Bogusław Grabowski: cieszyć się ze słabnącego złotego nie mamy powodu
Polska gospodarka, jeśli się ma szybko rozwijać w przyszłości, to ona musi się rozwijać w oparciu o napływ kapitału zagranicznego, bo nie jest zdolna do generowania takich oszczędności, które by te wydatki inwestycyjne, potrzebne dla przyśpieszenia wzrostu gospodarczego pokryć, czyli cieszyć się ze słabnącego złotego nie mamy powodu - mówi w radiu TOK FM Bogusław Grabowski z Rady Polityki Pieniężnej.
10.12.2003 | aktual.: 10.12.2003 16:03
[
- Bogusław Grabowski (2,14 MB) ]( http://i.wp.pl/a/f/mp3/1380/1012grabowski.mp3 )
Rafał Ziemkiewicz: Czy to możliwe, że dolar będzie niedługo kosztował 3 złote 20 groszy, bo taką prognozę przeczytałem w jednej z wczorajszych gazet?
Bogusław Grabowski: To jest bardzo optymistyczna prognoza dla złotego, ale jednak bardzo mało prawdopodobna. To znaczy musielibyśmy mieć dwa bardzo silne procesy: wzmocnienie złotego do walut obcych i osłabnięcie złotego w stosunku do innych walut, przede wszystkim do euro. Aż takie silne wzmocnienie złotego i aż takie silne osłabnięcie dolara jest jednak mało prawdopodobne w najbliższym czasie.
Rafał Ziemkiewicz: Ale zaznaczył się niewątpliwie w ostatnich dniach trend... przepraszam, to paskudne, modne słowo, ale skoro tak już zacząłem... wyraźnie widać, że euro w stosunku do dolara bardzo się umacnia i to chyba dla naszej gospodarki stwarza jakieś nowe wyzwanie. Mówiło się dotąd zawsze, że kiedy tak się dzieje, to dobrze, ponieważ kupujemy surowce w dolarach, a sprzedajemy gotowe produkty w euro. Czy są tylko powody do radości z tego, że tak się zmienia sytuacja na światowym rynku walutowym?
Bogusław Grabowski: Jednak dla nas najważniejsza jest pozycja złotego w stosunku do tzw. koszyka walut. Te zmiany euro do dolara, one wpływają bardziej na poszczególne przedsiębiorstwa, tak jak pan redaktor powiedział, importerzy - niewątpliwie ci, którzy importują surowce, ale przede wszystkim paliwa płynne, bo ich cena jest denominowana w dolarach, cieszą się z powodu tego, że złoty w stosunku do dolara się wzmacnia, a niewątpliwie narzekają ci importerzy, którzy muszą importować jakieś towary w euro, więc dla poszczególnych przedsiębiorstw sektora eksportowo-importowego, to ma jakieś znaczenie dla gospodarki, te zmiany kursów euro do dolara mają zdecydowanie mniejsze znaczenie, jeżeli w tym samym nic nie dzieje się z powodu wewnętrznych, naszych czynników ze złotym, a przecież w ostatnich miesiącach widzieliśmy silne osłabienie złotego.
Rafał Ziemkiewicz: No właśnie, ale to jeszcze chwilkę o euro, bo większość naszego długu, czy przynajmniej bardzo duża część naszego długu jest denominowana w euro, w tym budżecie obecnie omawianym, przyjmowanym, jeśli dobrze pamiętam to prawie już jedna dziesiąta budżetu, ok. 20 mld to są koszy obsługi naszego zadłużenia zagranicznego, więc jeśli euro będzie drożeć, to i te odsetki, które mamy do spłacenia będą rosnąć. Gdzie jest granica niebezpieczeństwa, kiedy się naprawdę należy zacząć bać słabego złotego i silnego euro?
Bogusław Grabowski: No właśnie, my musimy pamiętać, że gospodarka jako całość jest zadłużona za granicą, gospodarka i kraj jako całość na ponad 70 mld dolarów, z czego troszkę więcej niż połowa to jest dług sektora prywatnego polskich przedsiębiorstw, a troszkę mniej niż połowa, to jest dług oficjalny, dług państwa i słabnący złoty, to przecież większe koszty obsługi tego zadłużenia zagranicznego. Ale mało tego, polska gospodarka, jeśli się ma szybko rozwijać w przyszłości, to ona musi się rozwijać w oparciu o napływ kapitału zagranicznego, bo nie jest zdolna do generowania takich oszczędności, które by te wydatki inwestycyjne, potrzebne dla przyśpieszenia wzrostu gospodarczego pokryć, czyli cieszyć się ze słabnącego złotego nie mamy powodu. Koszty obsługi długu wypierają inne koszty. W ciągu ostatnich 2-3 miesięcy, po przedstawieniu projektu budżetu przez rząd, to słabnięcie złotego, a jednocześnie bardzo silny wzrost stóp procentowych od obligacji skarbu państwa spowodował, że te wydatki, które
nazywamy kosztami obsługi długu wzrosły, czyli żeby wykonać deficyt budżetu państwa, trzeba będzie obciąć proporcjonalnie inne wydatki, a w sejmie mamy zupełnie inny proces myślowy naszych parlamentarzystów i chcieliby dopisać nowe wydatki.