Bezpieczeństwo mosulskiej tamy nadal zagrożone. Skutki jej zniszczenia byłby koszmarne
• Ważna tama na północy Iraku wciąż zagrożona
• O niebezpieczeństwach alarmuje serwis The National Interest
• Słaba konstrukcja tamy wymaga remontów, utrudnionych przez walki
• Pobliski Mosul wciąż jest pod kontrolą Państwa Islamskiego
• Gdyby zapora została zniszczona, woda zalałaby nawet odległy Bagdad
W sierpniu zeszłego roku tama na Tygrysie koło Mosulu została na krótko zajęta przez Państwo Islamskie, które prowadziło wówczas na północy Iraku swój "blitzkrieg". Dżihadyści opanowali też wtedy Mosul - drugie największe miasto w kraju. I choć siłom Kurdów, których wspierało amerykańskie lotnictwo, dość szybko udało się odbić samą tamę (po 10 dniach), to Mosul wciąż jest w rękach IS.
Irakijczycy i ich sojusznicy dobrze zdawali sobie sprawę ze stawki, o jaką toczy się bitwa o mosulską tamę. Już niemal dekadę temu amerykańscy inżynierowie wojskowi ostrzegali, że gdyby doszło do katastrofy tej konstrukcji, woda zalałaby nie tylko Mosul, ale fale sięgnęłyby nawet znajdującego się ok. 400 km na południe Bagdadu, niszcząc po drodze wiele innych miejscowości nad Tygrysem. Rozmiar powodzi byłby ogromny. Według ówczesnych szacunków, które przytaczał "Washington Post", zginąć mogłoby nawet pół miliona ludzi.
Widmo takiej tragedii wróciło w zeszłym roku, gdy dżihadyści zdobyli tamę. Grozili oni wówczas, że ją wysadzą. I mimo że od niemal półtora roku nie jest już ona pod kontrolą IS, niebezpieczeństwo wcale nie minęło.
Uwagę zwrócił na to serwis The National Interest. W tekście o niepozostawiającym złudzeń tytule "Ta broń może uderzyć w Bagdad z odległości 200 mil" przypomina, że mosulska tama ma słabą konstrukcję. Bo choć zbiornik pod Mosulem zapewnia wodę i dzięki działającej na zaporze elektrowni także prąd niemal dwóm milionom Irakijczyków, to ta budowla z lat 80. ubiegłego wiek wymaga ciągłych remontów. Tama powstała na słabym fundamencie, który podmywa woda.
Problem w tym, że trwający w Iraku i Syrii konflikt nie pozwala na spokojne naprawy. W ubiegłym miesiącu prokurdyjski serwis Rudaw wprost ostrzegał, powołując się na kurdyjskich oficjeli, że tamie grozi zawalenie. Według tego źródła potrzeba 250-500 mln dolarów na pilne remonty. Kurdowie uważają, że ten ciężar powinien wziąć na siebie rząd w Bagdadzie.
Włoska ochrona
W połowie grudnia premier Włoch Matteo Renzi zapowiedział, że do ochrony tamy niedaleko Mosulu zostanie wysłanych dodatkowych 450 włoskich żołnierzy. - Wszyscy mówią "bombardujmy", "zrzucajmy bomby tutaj", "bomby, bomby". Ja powiedziałem: "zróbmy coś użytecznego" - wyjaśniał swoją decyzję, cytowany przez Reutersa, Renzi, nawiązując również do operacji lotniczych międzynarodowej koalicji przeciw Państwu Islamskiemu.
Wojskowi będą chronić prace na tamie, za które ma odpowiadać włoska firma. Według Reutersa "finalizuje ona kontrakt z irackim rządem". Przewiduje się, że prace mają potrwać 18 miesięcy.
Jednak, jak przypomina The National Interest, w pobliżu tamy od czasu do czasu nadal dochodzi do starć. Póki Mosul jest kontrolowany przez IS trudno będzie o spokój. Niestety intencje dżihadystów są jasne od czasu ich zeszłorocznej ofensywy.
"Wodna wojna"
W innej części Iraku, w Ramadi, islamiści już pokazali, że są gotowi do "wodnej wojny". W czerwcu tego roku zamknęli na pewien czas śluzy tamtejszej tamy, obniżając poziom wody. Tylko że IS właśnie straciło tego asa. 26 grudnia irackie siły informowały, że udało im się zająć zaporę Ramadi. Dzień później donoszono o odbiciu całego miasta.
Inaczej niż w przypadku Mosulu, będącego wciąż częścią samozwańczego kalifatu. To, że dżihadyści pozostają tak blisko tamtejszego zbiornika wodnego - jednego z największych takich rezerwuarów w krajach arabskich - musi budzić obawy.
Nie lepiej jest w samej Syrii, bo i tam woda mogłaby być użyta jako narzędzie wojny. Właśnie przed takim scenariuszem ostrzegał już wiele miesięcy temu amerykański ośrodek analityczny Stratfor (czytaj więcej)
.