie zgodziła się z tym stanowiskiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W Prokuraturze Okręgowej w Warszawie nie było chętnych do podpisania kasacji, co ostatecznie zrobił Daniel Więckowski, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Śródmieście-Północ. We wrześniu 2022 r. Sąd Najwyższy oddalił kasację, co było kolejnym ciosem dla prokuratury.
Prokurator Piaseczny domaga się teraz zbadania, czy jego ówcześni przełożeni nie popełnili przestępstwa lub deliktu dyscyplinarnego. "Gazeta Wyborcza" podkreśla, że sprawa może mieć poważne konsekwencje dla osób zaangażowanych w naciski na śledczych.
Czytaj także: