Bądź grzeczna dla seksualnego drapieżnika, dziewczynko - napisał ksiądz, a szkoła nauczyła
Skoro składamy edukację seksualną naszych dzieci na ręce osób kierujących się ideologią i wiarą, zamiast nauką, przestańmy się dziwić, że w państwowej, świeckiej szkole uczą je absurdów. Albo niebezpiecznych głupot.
Szkoła podstawowa w Warszawie, lekcja edukacji seksualnej. Dziewczynki osobno, chłopcy osobno, żeby nie było zgorszenia. W grupie dwunastoletnich chłopców świecka katechetka opowiada o naturalnych metodach planowania rodziny. I że są skuteczne. Nagle jeden z chłopców podnosi rękę.
- A ile pani ma dzieci?
- Pięcioro.
Odpowiedzią jest chóralny śmiech dwunastolatków, którzy, co zapewne trudno było sobie pani katechetce wyobrazić, całkiem nieźle wiedzieli, co to jest prezerwatywa i do czego służy.
To był 1996 rok. Rezolutnym chłopcem był mój kolega. Dwadzieścia dwa lata później, jak widać, niewiele się zmieniło.
Szkoła podstawowa, ósma klasa, rok 2018. Warsztaty, finansowane – jak podała Dorota Łoboda, szefowa fundacji Rodzice Mają Głos, członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet oraz liderka ruchu Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji – "przez urząd dzielnicy przeprowadzonych w szkole publicznej w czasie obowiązkowych lekcji". Nastolatki dostają na warsztatach "Archipelag skarbów" książkę "Życie na maksa, poradnik uczuciowo-seksualny" Jeana Benoit-Castermana (wydało go katolickie Wydawnictwo M z Krakowa).
"W żadnym wypadku nie bądź niegrzeczna"
A teraz pora na dwa cytaty z tej książki. Dotyczące molestowania seksualnego. Jak - według książki, którą w drugiej dekadzie XXI wieku ludzie odpowiedzialni za edukację młodzieży dopuszczają do użytku - dziewczynka i kobieta ma powiedzieć "NIE" nauczycielowi lub szefowi?
Cytujemy:
"Co to, k...a, jest?" - zapytał pod postem Łobody jeden z internautów. Dokładnie to, co widzicie. Powielenie - w najgorszy możliwy sposób - idiotycznego i przez lata pokutującego poglądu, że dziewczynka ma być grzeczna i posłuszna i że musi się "szanować". I - jak dowodzi kolejny fragment - że jak dziewczynka się będzie "szanować", to w mężczyźnie, pragnącym ją - przypomnijmy: wykorzystać seksualnie - nagle obudzi się sumienie.
Cytujemy:
Ksiądz pisze, jak radzić sobie z molestowaniem. Jest gorzej, niż źle
Jeżeli pewne rażące swoją naiwnością i absurdem sformułowania, jak to, że jakiś mityczny "Najwyższy" bóg uczyni w jakiś paranormalny sposób "cud" i odmieni nagle myśli seksualnego drapieżnika, zaczynają was naprowadzać na to, kto może być autorem tej książki, to zgadliście - Jean Benoit-Casterman to francuski ksiądz katolicki. W 2017 r. jego książka "Jak mieć szczęśliwe życie uczuciowe i seksualne" wywołała skandal w – uwaga – katolickiej szkole we Francji. I to na lekcji religii, gdzie została rozdana. Dyrektor szkoły musiał przepraszać uczniów i ich rodziców za treści książki – m.in. potępiające aborcję jako "niewybaczalny czyn", po którym kobiety cierpią na depresję i mają traumy. Z kolei homoseksualizm ksiądz Casterman ocenił jako "problematyczny", ale "uleczalny".
