Biesłan. 14 lat temu zginęło 156 dzieci. Polak widział to na własne oczy
Atak na szkołę w Biesłanie jest jednym z najbardziej wstrząsających aktów terroru w historii. To przykład bezwzględnego okrucieństwa ludzi, którzy z pełną premedytacją za cel wybrali dzieci. Podczas ataku na miejscu był Polak Wiktor Bater.
01.09.2018 | aktual.: 01.09.2018 12:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pierwszoklasiści nie mogli się tego dnia doczekać. Wiele dziewczynek wyszło z domów z wielkimi, kolorowymi kokardami we włosach. Był 1 września 2004 r. Trudno sobie jednak wyobrazić bardziej koszmarny początek roku szkolnego.
Tego dnia 33 terrorystów z oddziału brutalnego czeczeńskiego watażki Szamila Basajewa opanowało budynek. Zamachowcy wzięli 1181 zakładników. W większości były to dzieci. Wielu więźniów zapędzono do sali gimnastycznej, która została zaminowana, podobnie jak reszta gmachu. Koszmar tortur, przemocy i mordów trwał dwa dni.
Do dzisiaj nie wiadomo dokładnie, co było przyczyną szturmu rosyjskich sił specjalnych 3 września. Mogła go sprowokować przypadkowa eksplozja jednej z bomb albo jeden z uzbrojonych rodziców nie wytrzymał napięcia i otworzył ogień. Mogło to też być celowe działanie wojskowych korzystających z tego, że terroryści zgodzili się oddać ciała zamordowanych już ludzi.
Zobacz zdjęcia z Biesłanu
Rezultatem była kilkugodzinna bitwa. W wyniku wymiany ognia i eksplozji ładunków wybuchowych zginęły 334 osoby, w tym 156 dzieci. Blisko 800 osób zostało rannych. Zabici zostali też niemal wszyscy terroryści.
Polak wspomina piekło z Biesłanu
- Gdy wracam myślami do tego dnia, przed oczami mam małe, gołe, zakrwawione dzieci wynoszone na rękach - mówi Wirtualnej Polsce Wiktor Bater, dziennikarz Superstacji, ówczesny korespondent w Moskwie, który relacjonował wydarzenia w Biesłanie. - Widzę spaloną salę gimnastyczną i dziesiątki, może setki białych baloników lecących w niebo. Widzę groby, na których leżą matki pogrążone w totalnej rozpaczy. To widzę - dodaje.
- Pamiętam też scenę sprzed kostnicy, do której poszedłem - wspomina Bater. - Stała tam matka w tak złym stanie, że nie miała siły wejść do środka, żeby szukać swojej córki. Miała duże, kolorowe zdjęcie radosnej dziewczynki z wielką, czerwoną kokardą. W Związku Radzieckim tradycyjnie, z okazji pierwszego dnia szkoły, dziewczynki wiązały sobie takie kokardy. Teraz jej zrozpaczona matka prosiła ludzi wchodzących do kostnicy, żeby rozejrzeli się, czy gdzieś nie zobaczą tej kokardy - mówi dziennikarz.
Teraz zniszczona szkoła w Biesłanie jest pomnikiem ofiar tragedii. Pośrodku sali gimnastycznej stoi krzyż prawosławny otoczony zdjęciami setek zabitych i kwiatami. Ściany nadal są podziurawione przez kule i odłamki.
- Z czasem ta tragedia wszystkim gdzieś uciekła - uważa Bater. - To była pierwsza taka hekatomba, w której zginęły dzieci. Wtedy takie zdjęcia szokowały i dawały do myślenia. Teraz, w mnogości przekazu, w zalewie zdjęć i relacji, świat zobojętniał. Teraz każdy myśli, że po prostu w Jemenie czy Syrii po prostu jest wojna. Dzień jak co dzień. I to jest chyba największy dramat, że w tym zalewie informacji świat zobojętniał.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl