Białoruś. "Solidarność w Grodnie to przełom. Inne miasta mogą pójść w tym samym kierunku"
- Miejscowe administracje zaczynają się wahać, wiele osób przechodzi z "systemu" na stronę protestujących. Największą solidarność wśród ludzi czuć w Grodnie. Inne miasta niedługo mogą pójść w tym samym kierunku - mówi w rozmowie z WP mieszkaniec Białorusi Zmicier Mickiewicz, dziennikarz TV Biełsat.
- Funkcjonariusze OMON-u rozgonili w środę dwie akcje protestacyjne w Mińsku. Cały dzień z różnych stron Białorusi otrzymujemy informacje o kolejnych strajkach. To, co widzimy, to narodzenie narodu. Białoruś nie podda się, dopóki Łukaszenka nie odejdzie - mówi Zmicier Mickiewicz. - Państwo chce strajki spacyfikować, ale nie wiem, czy się uda. Czujemy solidarność, jakiej nigdy wcześniej nie było i chcemy, aby ludzie o tym wiedzieli - dodaje.
OMON miał przeprowadzić akcję pod Mińską Fabryką Traktorów (MTZ). Tam zebrali się protestujący, którzy solidaryzowali się ze strajkującymi pracownikami.
Jak relacjonuje Zmicier Mickiewicz, największą solidarność wśród ludzi czuć w Grodnie.
Tłumy, które wyszły kilka dni temu na ulice Grodna, nie spotkały się z wrogością służb. Przeciwnie, te opuściły tarcze i dały sygnał demonstrantom, że nie szykują się do ataku.
Władze Grodna powołały - jak informuje portal grodno.gov.pl - Radę ds. Zgody Publicznej, w której skład wchodzą przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego oraz organów wykonawczych i ustawodawczych. Kierownictwo Wydziału Spraw Wewnętrznych Obwodowego Komitetu Wykonawczego Grodna w oficjalnym oświadczeniu przeprosiło protestujących.
"Czujemy solidarność, jakiej nigdy nie było"
- Moim zdaniem to znak, że miejscowe administracje zaczynają się wahać. Wiele osób podejmuje decyzje, aby odejść z "systemu". Strajk w Grodnie i nastroje społeczne, które mu towarzyszyły, to przełom. Inne miasta mogą niedługo pójść w tym samym kierunku. Tak duża solidarność może pojawić się w Soligorsku - opowiada nam Zmicier.
Białorusin podkreśla, że do tej pory każda decyzja podejmowana przez system była w pełni kontrolowana przez Aleksandra Łukaszenkę. - Teraz przez protesty Łukaszenka nie może już wszystkiego tak efektywnie kontrolować. Wszyscy wyszli na ulice i są razem. Powstał nawet białoruski fundusz solidarności pomocy dla robotników, którzy zostaną zwolnieni z pracy za udział w strajkach. Na jego koncie znajduje się już ponad milion dolarów - opowiada Zmicier.
Według Mickiewicza to, w jakim kierunku potoczy się teraz sytuacja na Białorusi, zależy od robotników. - Łukaszenka swoją władzę opierał na zakładach państwowych, mówił, że robotnicy to najważniejsza klasa w społeczeństwie. Teraz robotnicy też są przeciwko reżimowi i nie mają nic do stracenia - mówi Zmicier.
Białorusin relacjonuje, że kilka dni temu białoruski ambasador na Słowacji powiedział, że wspiera protesty. - Nawet osoby z wojsk pogranicznych mówią, że nie chcą mieć nic wspólnego z OMON-em. Coraz częściej pojawiają się nagrania osób, które publicznie wyrzucają swoje stroje milicyjne. To prawdziwa zmiana - podkreśla Zmicier Mickiewicz.