Bardzo bogaci ludzie od bardzo poważnego zadania [OPINIA]
Ujawnione właśnie opinii publicznej zarobki najbardziej znanych pracowników TVP mogą szokować, ale w zasadzie nie powinny. Wszyscy przecież wiedzieliśmy, że zatrudniono najwybitniejszych propagandzistów, mających za zadanie wspierać partię. A to droga zabawa.
Od razu, na wstępie, coś sobie wyjaśnijmy: nie mówimy o wynagrodzeniach za pracę dziennikarską. Mówimy o pieniądzach za stworzenie zorganizowanej maszyny partyjnej, która służyła Prawu i Sprawiedliwości, a na cel brała każdego, kto w jakimkolwiek stopniu zagrażał partii i Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Państwo wybaczą, ale to nie są tanie rzeczy.
Skromnie nie było
Dariusz Joński, poseł Koalicji Obywatelskiej, opublikował w internecie dokument przekazany mu przez likwidatora TVP SA. Wynika z niego, że kilkoro pracowników TVP zarabiało ogromne pieniądze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rewolucja w mediach publicznych. "PiS daje nam argumenty do dalszych działań"
Między innymi: Michał Adamczyk - ponad 125 tys. zł miesięcznie (nie da się na podstawie udostępnionych danych określić ile dokładnie, bo wskazano kwotę roczną, ale Adamczyk przez część roku nie wykonywał wszystkich zadań), Jarosław Olechowski - 118 tys. zł miesięcznie, Marcin Tulicki - ponad 60 tys. zł miesięcznie, a Samuel Pereira - "skromne" niespełna 55 tys. zł miesięcznie (wszystkie kwoty brutto).
Przeciętny czytelnik może uważać to jednocześnie za ogromne pieniądze, ale i nie wiedzieć, czy przypadkiem takich stawek nie ma w mediach.
Informuję zatem: nie, nie ma. Najbardziej znani dziennikarze w portalach internetowych, radiostacjach, a także w prywatnych telewizjach (poza pojedynczymi wyjątkami) mogą jedynie pomarzyć o takich stawkach. Być może pojedyncze, najlepiej opłacane tzw. gwiazdy mediów otrzymują porównywalne pieniądze.
Ale - no właśnie - Adamczyk, Olechowski, Tulicki czy Pereira żadnymi gwiazdami nie są.
Słowik na Sylwestrze Marzeń
Znaleźli się odważni, którzy postanowili przegranej zupełnie sprawy bronić. I zaczęło się wyciąganie, że dawno, dawno temu świetnie w TVP zarabiał Tomasz Lis. Bardzo dobrze zarabiał Maciej Orłoś.
I że skoro Lis czy Orłoś zarabiali bardzo dużo, to nie ma powodu oburzać się teraz.
Tyle że to narracja całkowicie chybiona. Na tej zasadzie można by powiedzieć, że gdyby mi zapłacono 100 tys. zł za zaśpiewanie podczas Sylwestra Marzeń z Dwójką, byłoby to w porządku, bo przecież Zenkowi Martyniukowi płacą porównywalnie (szczerze mówiąc - nie mam pojęcia, ile mu płacą - pewnie jeszcze więcej).
Rzecz w tym, że występ Zenka ludzie chętnie zobaczą i go wysłuchają. Gdyby mieli mnie oglądać, od razu zmieniliby kanał.
Tomasz Lis, gdy zarabiał krocie w TVP, był najbardziej znanym polskim dziennikarzem. Ba, wielu Polaków widziało w nim przyszłego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
Maciej Orłoś był bardzo znanym, popularnym prezenterem - zdobył dwie Telekamery.
I możemy uważać, że obaj byli znani ponad swoje umiejętności, że stali się znani dzięki zasobom TVP, że zarabiali za dużo i że tyle nie powinno się płacić w mediach publicznych (ja uważam, że mediach publicznych nie powinno się płacić gwiazdorskich stawek) - tyle że to wtórne. Fakt jest taki, że Tomasza Lisa czy Macieja Orłosia nijak nie da się porównać do Jarosława Olechowskiego ani Marcina Tulickiego. No po prostu, z której strony by nie spojrzeć, nie da się.
Dobry menedżer
Inna rzecz, że porównywać w ogóle nie ma sensu, bo Lis i Orłoś pracowali jako dziennikarze, a wzbogacona o miliony złotych ferajna z ostatnich lat pełniła przede wszystkim funkcje menedżerskie.
I gdyby w TVP pracowali menedżerowie z prawdziwego zdarzenia, dobrzy fachowcy, a Telewizja Polska była wzorcem rzetelności dziennikarskiej, w ogóle bym się nie oburzał na wysokie zarobki.
TVP SA to duża spółka, społecznie ważna. Kluczowi pracownicy odpowiadający za jej kształt powinni więc dobrze zarabiać, tak by nie stanowili łatwego łupu dla sektora prywatnego. Nie o to przecież chodzi, żeby państwo płaciło wyraźnie mniej niżeli prywatny biznes, szkoliło ludzi i ich co chwilę oddawało.
Tu jednak możemy postawić pytanie: czy właśnie, w związku z pozbyciem się ferajny z TVP, prywatne media zaczynają walkę o Jarosława Olechowskiego i Marcina Tulickiego?
Czy jest ktoś, ktokolwiek, kto uważa, że Olechowski i Tulicki mogą zarządzać dużymi mediami?
I wreszcie: jakie osiągnięcia spowodowały, że ludzie ci dostawali aż tak ogromne pieniądze? Pochwała od premiera czy może wdzięczność prezesa?
W błocie za frytki
Oczywiście we wstępie - gdzie napisałem, że zarobki ferajny z TVP nie powinny szokować - trochę Was, Drodzy Czytelnicy, prowokuję.
Prawda jest bowiem taka, że twórców nachalnej propagandy w TVP nie należałoby trzymać w mediach publicznych nawet za darmo.
Ale też gdy przyjmiemy, że nie mówimy w ogóle o walorach dziennikarskich ani kompetencjach merytorycznych, tylko największym atutem było wiernopoddańcze służenie rządzącej do niedawna partii - od razu łatwiej zrozumieć tak wysokie apanaże.
Naprawdę ciężko byłoby znaleźć ludzi, którzy zgodziliby się aż tak okrutnie ubłocić, za frytki.
A jednocześnie mamy kolejny dowód na to, że media publiczne traktowano niczym partyjny łup - nie tylko w kwestii kreowania przekazu do obywateli, lecz także pod względem urządzania wygodnego życia przyjaznej władzy ekipie.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl