Białoruski reżim jest bezwzględny. Co grozi zatrzymanemu dziennikarzowi?
Po zatrzymaniu białoruskiego dziennikarza Ramana Pratasiewicza wszystkie oczy skierowane są na Zachód. Tylko demokratyczny świat może uratować opozycjonistę. Nie znaczy to jednak, że jakakolwiek reakcja Zachodu może powstrzymać reżim przed wymierzeniem Pratasiewczowi kary. Co czeka zatrzymanego dziennikarza?
Można by oddać na początku głos samemu Ramanowi Pratasiewiczowi, który - według relacji świadków - nie krył przerażenia, gdy wysiadał z porwanego samolotu. - Tu czeka mnie kara śmierci - miał powiedzieć do współpasażera. Białoruski bloger i były redaktor niezależnego kanału NEXTA dobrze wie jak działa reżim i że najbliższe tygodnie (a najpewniej także miesiące i lata) będą dla niego dramatyczne.
Kara śmierci dla Romana Pratasiewicza?
Czy ta groźba rzeczywiście wisi nad dziennikarzem? Nie jest to nieprawdopodobny scenariusz. Białoruś jest jedynym państwem w Europie, w którym obowiązuje kara śmierci. Zgodnie z tamtejszą konstytucją grozi ona m.in. za spisek w celu przejęcia władzy państwowej. To właśnie ten zarzut, z perspektywy reżimu, może dotyczyć Romana Pratasiewicza.
Dla Aleksandra Łukaszenki dziennikarze opozycyjni, szczególnie ci działający za granicą, czyli bez kontroli reżimu, są wrogami państwa i działają na jego szkodę. Z długotrwałych protestów, jakie nastąpiły po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku, dyktator wyszedł politycznie zraniony i przestraszony. Dziennikarze, tacy jak Raman Pratasiewicz, którzy relacjonowali to, co dzieje się na Białorusi i walczyli słowem z reżimem, są dla niego egzystencjalnym zagrożeniem.
Na Białorusi karę śmierci można wymierzyć tylko mężczyznom w wieku od 18 do 65 lat. Wyrok wykonywany jest najczęściej przez rozstrzelanie. Do tej pory wykonano na Białorusi około 400 wyroków śmierci. Jak podaje Amnesty International, od 1994 roku, a więc od czasu gdy Białorusią rządzi Aleksander Łukaszenka, tamtejszy Sąd Najwyższy podtrzymał wszystkie wyroki śmierci. Dyktator tylko raz ułaskawił skazanego. Do bezprecedensowego wydarzenia doszło w 2017 roku, gdy Sąd Najwyższy Białorusi podjął decyzję o zawieszeniu wyroków śmierci i ponownym rozpatrzeniu sprawy Igora Herszakowa oraz Siemiona Bierażnowa, wcześniej uznanych za winnych zbiorowego morderstwa.
Pratasiewicz do łagru?
Prezydent Aleksander Łukaszenka nie zdecydowałby się na porwanie cywilnego samolotu, lecącego z jednej europejskiej stolicy do drugiej, żeby tylko wymierzyć karę opozycjoniście. Z pewnością jest przekonany, że Pratasiewicz może posiadać informacje, które okażą się przydatne z perspektywy reżimu i mogą posłużyć dalszemu ograniczaniu wolności słowa i przejawom sprzeciwu wobec władzy.
Przerażenie Ramana Pratasiewicza wynikało też z pewnością z faktu, że jest on świadomy w jaki sposób białoruskie KGB może chcieć takie informacje wyciągnąć - poprzez nieludzkie przesłuchania i tortury. I to jest rzeczywistość dla Pratasiewicza niemalże nieuchronna. Rzeczywistość, którą tzw. Zachód mógł obserwować chociażby po wyborach prezydenckich w 2020 roku, gdy to przed kamerami białoruskiej telewizji państwowej stawało wielu młodych protestujących - pobitych i posiniaczonych - którzy ze łzami w oczach przepraszali za swoje zachowanie.
Inną możliwą perspektywą dla dziennikarza Ramana Pratasiewicza, bardziej prawdopodobną niż kara śmierci, jest perspektywa długoletniego łagru. W tym momencie Łukaszenka przetrzymuje za kratami kilkunastu dziennikarzy. Taka kara była już wymierzana w przeszłości. Niedawno na łagier dyktator skazał dwie niezależne dziennikarki Biełsatu - Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulczową. Za kratami pozostają od połowy listopada 2020 roku. Kilka dni temu mąż Andrejewej poinformował za pośrednictwem Biełsatu, że jego żona została przewieziona do aresztu w Mohylewie, a docelowo ma trafić do kolonii karnej w Homlu. W kolonii karnej przebywa też wciąż m.in. Siergiej Cichanouski, internetowy bloger i mąż kandydatki na prezydenta Białorusi Swiatłany Cichanouskiej.
Niedawno na łagier dyktator skazał dwie niezależne dziennikarki Biełsatu - Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulczową. Za kratami pozostają od połowy listopada 2020 roku. Kilka dni temu mąż Andrejewej poinformował za pośrednictwem Biełsatu, że jego żona została przewieziona do aresztu w Mohylewie, a docelowo ma trafić do kolonii karnej w Homlu. W kolonii karnej przebywa też wciąż m.in. Siergiej Cichanouski, internetowy bloger i mąż kandydatki na prezydenta Białorusi Swiatłany Cichanouskiej.
Raman Pratasiewicz od długiego czasu był na celowniku białoruskich służb specjalnych. W 2020 roku wystąpił o azyl w Polsce. Wcześniej KGB aresztowała jego przyjaciela Władimira Czudencowa pod rzekomym zarzutem posiadania narkotyków. Pratasiewicz nie ukrywał, że on również czuł presję służb bezpieczeństwa. Był już kilkukrotnie zatrzymywany, m.in. po protestach w Mińsku w 2017 roku.