PublicystykaBezwarunkowy dochód podstawowy. Prof. Guy Standing: każdemu się należy

Bezwarunkowy dochód podstawowy. Prof. Guy Standing: każdemu się należy

Obecnie rządy państw przekazują ogromne kwoty najbardziej uprzywilejowanym grupom społecznym - całej branży finansowej. To są miliardy dolarów, które trafiają do ich kieszeni w postaci ulg podatkowych czy luzowania ilościowego. Zamiast tego mogłyby trafić do kieszeni prekariuszy. Twierdzenie, że nie możemy sobie pozwolić na dochód podstawowy, jest zwyczajnie nie w porządku - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Guy Standing, brytyjski socjolog i ekonomista, teoretyk prekariatu. Zdaniem eksperta "bogactwo każdej jednostki w znacznie większym stopniu wynika z dorobku poprzednich pokoleń niż majątku danej osoby, niezależnie od tego, jak by była utalentowana albo inteligentna. W związku z tym, każdej jednostce należy się udział w tym ogólnym dorobku".

Bezwarunkowy dochód podstawowy. Prof. Guy Standing: każdemu się należy
Źródło zdjęć: © mat. prasowy
Ewa Koszowska

WP: Ewa Koszowska, Wirtualna Polska: W najbliższych wyborach parlamentarnych do walki stanie Partia Razem, która sama siebie postrzega jako ugrupowanie prekariatu. Jej cztery podstawowe postulaty to: stabilność zatrudnienia, wyższe wynagrodzenia, zmiana wysokości opodatkowania poszczególnych grup społecznych i zawodowych oraz ułatwienie w dostępie do mieszkań. Razem ma szanse na sukces? I czy partia okaże się trwała?

Prof. Guy Standing: Takie prekariackie partie powstają w całej Europie, weźmy chociażby hiszpańskie Podemos czy grecką Syrizę. To jest bardzo dobre, pozytywne zjawisko. Co do Razem, jest jeszcze niewiele konkretów, ale najważniejsze, że jest to krok we właściwym kierunku. Kiedy partia zakorzeni się w polskiej polityce, nadejdzie czas na debatę na temat konkretnych rozwiązań politycznych. Trudno powiedzieć, jaką strukturę będzie przypominać i czy odnajdzie się w polskim świecie politycznym. Jest to twór dosyć nowy, oparty na pracy wolontariuszy, bez finansowania zewnętrznego, ale mam nadzieję, że partia ta będzie się cieszyła wsparciem w Polsce. Wystarczy jednak, że zyska 3 proc. w wyborach, wtedy będzie miała dostęp do finansowania z budżetu i będzie mogła stworzyć konkretną agendę na rzecz prekariatu. Jeżeli więc ktoś waha się na kogo zagłosować w najbliższych wyborach, to mam nadzieję, że wybierze Razem, chociaż do ostatniej debaty partia ta była praktycznie ignorowana przez media. Oczywiście, jej
program nie pokrywa się w 100 proc. z "Kartą prekariatu" - moją książką, ale kierunek jest właściwy i to jest właśnie kierunek, którego potrzeba wszystkim krajom w obecnej dobie.

WP: A czym tak właściwie jest dzisiejszy prekariat i o co mu chodzi?

- Ważne jest zrozumienie tego, że klasę można zdefiniować w odniesieniu tylko do innych istniejących w społeczeństwie klas. I tematem pierwszej książki "Prekariat" było pokazanie, że jest taka nowa klasa, nowa struktura klasowa, kształtująca się w wyniku globalizacji i wyłonienia się rynku globalnego.

Na szczycie hierarchii stoi plutokracja, czyli nie ten 1 proc. najbogatszych, ale 0,01 proc. najbogatszych. Istnieją setki osób, które dysponują kapitałem rzędu nie miliarda dolarów, ale 20-40 miliardów dolarów, a na szczycie tej grupy są osoby zarządzające 80-90 miliardami dolarów! To grupa społeczna, która żyje w całkowicie innym wymiarze niż my. Dysponują ogromną mocą, ogromną potęgą, możliwością wpływania na media, sponsorowania polityki prawicowej, kupowania partii politycznych. Takie firmy, jak Goldman Sachs to instytucje plutokratyczne, podobne do nich są chociażby Apple czy IBM, które kontrolują ogromne pieniądze, miliardy dolarów. Weźmy pod uwagę jedną z takich instytucji - BlackRock - firmę, która kontroluje 7 proc. akcji całego świata. Wszystko to świadczy o tym, że nasz system gospodarczy jest po prostu niezrównoważony. I pewne jest jedno. Jeżeli nie opracujemy strategii na rzecz ograniczenia wpływów plutokracji, to nie mamy żadnej strategii.

Drugi szczebel to jest elita, która cieszy się dużymi zyskami kapitałowymi. Trzecia grupa to salariat, czyli ta grupa społeczna, która wyróżnia się stałym zatrudnieniem, wysokimi pensjami, dostępem do zysków z kapitału, różnego rodzaju świadczeniami, emeryturami itd.

Kolejna grupa to proletariat, który na całym świecie zanika. I wreszcie nasz prekariat, który jest nowokształtującą się grupą społeczną.

Poniżej prekariatu pod względem dochodu plasuje się jeszcze lumpenprekariat, czyli tzw. podklasa. Ludzie odizolowani od społeczeństwa, cierpiący na różnego rodzaje schorzenia psychiczne, bezdomni, wyizolowani.

WP: Joanna Tyrowicz, ekonomistka i doradczyni ekonomiczna w Instytucie Ekonomicznym NBP, uważa, że nie ma czegoś takiego, jak prekariat. Według niej nie ma różnicy pomiędzy pracą na etacie a na umowie-zlecenie. "Etat to gwarancja z datą przydatności do spożycia na trzy miesiące" - powiedziała w wywiadzie dla "Kultury liberalnej".

- Mam nadzieję, że pani Joanna Tyrowicz zna się lepiej na bankowości niż na klasach społecznych, bo o tym ewidentnie nie ma pojęcia. Stwierdzenie, że prekariat nie istnieje stanowi albo wyraz nieuczciwości intelektualnej albo akt chowania głowy w piach. Druga sprawa, w której pana Joanna Tyrowicz się bardzo myli, to definicja prekariatu. To, na jakich umowach pracują jego reprezentanci, jest - moim zdaniem - jednym z najmniej istotnych elementów.

WP: A jakie są te istotne elementy?

- Przejdźmy do definicji prekariatu. Z mojego punktu widzenia, ta definicja jest trójwymiarowa. Pierwszy wymiar to fakt, że prekariat ma szczególne stosunki produkcji. To grupa, która zmuszona jest do pogodzenia się z niestabilnym zatrudnieniem. Oprócz tego, grupie tej brakuje tożsamości zawodowej i nie jest ona zdolna do nadania swojemu życiu jakiejś narracji zawodowej.

Kolejny element jest taki, że grupa ta jest pierwszą w historii, która skazana jest do wykonywania pracy poniżej swojego poziomu wykształcenia. Poza tym jest wyzyskiwana także poza godzinami pracy zawodowej. To odróżnia ją od proletariatu, który wyzyskiwany był w miejscu pracy.

Ten pierwszy wymiar jest bardzo odczuwalny i jasny dla wszystkich członków prekariatu. Cechy wyróżniające prekariat są tak charakterystyczne i odmienne od tego, co znaliśmy do tej pory, że politycy starej daty, przyzwyczajeni do starego systemu, absolutnie nie rozumieją prekariatu.

Drugi wymiar prekariatu jest taki, że grupę tę wyróżniają szczególne stosunki dystrybucji. To znaczy, prekariat różni się od wszystkich innych grup społecznych tym, że musi polegać na wpływie z zarobków, płac, a nie ma dostępu do świadczeń, takich jak emerytury, świadczenia chorobowe itp. W wyniku globalizacji, dystrybucja dochodów jest taka, że stale rośnie udział zysków w całkowitej strukturze dochodów, a udział płac za pracę w tej strukturze jest coraz mniejszy i to dotyczy całego świata. Jeszcze na początku wieku było tak, że zmniejszały się nierówności społeczne i wzrastały płace. Po raz pierwszy w historii jesteśmy świadkami sytuacji, w której rośnie produktywność, rosną zyski kapitałowe, a spadają płace. Wszystko to oznacza, że prekariat jest coraz mniej stabilny finansowo. Oprócz tego wyzyskiwany jest również poprzez długi, to znaczy, że nie tylko członkowie tej grupy zarabiają niewiele, ale jednocześnie jakąś część zarobków muszą przeznaczyć na spłatę zadłużenia państwa.

Trzeci wymiar prekariatu jest taki, że wyróżnia ich szczególny stosunek do państwa. Otóż po raz pierwszy w historii mamy do czynienia z grupą, która zamiast zyskiwać prawa polityczne czy socjalne - traci je. Partie prawicowe troszczą się o swoją klasę średnią, na którą składa się salariat i profesjonicy, a także część plutokracji, którą chcą utrzymać. Partie socjaldemokratyczne natomiast dbają o swoją klasę średnią, składającą się z dolnych szczebli salariatu i proletariatu, wraz z liberalnymi członkami elit. Obie grupy do tej pory starannie ignorowały prekariat. Teraz może się to zmienić.

WP: Kiedy przygotowywałam się do wywiadu, 12-letni syn zapytał mnie, co to jest prekariat. Otworzyłam książkę i pokazałam mu tabelkę (poniżej). Wytłumaczyłam, że jest to grupa, która prawa osobiste ma bardzo słabe, polityczne - wątpliwe, ekonomiczne - nieobecne itd. Na co on mówi: "Mamo, to ja jestem prekariat. Ale jak dorosnę, będę plutokracją". Jakie są szanse, że dzieci wychowywane w rodzinach prekariackich, kiedy dorosną, znajdą się w którejś z wyższych klas?

- (śmiech). Bardzo dobre pytanie. Jedno jest pewne - większe szanse na wstąpienie do plutokracji ma kryminalista niż osoba uczciwa. Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że plutokracja to niekoniecznie ci najinteligentniejsi, najbardziej wykwalifikowani itd. Nie sądzę więc, by pani syn zdołał stać się częścią plutokracji. Ale mam nadzieję, że będzie dążył do tego, aby stać się profesjonikiem. To znaczy, członkiem grupy, która nie jest uwiązana zatrudnieniem, ale jednocześnie ma poczucie kontroli nad własnym życiem i jest zdolna do rozwijania się, do samorozwoju w bezpieczeństwie. Zdecydowanie nie chcę, by którekolwiek dziecko, czy pani, czy moje, czy jakiekolwiek inne, stało się częścią prekariatu.

Obraz
© (fot. WP)

WP: Czynnikiem, który łączy prekariuszy jest przede wszystkim niepewność pracy i dochodu pracy. Ale idąc tym tropem, do tej grupy można zaliczyć zarówno sprzątaczkę zatrudnioną na umowę zlecenie, jak i lekarza czy prawnika, którzy także nie wiedzą, kiedy przyjdzie do nich klient. Podobnie właściciele średniej wielkości firm.

- Wydaje mi się, że trójwymiarowość, którą wcześniej przytoczyłem daje definicję tej grupy. W każdym zawodzie, tak naprawdę, odtwarza się pewna struktura klasowa. Weźmy chociaż grupę zawodową nauczycieli. W ramach tego grona istnieje elita o bardzo wysokich zarobkach, o dużym bezpieczeństwie zatrudnienia i z wysokimi emeryturami. Jest też poziom salariatu, czyli osób, które mają akceptowane bezpieczeństwo zatrudnienia, nie zarabiają zbyt dobrze, brak im silnej ścieżki rozwoju zawodowego. Jest olbrzymia grupa prekariatu, czyli osób, które pracują na krótkich umowach, zarabiają niewiele, nie wiedzą, jak długo będą mieli zatrudnienie w danym miejscu, są zmuszane do wykonywania bardzo dużej ilości dodatkowej pracy i żyją w ogromnym stresie. I to samo dotyczy wszelkich innych zawodów: prawników, ekonomistów, księgowych i nie tylko. Cały ten system jest bardzo fragmentaryczny i bardzo trudno się w nim wybić na wyższe szczeble hierarchii. Wszystko to oznacza, że struktura klasowa de facto jest odtwarzana w ramach
tych grup, ale oczywiście bez plutokracji. I na pewno dotyczy to również dziennikarzy (śmiech).

