Woda jako narzędzie wojny. Zagrożenia dla Iraku i Syrii
Czołgi, karabiny i miecze to nie jedyna broń, której użyć może Państwo Islamskiego. Amerykańska agencja Stratfor ostrzega, że stać nią się mogłaby także woda, a właściwie kontrola nad jej przepływem w Syrii i Iraku. Dżihadyści już pokazali, że są gotowi do "wodnej wojny".
Baseny ze zjeżdżalniami pełnie radośnie kąpiących się czy malownicze jeziora, do których można skoczyć w brawurowym stylu z pobliskiej skarpy - takie propagandowe obrazki z irackiego Mosulu zamieściło niedawno w internecie Państwo Islamskie. "Wygląda uroczo. Czas zabukować wakacje" - skomentował je jeden z użytkowników Twittera. Takie widoki kusić mogą nawet zmęczonego upałem Europejczyka, a co dopiero mieszkańca Iraku czy Syrii, gdzie wydaje się, że ziemia częściej przesiąka krwią i ropą niż wodą. Ale woda na Bliskim Wschodzie to coś dużo więcej niż basenowy "wypełniacz". Jak ostrzega amerykańska agencja Stratfor, może ona nawet "być wykorzystywana jako narzędzie prowadzenia wojny, choć rzadko ją rozstrzyga".
Syria
Znajdująca się na Eufracie, ok. 50 km od syryjskiego miasta Rakka, zapora At-Tabaka została zdobyta przez rebeliantów już w 2013 r. Dziś tereny te wchodzą w skład samozwańczego kalifatu Państwa Islamskiego, a Rakka stała się nawet jego faktyczną stolicą. Tymczasem zbudowana z sowiecką pomocą, na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku, tama At-Tabaka i jej zbiornik, Jezioro Asada, zapewniały wodę pitną i do nawadniania pól, a dzięki hydroelektrowni także prąd milionom Syryjczyków. Ale od Eufratu, na którym powstała zapora, zależne są też regiony w sąsiednim Iraku. W przeszłości spadek poziomu wody na rzece był przedmiotem poważnych napięć między tymi krajami. Nie bez powodu więc Stratfor wymienia tamę At-Tabaka jako jeden z wrażliwych punktów w Syrii. Zwłaszcza, jeśli poziom wody w jeziorze będzie bardzo długo niski, ponieważ w pierwszej kolejności zasoby będą wykorzystywane do produkcji energii - ocenia agencja. A doniesienia o takiej właśnie sytuacji pojawiały się już w ubiegłym roku.
Wśród innych strategicznych miejsc Stratfor wymienia stację pomp w Aleppo, której zamknięcie już było przyczyną kryzysu w całym mieście. Mieszkańcy przez kilka tygodni byli odcięci od dostaw pitnej wody, ratując się korzystaniem z nie zawsze bezpiecznych, innych źródeł. Dlaczego stacja nie działała? Informując w połowie lipca o problemach z dostawami wody, agencja AFP podawała dwie możliwe przyczyny: brak paliwa do pomp lub decyzja kontrolujących to miejsce grup. Według doniesień Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka mieszkańcy Aleppo mają obecnie znów problem z dostawami wody, które urwać się miały po zaledwie 10 dniach sprawnego działania pomp. Tym razem powodem są jednak walki w pobliżu stacji wodnej Zezon, która - jak tłumaczy SOPC - zasila kolejną stację i w końcu Aleppo.
Równie groźna mogłaby być ingerencja w źródła rzeki Barada w górach Kalamun, która dalej przepływa przez Damaszek. Jak donosi organizacja Middle East Research and Information Project, wody Barady były już wykorzystywane jako rodzaj broni. Po bombardowaniach w Wadi Barada grupy dżihadystów odcięły dostawy wody do stolicy. Po kilku dniach armia musiała zacząć negocjować z przeciwnikiem. Nic dziwnego, że przejęcie kontroli nad źródłem marzy się ISIS. Organizacja ma ponoć nawet uśpione komórki w regionie.
Dostawy wody i prądu z hydroelektrowni są jednak tak ważne dla całej masy ludzi, że - jak zauważa Stratfor - obie strony walk, rebelianci i siły rządowe, potrafiły nie raz zawierać porozumienia w tej sprawie. "Państwo Islamskie, dla kontrastu, świadomie naruszało zapory lub zalewało systemy wodne w strategicznych z militarnego punktu widzenia regionach, co najbardziej odznaczało się w Iraku" - ocenia Stratfor, dodając jednocześnie, że nawet dżihadyści kalifatu "starają się w znacznym stopniu utrzymywać przepływ wody".
Irak
Właśnie w Iraku ISIS pokazało, że byłoby zdolne do "wodnej wojny". Na początku czerwca media obiegła wiadomość o tym, że dżihadyści zamknęli śluzy na tamie w mieście Ramadi, które opanowali chwilę wcześniej. Odcięli tym samym dostawy wody na tereny pod kontrolą wojsk rządowych. Ale niższy poziom wody oznaczał też, że naturalna granica, jaką był Eufrat, między ISIS na jednym brzegu i irackimi żołnierzami na drugim, zaczynała się stawać powoli płytsza. A to - jak zauważała agencja AFP - ułatwiłoby ataki dżihadystom.
Ale także pod koniec czerwca dostawy wody w południowych prowincjach były bardzo ograniczone. Informujące o tym Radio Wolna Europa obwiniało w głównej mierze ISIS i jego działania na Eufracie, przy tamie w Ramadi, i innych strategicznych miejscach, również w Syrii. Choć przypominano także o oskarżeniach kierowanych pod adresem Turcji, która miałaby ograniczyć przepływ wody w rzece (źródła Eufratu i Tygrysu znajdują się właśnie w tym kraju). Ograniczenia wody powodują tymczasem, że wysychają bagna na południu Iraku, umierają przez to zwierzęta, a mieszkańcy stoją w obliczu katastrofy. Nie pierwszy raz zresztą. Radio Wolna Europa przypominało, że już raz zostały one celowo osuszone - jako kara zadana jeszcze przez Saddama Husajna niepokornej lokalnej ludności.
ISIS od początku swojej ofensywy w Iraku nie kryło, że zależy mu na przejęciu strategicznych miejsc, które dawałyby dżihadystom kontrolę nad przepływem wody. W sierpniu 2014 r. ISIS udało się na krótko zdobyć tamę w pobliżu Mosulu na rzece Tygrys. Później trwały o to miejsce zacięte walki i w końcu tama przeszła w ręce kurdyjskich sił. Gdyby jednak dżihadyści wpadli na pomysł jej zniszczenia, "20-metrowa fala zalałaby Mosul" - opisywało AFP, powołując się na raport amerykańskich wojskowych inżynierów z 2007 r., czyli czasów, gdy wojska USA stacjonowały licznie w Iraku. ISIS najwyraźniej jednak nie zapomniało jeszcze o mosulskiej tamie. I raz po raz przypuszcza na chroniących jej peszmergów ataki.