Bartłomiej Biskup: "Na zachodzie bez zmian, czyli o pustych gestach opozycji" (Opinia)
Problemem opozycji nie jest to, że jest nieskonsolidowana. Jest nim to, że nie ma realnej alternatywy programowej wobec dobrze przyjmowanych przez społeczeństwo pomysłów PiS.
Pojawiające się w mediach pogłoski o zakończeniu funkcjonowania Nowoczesnej nie muszą być przesadzone. Zarówno ze względu na zbliżenie personalne i programowe do PO, jak też problemy finansowe partii kierowanej przez Katarzynę Lubnauer.
Poparcie społeczne dla Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej było od zawsze silnie ze sobą skorelowane. Powstanie Nowoczesnej, jako alternatywy dla PO, która miała być wolna od partyjniactwa i błędów starszej koleżanki, odebrało Platformie punkty poparcia już na wstępie. I aż do dzisiaj notowania tych ugrupowań są jak system naczyń połączonych. Gdy Platformie poparcie rośnie, to Nowoczesnej spada. I na odwrót.
Najważniejszymi momentami przesilenia w notowaniach obydwu podmiotów politycznych były najpierw wpadki wizerunkowe lidera Nowoczesnej Ryszarda Petru, później zmiana szefa na Katarzynę Lubnauer, a w końcu rozłam w klubie parlamentarnym Nowoczesnej. To ostatnie wydarzenie było w zasadzie początkiem końca tej formacji politycznej i wchłonięcia jej przez Platformę Obywatelską.
Z politologicznego punktu widzenia było to jednak cały czas "mieszanie w jednym kotle". Obie partie walczyły o tych samych wyborców, co pokazywały badania, a odróżniały je programowo jedynie niuanse oraz świeżość Nowoczesnej, rozumiana jako brak doświadczenia politycznego i udziału w sprawowaniu władzy przez większość posłów i działaczy Nowoczesnej.
I właśnie ten brak doświadczenia, z początkowego atutu przerodził się w jeden z czynników leżących u podstaw końca .N. Wymiana rozpoznawalnego lidera i twórcy partii – Ryszarda Petru - a następnie rozłam w klubie, skutkujący przejściem części posłów niedużego klubu do partii doświadczonego w politycznych przetasowaniach Grzegorza Schetyny, były ostatnimi akordami funkcjonowania .N.
Wynik jej kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego osłabił dodatkowo pozycję .N wewnątrz Koalicji Europejskiej i umieścił na miejscu podobnym do Zielonych – politycznej przystawki.
Tym samym sobotnie posiedzenia władz PO i N będą miały znaczenie jedynie formalne, potwierdzające po raz kolejny "wchłonięcie" Nowoczesnej przez Platformę Obywatelską. Uśrednione łączne notowania obydwu tych podmiotów nie zmienią się prawdopodobnie powyżej granicy błędu statystycznego. Zauważyć należy, że są one dosyć dobre, ale widać tu wyraźną i trwałą tendencję spadkową (z wyjątkiem początkowego okresu rządu Ewy Kopacz)
, od około 55 proc. poparcia po wyborach parlamentarnych w 2007 r. do ok. 25 proc. poparcia dzisiaj.
Z tego punktu widzenia sobotnie wydarzenia nie będą również miały wpływu na notowania partii rządzącej. Prawo i Sprawiedliwość, które jest w najlepszej w swojej historii formie, jeśli chodzi o poparcie społeczne, ma wszelkie szanse na jego utrzymanie do najbliższych wyborów parlamentarnych. Przy tak wysokim poparciu dla partii rządzącej i równocześnie dobrych nastrojach społecznych, niskim bezrobociu i dobrej sytuacji ekonomicznej, trudno będzie partiom opozycyjnym z tymi zjawiskami wygrać. Ale chyba zadanie dla opozycji skonstruowane zostało błędnie. Na dzisiaj wydaje się mniej istotne dla opozycji, na ile się skonsoliduje i jak bardzo będzie antyPiS-em.
Notowania polityczne ostatnich kilku lat oraz wyniki głosowania do Parlamentu Europejskiego 26 maja dobitnie to pokazują. Łączenie się w bloki oczywiście ma swoje plusy, ale może mieć równie wiele minusów, jak choćby niespójność programową, czy zniechęcenie niektórych wyborców zbytnim eklektyzmem koalicji.
Tworząc bloki wyborcze, należy o tym szczególnie pamiętać. Rację mają tu raczej ci, którzy wskazują na braki programu i pozytywnego przekazu ze strony niektórych partii opozycyjnych. Tak czy owak, nikt dzisiaj nie może spocząć na laurach. Przynajmniej do października.