ŚwiatBiałoruś. Kilkadziesiąt osób wciąż zaginionych? "Władze mówią, że wyjechali na wakacje"

Białoruś. Kilkadziesiąt osób wciąż zaginionych? "Władze mówią, że wyjechali na wakacje"

Po pierwszych protestach aresztowano tysiące osób, początkowo nie było wiadomo, gdzie przebywa wiele z nich. Ostatnio w Mińsku odnaleziono ciało jednego z zaginionych. Władze twierdzą, że popełnił samobójstwo, jednak mało kto w to wierzy. - Na pewno jest więcej takich przypadków, tylko po prostu o nich nie wiemy - mówi nam jedna z uczestniczek protestów.

Białorusini wciąż protestują. A milicja znów zaczyna aresztowania
Białorusini wciąż protestują. A milicja znów zaczyna aresztowania
Źródło zdjęć: © GETTY, Natalia Fedosenko/TASS | Natalia Fedosenko
Piotr Barejka

26.08.2020 12:35

Białoruska milicja znów aresztuje pokojowo protestujących Białorusinów i działaczy opozycji. Po poniedziałkowych protestach zarzuty usłyszało 39 osób, a po niedzielnych 79. Pojawiają się również informacje o aresztowaniach członków Rady Koordynacyjnej, czyli organizacji utworzonej przez Swietłanę Cichanouską. Jedną z jej członkiń jest noblistka Swietłana Aleksiejewicz, która również została wezwana na przesłuchanie.

Skala zatrzymań jest jednak znacznie mniejsza, niż na początku protestów. Wówczas nie było wiadomo, gdzie przebywają setki zatrzymanych. Wciąż jednak nie jest znane miejsce pobytu, jak podają niektóre źródła, nawet kilkudziesięciu osób. Ostatnio Białorusią wstrząsnęła informacja o odnalezieniu ciała Mikity Kryucoua. Mężczyzna zaginął podczas jednego z protestów, został znaleziony martwy w lesie w jednej z dzielnic Mińska.

Bliscy bezskutecznie szukali go w aresztach w Mińsku i rodzinnym Żodzinie. Oficjalnie MSW poinformowało, że przyczyną śmierci 28-latka było samobójstwo, a na ciele nie ma widocznych obrażeń. W to jednak nie wierzy ani jego rodzina, ani niezależni dziennikarze, a nawet sami Białorusini. Dziennikarz Franak Viačorka poinformował, że na ciele Mikity były ślady pobicia, które przeczą wersji o samobójstwie.

Kilkadziesiąt osób wciąż zaginionych? "Mówią, że wyjechali na wakacje"

Lidia* była jedną z osób, które zatrzymano podczas pierwszych protestów. Spędziła w areszcie niemal dobę, rodzina nie wiedziała przez ten czas, gdzie się znajduje. Nie wierzy w to, że Mikita Kryucou jest jedynym człowiekiem, który po protestach zginął w tajemniczych okolicznościach. - Na pewno jest więcej takich przypadków, tylko po prostu o nich nie wiemy - mówi nam Białorusinka.

- Czytałam w mediach, że wciąż zaginionych jest około 80 osób. Łukaszenka mówi, że ci ludzie pojechali pracować za granicę albo są na wakacjach. To jest taki absurd, że nie mogę tego znieść - opowiada Lidia. - Jeśli chodzi o Mikitę, to jest nagranie wideo, na którym widać, że brał udział w protestach w dniu, kiedy zaginął - dodaje.

Lidia, ale też inni Białorusini, są wściekli na to, że funkcjonariusze sił rządowych nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoją brutalność. - Zero spraw kryminalnych zostało wszczętych przeciwko OMON-owi, mimo że nawet władze państwowe obiecały się tym zająć. Oczywiście była to tylko próba uspokojenia ludzi. Na protestach ludzie skandują, że milicjantom należy się trybunał, że im nie zapomną i nie wybaczą - mówi.

- Nie sądzę, żeby ludzie przestraszyli się śmierci Mikity. Takie sytuacje przekonują, jak bardzo rząd kłamie. Widziałam kobietę z transparentem "torturowaliście mojego syna, jak chcecie mnie zatrzymać?" - opowiada. - Poza tym taka sytuacja nie jest dla nas ogromnym zaskoczeniem. Może zaskoczone są osoby, które wcześniej w ogóle nie interesowały się polityką. Tym razem jednak Białorusini przeżywają to wspólnie, wspierają siebie nawzajem jak nigdy dotąd - podsumowuje.

450 torturowanych osób. Białoruś prosi o reakcję świata

Pogrzeb Mikity Krycou zgromadził dziesiątki żałobników, jego trumnę przykryto niepodległościową flagą. Po wtorkowych protestach do aresztów trafiło około 50 kolejnych osób. Świadectwa zatrzymanych publikuje stowarzyszenie "Wiasna 96". Białoruska organizacja, zajmująca się prawami człowieka, chce w ten sposób zmusić do reakcji Organizację Narodów Zjednoczonych. Swoją historię opowiedział m.in. 23-letni Yury Panamarou, który został aresztowany 11 sierpnia w centrum Mińska.

Milicjanci pobili go już w ciężarówce, do której został wrzucony. Potem widział, jak bili każdą złapaną osobę. Miał na koszulce krew innych zatrzymanych. - Zostałem wyrzucony z więźniarki, ale nie czułem nóg, powiedziałem, że nie mogę się podnieść - opowiada mężczyzna. - Wtedy jeden z nich (milicjantów - przyp. red.) podniósł mnie, a drugi kopnął. Gdy zakuto mnie w kajdanki, rozbiłem głowę o wykafelkowaną ścianę, rozciąłem sobie brew - relacjonuje.

Pomimo rozciętej brwi, milicjanci zabrali go wraz z innymi zatrzymanymi do piwnicy, gdzie na betonowej posadzce leżeli twarzą do ziemi. Widział, jak funkcjonariusze biją innych aresztowanych, słyszał krzyki z sąsiednich pomieszczeń. Na wolność został wypuszczony dopiero po dwóch dniach. Według danych "Wiasny" między 9 a 14 sierpnia zatrzymano ponad 6 tysięcy osób, z czego przynajmniej 450 brutalnie torturowano.

"Wiasna 96" cały czas dostaje informacje od krewnych i przyjaciół zatrzymanych osób. Alarmują, że nie wiedzą, gdzie przebywają ich bliscy, nie mogą się z nimi skontaktować. Jednak do środy organizacji udało się ustalić miejsce przebywania wszystkich osób, których dotyczyły zgłoszenia. - Niektórzy zostali wypuszczeni, inni przebywają w więzieniach, część jest w szpitalach - przyznają w rozmowie z WP członkowie "Wiasny 96". - Ale sytuacja cały czas się zmienia. Nie mamy też wiarygodnych informacji o stanie zdrowia aresztowanych - dodają.

*imię bohaterki zostało zmienione

Zobacz także
Komentarze (94)