Basra pod kontrolą - "zasadniczo"
Położona na południu Basra, największe po Bagdadzie miasto Iraku, jest zasadniczo pod kontrolą sił brytyjskich, a lokalni przywódcy plemienni będą pomagać w utworzeniu tam nowej administracji - poinformował we wtorek rzecznik wojsk brytyjskich, Chris Vernon.
08.04.2003 | aktual.: 08.04.2003 13:56
"Oddziały brytyjskie sprawują już kontrolę nad miastem, jakkolwiek jego pełne zabezpieczenie zajmie jeszcze kilka dni, podobnie jak to stało się w Um Kasr i al-Zubair" - powiedział rzecznik, nawiązując do faktu, że w tych dwóch miastach przez jakiś czas utrzymywały się irackie ogniska oporu.
Vernon poinformował o odbytej w poniedziałek rozmowie z miejscowym "szejkiem", który zamierza powołać nową administrację w prowincji Basra: "Człowiek ten nawiązał z nami kontakt. Podczas spotkania w poniedziałek wieczorem ustaliliśmy, że jest on osobą wartościową i wiarygodną, cieszącą się autorytetem w rejonie, szczególnie wśród lokalnych przywódców plemiennych".
Wspomniany szejk, według brytyjskiego rzecznika, ma obecnie utworzyć "własny komitet", którego skład także "będzie zależał wyłącznie od niego".
Brytyjska armia przekonana jest, że już niedługo będzie mogła oświadczyć, że sprawuje pełną kontrolę w Basrze. Na razie, mimo zajęcia miasta, praktyczne trudności stwarzają pojedyncze gniazda oporu, grabież mienia i dostawa żywności, wody i innych niezbędnych artykułów pierwszej potrzeby.
Szef sztabu sił brytyjskich generał major Peter Wall powiedział radiu BBC przez telefon z Kataru, że żołnierze przygotowani są na odparcie sporadycznych, jak je nazwał, ataków na patrole.
"Skala grabieży mienia zmniejsza się" - powiedział. "Jeśli chodzi o nas, będziemy starali się ustalić, czy jest ktoś inny, kto miałby tytuł do pełnienia funkcji policyjnych w Basrze w zgodzie z lokalnymi praktykami. W kontaktach z liderami społeczności lokalnych zwrócimy się do nich z zapytaniem, jaki jest ich stosunek do przejęcia niektórych funkcji administracyjnych i policyjnych w najbliższych dniach i tygodniach" - dodał.
Według korespondenta BBC z południowego Iraku Brytyjczycy i Amerykanie z powodów politycznych (by dać ludności cywilnej poczucie zwycięstwa) tolerowali grabież mienia, zwłaszcza z budynków służących rządowi lub partii Baas, ale po pewnym czasie nabrali obaw, że sytuacja wymknie się im spod kontroli.
Grabież i plądrowanie własności nie ograniczyły się bowiem tylko do budynków rządowych i partyjnych i zaczęły się rozszerzać na sklepy, samochody, własność prywatną itd. Z jednego ze szpitali rozkradziono leki, a z uniwersytetu w Basrze wyniesiono sprzęt.
Według korespondenta BBC w Basrze niektórzy mieszkańcy załadowali skradzionym łupem całe samochody, a jeszcze inni skradzione rzeczy wywozili taczkami.
"Jeżeli Amerykanie i Brytyjczycy nie położą kresu grabieży mienia, to ludność cywilna dojdzie do wniosku, że nie panują nad sytuacją" - ocenia nastawienie ludności korespondent BBC zauważając, że i tak jest ona przygnębiona z powodu cywilnych ofiar wojny i przemocy stosowanej przez paramilitarne grupy lojalne wobec Saddama Husajna.(reb)