Biskup: "Wybory prezydenckie: nie ma dobrego wyjścia" [OPINIA]
Pielęgnowane od lat podziały polityczne, nieumiejętność prowadzenia dialogu i brak wzajemnego zaufania znów wydały zatruty owoc. Owoc, który zjemy wszyscy – sytuację na początku burzliwego tygodnia, jaki nas czeka w polskiej polityce, analizuje politolog Bartłomiej Biskup.
03.05.2020 | aktual.: 03.05.2020 17:07
"Obyś żył w ciekawych czasach". To chińskie powiedzenie, a właściwie przekleństwo, pasuje do dzisiejszych dni jak ulał. "Ciekawe czasy" odnoszą się do braku stabilizacji i spokoju, kiedy dzieje się wiele, niekoniecznie dobrych, zjawisk.
Takie czasy nadeszły w Polsce z powodu pandemii koronawirusa, kiedy to nie wiemy dokładnie, co przyniesie przyszłość i ile potrwają ograniczenia, jakie pojawiły się w naszym codziennym życiu. Takie czasy mamy też w polskiej polityce, gdzie na pandemię nałożyły się wybory prezydenckie, a walka o ich termin zdaje się wyłącznie zajmować gorące głowy dużej części naszej klasy politycznej.
Wybory prezydenckie 2020: wiadomo, że nic nie wiadomo
Na dzisiaj sytuacja jest następująca: wybory prezydenckie, zarządzone na 10 maja 2020 roku, odbędą się w wyznaczonym terminie, w sposób tradycyjny, to znaczy w lokalach wyborczych.
Nie przyjęto bowiem żadnych przepisów, które mogłyby to zmienić. Ani najdalej idącej propozycji Jarosława Gowina, zakładającej zmianę konstytucji i wydłużenie kadencji obecnego prezydenta do 7 lat bez możliwości reelekcji, ani naprędce przygotowanej propozycji Koalicji Obywatelskiej odłożenia wyborów o rok. Nie wprowadzono stanu klęski żywiołowej postulowanej przez część opozycji, co mogłoby przesunąć wybory minimum o trzy miesiące.
Lecz nie uchwalono jeszcze także propozycji Prawa i Sprawiedliwości zakładającej przeprowadzenie głosowania wyłącznie w formie korespondencyjnej 10 maja, jak również innej propozycji tej partii - która, dając więcej czasu na przygotowanie głosowania korespondencyjnego, dawałaby opcję przesunięcia jego terminu na 17 lub 23 maja.
Kluczowe głosowania w tych sprawach mają się odbyć w połowie nadchodzącego tygodnia - 6 lub 7 maja - kiedy projekty ustaw wrócą z Senatu, który wykorzystuje maksymalny czas przysługujący mu na prace nad przepisami uchwalonymi przez Sejm.
I aż do tego czasu nie będziemy wiedzieli, w jaki sposób możemy oddać głos. Teoretycznie głosowanie 10 maja (czyli już w najbliższą niedzielę!) da się przeprowadzić na dotychczasowych zasadach, przy bardzo niskiej frekwencji, chociaż zgłosiła się tylko połowa osób do komisji wyborczych.
Wybory 2020: kto jest temu winien?
Winą za ten stan niepewności dla obywateli należy solidarnie obarczyć całą naszą klasę polityczną - która nie stanęła na wysokości zadania w czasie kryzysu epidemiologicznego.
Doraźne interesy zwyciężyły nad całościowym spojrzeniem na problem wyborów prezydenckich i głosowania. Podziały polityczne pielęgnowane od lat (co najmniej od 2005 roku), traktowanie siebie nawzajem jak wrogie plemiona, nieumiejętność prowadzenia dialogu oraz pogłębiany latami brak wzajemnego zaufania znów wydały zatruty owoc. Owoc, który zjemy wszyscy. Zjemy go, bo co by się nie stało i jaki wariant byłby ostatecznie wybrany, to siły polityczne w Polsce będą nawzajem kwestionować przyjęte rozwiązania, kwestionować mandat wybranego Prezydenta RP i w ten swój spór wciągać obywateli.
Dzisiaj żadne rozwiązanie nie jest dobre. W obliczu nadzwyczajnej sytuacji epidemiologicznej każde z nich będzie miało kontekst kryzysowy.
I tak też trzeba te wybory potraktować. Jako wybory w czasie kryzysu. Większość rozwiązań proponowanych zarówno przez rządzących, jak i opozycję, jest niezgodnych z przepisami prawa - ale zgadzając się co do tego, że sytuacja jest nadzwyczajna, jakieś rozwiązanie można by było przyjąć. Gdy takiej zgody nie ma, brniemy w kolejne spory i interpretacje przepisów.
Wybory 2020: scenariusze na najbliższy tydzień
Teoretycznie bowiem im wybory bliżej planowanego terminu, tym lepiej dla obecnej koalicji rządzącej, której kandydat ma duże poparcie społeczne. Im dalej, co zakłada opozycja, przy narastającym kryzysie ekonomicznym, wyborcy będą odwracać się od rządzących i popierać innych kandydatów.
Ale te założenia, przy zmieniających się dynamicznie czynnikach zewnętrznych, mogą być mrzonką. Zarówno wynik wyborów majowych i różnice pomiędzy kandydatami mogą być inne, niż się spodziewamy ze względu na nieznany jeszcze tryb głosowania i niższą frekwencję – ale też wpływ kryzysu gospodarczego nie musi po pierwsze być tak duży, a po drugie nie musi przekładać się standardowo na preferencje wyborcze.
Co nas zatem czeka w nadchodzącym tygodniu?
Do 7 maja raczej tylko niepewność co do terminu i sposobu głosowania. Myślę, że większość parlamentarna, o ile jeszcze jest stabilna, zdecyduje się na wybory korespondencyjne majowe - ale w którymś z późniejszych terminów. Inne warianty zakładają rozpad koalicji rządzącej, ale wtedy mogą czekać nas silne zawirowania związane ze zmianą rządu lub nawet wybory parlamentarne. W sytuacji kryzysu nie jest to rozwiązanie dobre.
Jest jeszcze wariant porozumienia partii politycznych - ale ten pozostaje chyba jedynie w sferze marzeń politologa.