WP: Ile na świecie jest prekariuszy w tym momencie? W których krajach ten problem jest najbardziej widoczny, a gdzie sobie z nim radzą?

- Nie mamy dokładnych liczb. Opieramy się na wyrywkowych badaniach, danych statystycznych, szacunkach. Mój szacunek, w dużej mierze strzał, to jest około 40 proc. dorosłej populacji. Ale z badań moich kolegów w Japonii wynika, że tam ta liczba może wynosić grubo ponad 50 proc. I podobna suma wynika z badań przeprowadzonych w Korei Południowej. Ale dokładne liczby nie są pewne. Jedno za to jest pewne - jest to bardzo szybko rosnąca grupa społeczna. I prawda jest taka, że coraz więcej osób - na przykład w porównaniu z sytuacją sprzed pięciu lat - czuje się częścią prekariatu bądź może stać się częścią tej grupy. Bardzo często kontaktują się ze mną osoby, które mówią: "stałem się prekariuszem" albo "czuję, że to mi grozi".

WP: Jedną z najbardziej demonizowanych grup są migranci - "nielegalni, brudni, obcy, terroryści". Pan uważa, że pełnią w społeczeństwie produktywną rolę. Polacy są innego zdania.

- Migracja to jest bardzo delikatny temat, przede wszystkim dlatego, że wielu z nas albo jest migrantami w jakimś sensie albo kiedyś, w którymś momencie w swoim życiu, było migrantami. Migranci stanowią bardzo dużą część prekariatu i to we wszystkich krajach, których dotyczy ten problem. Na przykład w Wielkiej Brytanii znaczną część prekariatu stanowią Polacy, którzy tam wyemigrowali za chlebem. To samo dotyczy innych krajów.

Prekariat składa się z kilku grup. Przede wszystkim są to osoby wywodzące się z rodzin dawniej proletariackich. Są to osoby nie najlepiej wykształcone i często ulegają wpływom skrajnej prawicy. Drugie duże grono to właśnie migranci, którzy są grupą najbardziej demonizowaną i z najmniejszym wymiarem zabezpieczeń społecznych. Politycznie trzymają się poza głównym nurtem, ale widzieliśmy niedawno chociażby w Szwecji, co się dzieje, kiedy dochodzi do eskalacji niezadowolenia wśród migrantów. Później to oni są oskarżani o powodowanie zamieszek i wskazywani jako źródło problemów własnej niestabilności. Migrantów jest coraz więcej, będzie ich jeszcze więcej, również w ramach prekariatu, dlatego tak bardzo istotne jest, abyśmy mieli przygotowaną politykę traktowania ich z szacunkiem, z poszanowaniem godności w takim samym stopniu, w jakim byśmy sami chcieli być traktowani jako imigranci.

WP: Czy w czasie, gdy borykamy się z falą uchodźców, prekariat powiększy się przez to jeszcze bardziej? Czy oni też będą należeć do tej grupy?

- Z pewnością tak. Prekariat rozszerza się, wzrasta z coraz większą prędkością od kryzysu w roku 2008 w wyniku polityki zaciskania pasa, cięć budżetowych. Będzie się dalej rozrastał i z całą pewnością niższe sfery prekariatu również powiększą się w wyniku tej fali migracyjnej. Pewne jest, że pracodawcy wykorzystają tę okazję, by obniżyć zabezpieczenia, warunki pracy - również innych pracowników - ale nie można o to obwiniać samych migrantów. To po prostu element szerszego systemu.

Życie prekariatu jest coraz mniej stabilne, a my nie mamy instytucji, aby uporać się z problemem. I sytuacja, również w wyniku tej fali migracyjnej, będzie coraz bardziej wybuchowa, coraz bardziej problematyczna. Dlatego takie instytucje należałoby wykształcić w ramach tego, wielowymiarowego przecież, kryzysu.

Chciałbym podkreślić, że również bez wzrostu migracji i tak do tej fragmentaryzacji by doszło. I tak doszłoby do wzrostu nierówności i braku zabezpieczeń społecznych, bo to po prostu wbudowane jest w system, który obecnie funkcjonuje. W system pozbawiony polityki naprawczej.

Odpowiedź więc nie może być prosta, że to wszystko wina migrantów, bo tak nie jest. Kryzys migracyjny jest osobną kwestią, którą należałoby rozwiązać osobno, poprzez ludzką, humanitarną reakcję. Kryzys należałoby potraktować jako ogólne wyzwanie dla społeczeństwa. Nie chciałbym, żeby został on wykorzystany jako wymówka dla problemów, z którymi boryka się prekariat.

WP: Pana zdaniem, wiele problemów mógłby rozwiązać bezwzględny dochód podstawowy. Czy każdy obywatel miałby dostać od państwa jedną, określoną ustawowo sumę pieniędzy, niezależnie od swojej sytuacji materialnej?

- Taki dochód podstawowy nie jest jakimś złotym środkiem, lekiem na wszystkie problemy.

Dochód podstawowy opiera się na założeniu, że każdemu członkowi społeczeństwa: kobiecie, mężczyźnie, dziecku należy się jednakowa kwota pieniędzy, określona jako prawo, wynikające z faktu bycia obywatelem, a nie z faktu płacenia składek, pracowania, produktywności itd. Jest to po prostu wynik pewnego założenia sprawiedliwości społecznej. Bo dochód, bogactwo każdej jednostki w znacznie większym stopniu wynika z dorobku poprzednich pokoleń, niż dorobku danej osoby, niezależnie od tego, jak by była utalentowana albo inteligentna. W związku z tym, każdej jednostce należy się udział w tym dorobku. Dochód podstawowy to by była niewielka kwota, wystarczająca na opłacenie czynszu i żywności. I sprawiłby, że członkowie społeczeństwa postępowaliby bardziej racjonalnie. I byliby bardziej chętni do pracy. Dowodzą tego przeprowadzone badania.

WP: Pan mówi, że byliby chętnie do pracy, a mnie się wydaje, że wręcz przeciwnie. Wiele osób w takim wypadku przeleżałoby większość dnia na kanapie.

- Nieprawdą jest, że zwiększenie bezpieczeństwa finansowego będzie stanowiło element zniechęcający do pracy. Może w przypadku 1 proc. społeczeństwa rzeczywiście tak by było. Bo to są osoby, które nie mają wewnętrznego dążenia do poprawy jakości swojego życia. Nie ma więc sensu uganiać się za nimi ze względów moralno-etycznych. 99 proc. z nas będzie dążyło do poprawy jakości swojego życia. Twierdzenie więc, że dochód podstawowy zwiększy lenistwo, to głupi argument i błędny etycznie.

WP: Skąd mielibyśmy brać na to pieniądze?

- Obecnie rządy państw przekazują ogromne kwoty najbardziej uprzywilejowanym grupom społecznym - całej branży finansowej. To są miliardy dolarów, które trafiają do ich kieszeni w postaci ulg podatkowych czy luzowania ilościowego (zwiększenia podaży pieniądza poprzez kupno aktywów finansowych od banków lub innych papierów z rynku - przyp. red.). Zamiast tego, mogłyby trafić do kieszeni prekariuszy. Twierdzenie, że nie możemy sobie pozwolić na dochód podstawowy, jest zwyczajnie nie w porządku. Również dlatego, że dochód podstawowy zastąpiłby niektóre świadczenia, które zostałyby uzupełnione przez pewne dodatki, jak dodatek dla niepełnosprawnych, dodatek rodzicielski itp. Wszyscy korzystaliby z dochodu podstawowego. Jak na ironię, obecnie we wszystkich państwach funkcjonuje tzw. sprawdzian środków.

WP: Co to oznacza?

- Oznacza to, że wielu członków prekariatu nie ma zachęty do tego, aby podjąć pracę zarobkową, bo wtedy muszą zrezygnować ze świadczeń socjalnych. A to de facto przekłada się na efektywnie krańcową stawkę podatkową rzędu nawet 80 proc. Jeżeli salariat albo inna grupa społeczna miałaby płacić tego rzędu podatki, to te grupy społeczne podniosłyby ogromny raban twierdząc, że taki podatek zniechęca do pracy i oszczędzania. Dlatego wszyscy powinni dostawać dochód podstawowy, a powyżej niego płacić standardową stawkę podstawową, co stanowiłoby zachętę do podejmowania pracy zawodowej.

WP: Jacek Żakowski stwierdził, że "poparcie dla Kukiza (w wyborach prezydenckich - przyp. red.) to skutek prekaryzacji, czyli radykalnej niepewności życiowej". Jeszcze ostrzej wyraził się prof. Janusz Czapiński, który napisał, że "należy się modlić o rychłą emigrację tej grupy". Czy prekariusze wyjdą również na te wybory? Do tej pory, za wyjątkiem ostatnich wyborów prezydenckich, ta grupa była raczej bierna.

- Czy pójdą na wybory, to się jeszcze okaże. Mam nadzieję, że jak największa liczba osób zagłosuje. Taka sytuacja, w której zaledwie 40 proc. społeczeństwa bierze udział w wyborach, interesuje się polityką, jest bardzo niepokojąca. Jednym z głównych problemów w Polsce jest to, że dwie największe partie finansowane z budżetu państwa, to partie prawicowe. Taka sytuacja jest niezdrowa społecznie, niezdrowa dla systemu demokratycznego, bo brakuje alternatywy. A potrzebny jest program polityczny, który byłby dostosowany do XXI wieku, a nie byłby pozostałością XX wieku. Alternatywa opierająca się na wartościach oświeceniowych, jak wolność, równość, solidarność. Prekariat to grupa społeczna, która się wyłania. Kształtowanie się tej grupy pokazują ostatnie wydarzenia w Wielkiej Brytanii, gdzie zagłosowano na Jeremy'ego Corbyna, jako przywódcę partii laburzystowskiej. Pokazują to wydarzenia w Hiszpanii, w Portugalii. Widać, że jest energia postępu na rzecz zmiany. To jest ogromnie ważne, bo pokazuje, że alternatywa
dla neoliberalizmu - wzbogacającego już bogatych, bankierów, finansierę - jest potrzebna.

Rozmawiała Ewa Koszowska, Wirtualna Polska

Obraz
© (fot. mat. prasowy)

Prof. Guy Standing - brytyjski badacz społecznych i ekonomista specjalizujący się w badaniach nad rozwojem. Profesor w School of Oriental and African Studies na Uniwersytecie Londyńskim, jeden ze współzałożycieli Basic Income Earth Network. W swojej bestsellerowej książce z 2011 roku Guy Standing wprowadził do powszechnego obiegu pojęciu "prekariatu" - nowej klasy społecznej, której życie odznacza się daleko posuniętą niepewnością. Prekariat to wszyscy ci, którzy pozbawieni są stabilności: pewnego zatrudnienia, ubezpieczeń społecznych, praw obywatelskich, w końcu gwarancji przeżycia. Przez ostatnie lata obserwowaliśmy liczne nowe ruchy społeczne, które za swój główny cel obrały walkę z niepewnością. Od ruchów Occupy po rozproszone grupy oburzonych, prekariusze wszystkich krajów rozpoczęli polityczną walkę o prawa, których im się odmawia. Także w Polsce.** "Karta prekariatu"** to kolejny głos
Standinga w dyskusji o przyszłości naszych sprekaryzowanych czasów. Autor rozwija w książce wizję dobrego społeczeństwa, które zapewnia każdej jednostce minimum niezbędne do życia i rozwoju. Przygląda się zarówno tym mechanizmom, które pogarszają prawną i społeczną sytuację prekariuszy, jak i nowym, progresywnym rozwiązaniom, które starają się zaradzić pogłębiającej się prekaryzacji. Książka ukazała sie nakładem wydawnictwa PWN.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (273)