Bogdan Święczkowski: wobec Brunona K. zastosowano prowokację?
Cztery osoby, które uczestniczyły w organizowanych przez Brunona K. szkoleniach na temat materiałów wybuchowych, były najprawdopodobniej agentami ABW działającymi pod przykryciem. - Wskazuje na to fakt, że zostały przesłuchane, jednak nie przedstawiono im zarzutów karnych. A prokurator nie wyjaśnił dlaczego tak się stało, tylko zasłonił się tajemnicą państwową - mówi Wirtualnej Polsce Bogdan Święczkowski, prokurator, były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, były poseł PiS, związany z Solidarną Polską.
Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski niewykluczonym jest, że w toku operacji ABW funkcjonariusze lub tajni współpracownicy dali się "zwerbować" do organizowanej przez Brunona K. "grupy zbrojnej". Tym samym służby balansowały na granicy prawa. Święczkowski nie wyklucza, że wobec niedoszłego zamachowca zastosowano prowokację. - Jeżeli oficerowie będący w otoczeniu Brunona K. podżegali czy wywierali na niego presję, aby podjął próbę zamachu, mielibyśmy do czynienia z przestępstwem. Ustawa o ABW nie przewiduje takich metod, które są dopuszczalne w ustawodawstwie USA czy Izraela - zauważa.
Święczkowski podaje przykład takiej prowokacji z 17 października br., kiedy agenci FBI zatrzymali obywatela Bangladeszu, który planował wysadzenie w powietrze siedziby jednego z 12 banków centralnych USA. 21-letni student Quazi Mohammad Rezwanul Ahsan Nafis wierzył, że działa w imieniu Al-Kaidy, jednak faktycznie FBI niemal od początku sterowało zamachowcem, dostarczyło mu nawet atrapy ładunków wybuchowych.
Na taki scenariusz wskazuje, w opinii rozmówcy Wirtualnej Polski również fakt, że Brunon K. usłyszał zarzut przygotowania zamachu, za który grozi do 5 lat pozbawienia wolności, a nie usiłowania jego przeprowadzenia, zagrożonego karą 25 lat. Skoro ABW od roku rozpracowywała Brunona K., jak ocenia ekspert, nie było bezpośredniego zagrożenia zamachem.
Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski nie było przypadkiem, że zatrzymanie niedoszłego zamachowca nastąpiło 9 listopada. Jak mówi, mógł to być element "gry służb specjalnych w celu zachowania obecnej władzy". - Początkowo konferencja ujawniająca ten fakt miała się odbyć tydzień wcześniej, jak można domniemywać scenariusz był tak pomyślany, że oto oglądamy obrazki uśmiechniętych ludzi z marszu prezydenckiego, następnie groźnych "faszystów" odpowiedzialnych za burdy na ulicach Warszawy, a wreszcie jednego z nich, który mógł doprowadzić do tragedii. Jeżeli jeszcze dodamy do tego przeciek (być może bez świadomości wykorzystania w grze służb) do redaktora Gmyza, że na wraku tupolewa ujawniono trotyl i przystrojenie tego do wersji zamachu, to wszystko układa się w logiczny ciąg. Nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, ale władzy taki przebieg wypadków był na rękę - zauważa.
Krakowska prokuratura apelacyjna i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego poinformowały, że 45-letni pracownik naukowy Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie przygotowywał zamach bombowy na prezydenta i premiera w sejmie. Jego motywy były nacjonalistyczne, ksenofobiczne i antysemickie.
Poinformowano, że śledztwo w sprawie wszczęto 5 listopada, w całej Polsce przeszukano kilkadziesiąt miejsc. - W wyniku przeszukań odnaleziono materiały wybuchowe takie jak: heksogen, pentryt, trotyl, proch - powiedział prok. Mariusz Krasoń z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
Podejrzany "wchodził w porozumienie z innymi osobami i próbował zorganizować grupę zbrojną". Prokuratura ujawniła, że celem ataku - według informacji prokuratury - miał być budynek sejmu.
W akcji ABW prowadzonej od końca 2011 r. zatrzymano też dwie inne osoby. To kolekcjonerzy broni, którzy kontaktowali się z niedoszłym zamachowcem. Pierwszy z nich został zatrzymany 9 listopada - tego samego dnia co Brunon K. Drugi mężczyzna dopiero 20 listopada, w dniu, w którym prokuratura i ABW ujawniły sprawę planowanego zamachu na prezydenta, premiera i parlamentarzystów. W środę wieczorem ma zapaść decyzja, czy prokuratura wystąpi o areszt dla niego.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska