"Destabilizacja". Bodnar dostał odmowę z Sądu Najwyższego
Sąd Najwyższy nie będzie przekazywał Prokuratorowi Generalnemu wszystkich zgłoszonych protestów wyborczych, które spełniają wymogi formalne, o co wnioskował Adam Bodnar – ustaliła Wirtualna Polska. Sąd Najwyższy twierdzi, że chęć zapoznania się z każdym z tak licznych protestów, to destabilizowanie pracy sądu.
Po tym jak Sąd Najwyższy dopuścił ponowne oględziny kart i przeliczenie głosów w trzynastu obwodowych komisjach wyborczych w związku z protestami wyborczymi, Adam Bodnar upoważnił prokuratora z Departamentu Postępowania Sądowego Prokuratury Krajowej do zapoznania się z protokołami oględzin w dziesięciu komisjach.
Jak przekazała w sobotę rzeczniczka Prokuratora Generalnego Anna Adamiak, "z analizy przeprowadzonych oględziny wynika, że w 7 komisjach doszło do zamiany głosów oddanych na poszczególnych kandydatów". We wszystkich tych przypadkach na korzyść Karola Nawrockiego.
Prokurator generalny Adam Bodnar chciał, by Sąd Najwyższy przekazał mu wszystkie złożone protesty wyborcze, które spełniają wymogi formalne. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, wniosek spotkał się z odmową. Sąd Najwyższy twierdzi, że kopiowanie tysięcy protestów wyborczych zdestabilizowałoby pracę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jest reakcja KO na słowa Kaczyńskiego. "Bo coś nam nie pasuje"
"Sąd Najwyższy nie przychylił się do wniosku"
- Prokurator Generalny aktywnie uczestniczy w procesie rozpoznawania protestów wyborczych. Protesty są przekazywane przez Sąd Najwyższy, ale po zgrupowaniu, dlatego Prokurator Generalny zwrócił się z pismem, by każdy protest, który został zgłoszony i spełnia wstępne warunki przyjęcia, został przekazany - mówi WP Anna Adamiak.
- Chodzi o możliwość wyrażenia w nich stanowiska. Prokuratura działa w sytuacjach, kiedy zachodzi uzasadnione podejrzenie o popełnieniu przestępstwa – dodaje rzeczniczka prasowa Prokuratora Generalnego. – Sąd Najwyższy jednak nie przychylił się do tego wniosku – potwierdza Adamiak.
Według naszych informacji w piśmie podkreślono, że chęć zapoznania się ze wszystkimi protestami i bieżące ich przekazanie zdestabilizowałoby pracę sądu ze względu na ich liczbę.
Prof. Małgorzata Manowska w Radiu Zet przekazała, że do Sądu Najwyższego wpłynęło około 50 tys. protestów wyborczych, ale 90 proc. z nich to protesty powielane, których wzór został udostępniony przez posła Romana Giertycha. - Pracownicy SN nazywają je "giertychówkami" – stwierdziła pierwsza prezes SN i dodała, że indywidualnych protestów jest kilkaset.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski