Białoruś zaatakuje Ukrainę? "Szukają tych wzmocnień"
Siły wojskowe Władimira Putina miały ostrzelać własne terytorium – wieś Popowkę – w ramach prowokacji. – Jeżeli takie wydarzenie miałoby miejsce w ostatnich godzinach przez wybuchem tej wojny, to moglibyśmy to potraktować jako szukanie pretekstu do wejścia wojsk. Natomiast dzisiaj już chyba nikt nie ma wątpliwości, że armia rosyjska dostała takie polecenie i sama próbuje także realizować zadania poprzez brutalność. Te ostrzały cywilnych osiedli wydają się w dużej mierze zamierzone. Próbuje się w sposób takiego siania strachu wymusić pewne reakcje na społeczeństwie – mówił w "Programie Specjalnym" WP Mariusz Cielma z Nowej Techniki Wojskowej. Dodał, że na tym etapie "Rosjanie już nie potrzebują prowokacji". Dopytywany o to, jaki jest dalszy scenariusz działań armii rosyjskiego agresora i czy wojska białoruskiego dyktatora Alaksandra Łukaszenki również wezmą udział w ataku na Ukrainę, odparł, że jego zdaniem na pewno "jest presja na Łukaszenkę". Jak stwierdził, w armii rosyjskiej "zauważalny jest ten zastój, nie ma inicjatywy, wojsko nie ma pędu". – Więc szukają tych wzmocnień. Te wzmocnienie najbliżej są na terytorium Białorusi – dodawał. – Pojawia się pytanie: jeżeli obserwujemy, jakie morale jest w wojskach rosyjskich, jak wygląda ten sprzęt, jak wygląda ich skuteczność, pomimo wielu ćwiczeń (…), to moim zdaniem na pewno nie możemy zakładać, że wojska białoruskie będą skuteczniejsze i bardziej zmotywowane do walki – podkreślił. Zauważył też, że "generalnie nawet nie są aż tak liczne". Pytany z kolei o to, czy tym sposobem Rosja będzie chciała odciąć duże miasta od korytarzy ewakuacyjnych i dostaw m.in. broni z Zachodu, odpowiedział, że "na pewno jest takie zamierzenie rosyjskich władz i wojskowych". – To dobrze widać na przykładzie Kijowa, gdzie po tych pierwszych próbach, bardzo wręcz prostych atakach masowych wojsk powietrzno-desantowych, podjęto tę próbę przynajmniej od zachodu obejścia tego miasta. Tylko wydaje się, że tam się znalazło za dużo sił na zbyt małym terenie, trudnym do zabezpieczenia logistycznego – wyjaśniał. – Trochę to dzisiaj może jest mniej prawdopodobne, ale ciągle nie można tego wykluczyć, że Rosjanie cały czas utrzymywali całkiem pokaźne zgrupowanie wojsk w rejonie Brześcia. Brześć to jest w zasadzie miasto graniczne z Polską. Były te obawy, że takie połączone zgrupowanie białorusko-rosyjskie, uderzając z Brześcia (…) na Ukrainę, nie będzie też próbowało dokonać takiej głębokiej penetracji – powiedział ekspert.