Bogdan Lewandowski: nawet prezydent nie stoi nad prawem
Bogdan Lewandowski w Radiu ZET (RadioZet)
28.05.2004 | aktual.: 28.05.2004 10:00
Posłuchaj wywiadu
Gościem Radia Zet jest Bogdan Lewandowski, członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Czy Agencja Wywiadu ma prawo zaglądać do teczek? Wszyscy są zbulwersowani tym, że AW oglądała teczkę Marka Belki. Okazało się to na posiedzeniu komisji ds. służb specjalnych. Wczoraj informacje te przekazała „Rzeczpospolita”. AW, podobnie jak Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ma możliwość wglądu do zasobów archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej. Problem leży jednak w tym, w jakim celu używa się zawartości tych zasobów. Kolokwialnie mówiąc, tych popularnych teczek. Sprawa jest zresztą bardziej złożona, bo dotyka Belki. Niedawno cała Polska usłyszała wypowiedź posła Mariusza Łapińskiego, który wręcz oskarżył prof. Belkę o kłamstwo lustracyjne. Z tego punktu widzenia komisja ds. służb specjalnych będzie musiała podjąć pracę, mimo że nie narzeka na brak obowiązków. Zbigniew Siemiątkowski zagląda do teczki prof. Belki. Mamy Rzecznika Interesu Publicznego, mamy sądy. Do
teczek można zaglądać, jeśli dana osoba jest podejrzana o szpiegostwo, handel bronią i terroryzm. To nie zachodziło w przypadku prof. Belki. Tak. Można korzystać w ściśle określonych sprawach. Procedura lustracyjna jest zastrzeżona wyłącznie dla rzecznika Instytutu Pamięci Narodowej. Zbigniew Siemiątkowski złamał prawo? Komisja, jak mówię, będzie musiała te wszystkie kwestie wyjaśnić. Pan minister Siemiątkowski oświadczył, przynajmniej tak zrozumiałem, że dokonał wglądu do teczki pana premiera Belki ze względu na polecenie prezydenta Rzeczypospolitej. A prezydent mówi tymczasem, że nie dawał takiego polecenia. Powiedział wczoraj Wiadomościom. No właśnie. I to jest bardzo bulwersujące i komisja stoi przed ogromnym problemem rozwikłania tej zagadki. Czy prezydent miał prawo dawać takie polecenie szefowi AW, skoro jest Rzecznik Interesu Publicznego, określone czynności wymagane w tej kwestii? Prezydenta również obowiązuje w Polsce prawo. Nikt nie może stać ponad tym prawem, także prezydent RP. Komisja będzie
musiała wyjaśnić wszystkie te aspekty. Trudno żebyśmy tu dzisiaj ferowali określone wyroki. Wiem, że są w komisji moi koledzy, którzy dużo wcześniej wydają końcowe rozstrzygnięcia. Osobiście należę do osób, które chciałyby zapoznać się z całością sprawy. Czy dyrektor archiwum powiedziała, jaka była data polecenia, żeby udostępnić akta, czy też teczkę, prof. Belki? Są dwie daty: 31 marca i połowa kwietnia, maja. Te sprawy, które wyciekły z komisji nienajlepiej świadczą o całej komisji czy też niektórych jej członkach. Znowu wyrządza się krzywdę prof. Belce. Tworzy się wokół niego taki klimat zamieszania. Myślę, że komisja powinna w spokoju wszystkie te kwestie rozstrzygnąć i przedstawić opinii publicznej stosowne stanowisko, również do tego pytania, które Pani była uprzejma sformułować. Ale data nie jest chyba tajemnicą. To jest 31 marca czy przełom kwietnia i maja? Problem polega na tym, że komisja tej sprawy nie rozstrzygała. Jeden z członków komisji zadał tu pytanie nie związane z przedmiotem spraw, które
prowadziła komisja. W związku z tym, stosowne jest podjąć postępowanie w tej sprawie. Natomiast dzisiaj, jak mówię, gdybyśmy mieli rozstrzygać wszystkie kwestie, to byłoby to bardzo dziwaczne, chociażby z tego względu, że komisja tym problemem nie zajmowała się. Pytanie jest proste, czy dyrektor archiwum pani Bernadetta Gronek powiedziała komisji, że było to 31 marca lub przełom kwietnia i maja? Zupełnie szczerze: nie pamiętam, ale nawet gdybym pamiętał, to musiałbym się głęboko zastanowić czy tego rodzaju informacje można ujawniać. Komisja ma szczególny status. Kontaktujemy się oczywiście z opinią publiczną, ale myślę, że powinniśmy czynić to bardzo powściągliwie, w duchu odpowiedzialności za państwo. Jaka kara powinna spotkać tych, którzy dokonują dzikiej lustracji? Pojęcie „dzikiej lustracji” to kolokwializm. Jeżeli mamy do czynienia ze złamaniem ustawy lustracyjnej, to są oczywiście określone konsekwencje prawne. Czy w tym przypadku została złamana ustawa lustracyjna? Odpowiedź na to pytanie byłaby
