Biuro "Lampart" wraca do sprawy Magdaleny Żuk. Detektywi otrzymali zlecenie w tej sprawie

Detektywi poinformowali, że pod koniec lipca otrzymali zlecenie w sprawie rozwikłania zagadki tajemniczej śmierci młodej Polki w Egipcie. "Osoba zlecająca oraz jej związek ze sprawą i osobą zmarłą pozostaje utajniony" - czytamy w oświadczeniu. Tymczasem rodzina zmarłej zaprzecza, jakoby zwracała się w tej sprawie do biura.

Biuro "Lampart" wraca do sprawy Magdaleny Żuk. Detektywi otrzymali zlecenie w tej sprawie
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Karolina Kołodziejczyk

Biuro detektywistyczne "Lampart" napisało na Facebooku, że w ostatnich tygodniach, wskutek publicznych wypowiedzi medialnych siostry tragicznie zmarłej Magdaleny Żuk i jej pełnomocnika, "otrzymuje ogromną ilość telefonów i e-maili od dziennikarzy i internautów", z prośbą o ustosunkowanie się do tej sprawy.

Chodzi o niedawny wpis siostry Magdaleny Żuk w sieci. Anna Cieślińska poinformowała, że z najnowszych materiałów dowodowych wynika, że Magda Żuk padła ofiarą przestępstwa. - Aktualnie zgromadzone materiały dowodowe nie przedstawiają ustaleń innych niż te, które były już wcześniej przedstawiane mediom - zapewniał z kolei w rozmowie z Wirtualną Polską rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze Tomasz Czułowski.

Zdaniem biura "Lampart" prokuratura nie musi podawać do wiadomości publicznej żadnych szczegółów śledztwa. To jednak nie wszystko. "Jest to odpowiedni moment na ujawnienie, że w dniu 30.07.2018 roku otrzymaliśmy oficjalne zlecenie dot. ustalenia rzeczywistych okoliczności śmierci Magdaleny Żuk. Osoba zlecająca oraz jej związek ze sprawą i osobą zmarłą pozostaje utajniony" - czytamy w poście na Facebooku.

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Annę Cieślińską. Siostra Magdaleny Żuk podkreśliła, że nikt z rodziny zmarłej Polki nie zlecił śledztwa "Lampartowi". - Nie mam pojęcia kto to zrobił, ale wydaje mi się, że bez naszej zgody nie mogą prowadzić śledztwa - tłumaczy pani Anna w rozmowie z Wirtualną Polską. I dodaje, że ostatnio biuro "Lampart" nie kontaktowało się ani z nią, ani z pozostałymi członkami rodziny.

Nie jest to pierwsza interwencja biura

#

Biuro detektywistyczne w przeszłości publikowało informacje o prowadzonym na własną rękę śledztwie w sprawie zmarłej w Egipcie Polki. Przedstawiciele biura "Lampart" twierdzili, że rodzina 27-latki odmówiła udzielenia jego pracownikom pełnomocnictwa w tej sprawie. Mimo to biuro przesłało prokuraturze własny raport dotyczący Magdy Żuk.

Bliscy Magdy nie byli jednak z tego faktu zadowoleni i chcieli podjąć "odpowiednie kroki prawne". "My ze swoje strony będziemy apelować do władz śledczych, aby materiały przekazane przez ten podmiot zarówno w formie 'raportu', jak i przesłuchania ich pracowników były dostępne po zakończeniu postępowania publicznie, co najlepiej pozwoli Państwu ocenić obiektywnie przyczyny odmowy naszej współpracy z tymi osobami" - czytamy w oświadczeniu rodziny, które pojawiło się rok temu.

Ponad rok od tragedii

#

Przypomnijmy: Magdalena Żuk poleciała sama na wakacje do Egiptu pod koniec kwietnia. Niedługo potem poinformowano o jej śmierci. W kurorcie dziewczyna miała zacząć dziwnie się zachowywać. Została przewieziona do szpitala, gdzie nie chciała się poddać badaniom. Wróciła do hotelu, została wymeldowana przez rezydenta. Ten odwiózł ją na lotnisko, ale ze względu na stan zdrowia Magdaleny nie wpuszczono jej do samolotu. Wtedy nagrano opublikowaną w internecie rozmowę, na której widać, że dziewczyna nie chce odpowiadać na pytania swojego chłopaka Markusa.

Sprawa Iwony Wieczorek

Biuro "Lampart" badało również sprawę zaginięcia Iwony Wieczorek. Ślad po kobiecie zaginął w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Znajomi widzieli ją po raz ostatni o 2:50 nad ranem. O godzinie 4:12, 20 minut od domu kobiety, monitoring zarejestrował, jak wracała z imprezy w Sopocie. Siedem lat po całym zdarzeniu policja pokazała nagranie, na którym widać mężczyznę z ręcznikiem idącego za zaginioną.

Biuro detektywistyczne "Lampart" opublikowało wideo pokazujące krok po kroku, jak doszło do porwania Iwony Wieczorek. Według nich, kobietę uprowadzili pracownicy firmy sprzątającej. - Nie skrzywdziłem jej. Iwonę mijaliśmy kilka razy, widzieliśmy człowieka z ręcznikiem -twierdził w rozmowie z "Faktem" kierowca śmieciarki. Wyznał, że przez to nagranie przeżywa koszmar.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (83)