dzisiaj, tu w Radiu Zet, przedwczesna. Komisja musi wykonać swoją pracę i przedstawić stosowne stanowisko w tej sprawie. Jeżeli nie zachodziło podejrzanie o szpiegostwo, terroryzmu i handlu bronią, to czy to jest złamanie ustawy lustracyjnej? Nie wiemy tego, czym kierował się pan minister Siemiątkowski podejmując te działania i na czyje zlecenie działał. Jeśli jednak nie dotyczyło tych trzech rzeczy, o których mówię, to czy to jest złamanie ustawy lustracyjnej? Jeżeli tak jak Pani mówi, te sprawy nie dotyczyły tych szczególnych czynności, które Pani wymieniła, to oczywiście będzie zachodziło podejrzenie popełnienia czynu zabronionego przez ustawę. Zbigniew Siemiątkowski mówi, że to naturalne, że się sprawdza członków rządu. To jest naturalne? Tutaj też chciałbym uzyskać odpowiedź od pana ministra Siemiątkowskiego, na czym polega ta rutyna i być może nie mieliśmy do czynienia z taką praktyką, która trwała od lat. A jak komisja wyjaśni sprawę z prezydentem? Zaprosi prezydenta na przesłuchanie czy pójdzie do
prezydenta, by dowiedzieć się czy to on zlecił Zbigniewowi Siemiątkowskiemu takie czynności? Sądzę, że pan prezydent będzie chciał pomóc komisji w wykonywaniu jej obowiązków. Jak mógłby pomóc? Oczywiście, że mógłby pomóc, przyjść na posiedzenie komisji i udzielić odpowiedzi na pytania jej członków. Gościem Radia Zet jest Bogdan Lewandowski, członek komisji, która badała sprawę Rywina. Czy Pan się zgadza z tym, co powiedział wczoraj Marek Dyduch? Proszę mi przypomnieć, co takiego powiedział sekretarz Dyduch. Powiedział: „Niemal od samego początku komisja była jednak skażona grzechem nadmiernego upolitycznienia. Uwierzyliśmy w komisję, bo to nasza formacja została pomówiona i w interesie polskiej lewicy leżało wyjaśnienie tej sprawy. Tymczasem niektórym posłom nie chodziło o prawdę, ale o polityczny spektakl." To, że mieliśmy do czynienia z upolitycznieniem komisji, to jest prawda. Są na to dowody. Przykładowo: pan poseł Ziobro złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Leszka Millera, a
następnie został członkiem komisji. Tych dwóch spraw nie da się pogodzić. Moglibyśmy tu znaleźć pewne próby wciągnięcia do całej sprawy marszałka Pastusiaka. To są rzeczywiście dowody na rzecz tezy, którą sformułował sekretarz Dyduch, ale myślę, że też i ta odpowiedź jakby ucieka przede wszystkim od finału tej komisji. Rozumie Pan intencje swojego dawnego klubu SLD, że poprze raport Anity Błochowiak? Co oznacza to poparcie według Pana? Byłem bardzo zdumiony, gdy z mediów dowiedziałem się, że przewodniczący Krzysztof Janik zaapelował do członków klubu SLD, żeby głosowali za przyjęciem sprawozdania pani posłanki Błochowiak. Równocześnie mignął mi też pan Janik na ekranie telewizora oświadczając, że nie zapoznał się z tym sprawozdaniem. To jest dosyć egzotyczna praktyka, że namawia się kogoś do podjęcia określonej czynności nie znając meritum, zawartości tego sprawozdania. Czyli poparcie Anity Błochowiak to jest próba obrony własnej formacji? Jeżeli tak, to bardzo nieudolna. Myślę, że tym sprawozdaniem SLD
została wyrządzona jeszcze większa strata, niż gdyby przedmiotem obrad Sejmu miało być sprawozdanie w wersji marszałka Nałęcza z przyjętymi poprawkami. Tak się jednak nie stało, bo na skutek tych szczególnych zabiegów podjętych przede wszystkim przez SLD i Samoobronę, bo o jej roli nie można tu zapominać, została unicestwiona możliwość przeprowadzenia pracy przez komisję, tzn. dokonania na oczach opinii publicznej tego sprawozdania, wypracowania tego sprawozdania. Miesiącami przesłuchiwaliśmy poszczególne osoby, a później opinia publiczna dostała projekt, który został sporządzony w zaciszu gabinetu, a nie wypracowany w samej komisji. Jakby Pan krótko określiłby raport Anity Błochowiak? Tan raport komisji nie oddaje tych prac, które wykonaliśmy przez wiele miesięcy. Dziękuję bardzo. Gościem Radia Zet był Bogdan Lewandowski, Socjaldemokracja Polska.