Po nagłośnieniu sprawy w polskiej szkole również przyszedł czas na wyjaśnienia. Instytut Profilaktyki Zintegrowanej, organizacja prowadząca warsztaty "Archipelag skarbów", w piśmie przesłanym do redakcji Gazeta.pl stwierdza, że książka "nie jest częścią programu 'Archipelag Skarbów' i żaden jej egzemplarz nie powinien być wręczony podczas programu". Mało tego, IPZ przyznaje, że już 3 lata temu trenerzy programu dostali prikaz, żeby "podręcznika" księdza Castermana nie używać, zaś przytoczone przez Dorotę Łobodę cytaty są "skandaliczne i stoją w jawnej sprzeczności z przekazem programu". I zapewnia, że sprawę wyjaśni.
"Edukacja seksualna" jako termin, który nie jest neutralny
I dobrze. Ale sprawdźmy jeszcze, czym właściwie jest Instytut i jaki ma program. Jego fundator i członek zarządu, dr Szymon Grzelak, to twórca programu "Archipelag Skarbów". W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną wyjaśniał, że opracował go, aby zapobiegać "korzystaniu przez młodzież z alkoholu i narkotyków oraz zachęcić młodych ludzi do odłożenia na później kontaktów seksualnych i unikania pornografii". W publikacji miesięcznika "Znak" ten sam dr Grzelak uznał za "pytanie z tezą" sformułowanie "jakie cele powinna mieć edukacja seksualna w szkole?" – ponieważ według niego już sam termin "edukacja seksualna" nie jest neutralny. W dalszej części swojej wypowiedzi dr Grzelak przedstawia się jako zwolennik przedmiotu Wychowanie do Życia w Rodzinie, afirmując jego nacisk na umieszczenie edukacji seksualnej w kontekście rodziny i małżeństwa jako związku osób różnej płci, a przeciwnik "liberalnej obyczajowo ideologii społecznej" - czymkolwiek by nie była.
Czyli podsumowując: Instytut Profilaktyki Zintegrowanej i jego założyciel w programie "Archipelag Skarbów" promuje zaszczepianie młodzieży tradycyjnych wartości, afirmuje rodzinę, prowadzi profilaktykę przeciw uzależnieniom. Ale równocześnie kładzie nacisk na czekanie z seksem do ślubu. Po co? Dobre pytanie. Wydawało mi się, że między przygodnym seksem nieletnich po alkoholu i narkotykach, a nocą poślubną po zdjęciu białego welonu, jest całkiem sporo opcji pośrednich. I naprawdę nie wszystkie są patologią społeczną.
Zadajmy kolejne pytanie: Jak deklarowane cele programu - w sporej części naprawdę słuszne, jak profilaktyka uzależnień, przekładają się w praktyce na nauczanie młodzieży w szkołach? Okazuje się, że program budzi kontrowersje. W swoim wpisie Dorota Łoboda poinformowała, że w szkole jej córki się nie odbył - bo nie zgodzili się na niego rodzice. Inny przykład: trzy lata temu w łódzkiej szkole muzycznej niektórzy rodzice zaprotestowali w trakcie odbywania się warsztatu – zarzucali mu propagowanie indoktrynacji wyznaniowej, nacisk na wstrzemięźliwość seksualną do ślubu, krytykowanie sztucznej antykoncepcji i przedstawianie małżeństwa jako jedynej właściwej formy rodziny. Po prostu - nie wszyscy Polacy hołdują tradycjonalistycznym poglądom wynikającym explicite z moralności chrześcijańskiej. A na pewno większość nie zgadza się, by ich córki, gdy padną ofiarą molestowania, uważały przede wszystkim, by nie urazić molestującego.
W bitwie o wartości nie wolno używać narzędzi, które krzywdzą dzieci
Bitwa o sumienie młodego pokolenia między tradycjonalistami i liberałami trwa. I będzie trwać, bo społeczeństwo ma różne poglądy na seksualność, rodzinę, orientacje seksualne i moralność. Ale jedno w tej bitwie nie może być dozwolone. Używanie narzędzi, które krzywdzą młodych ludzi. A już w szczególności narzędzi, które krzywdzą narażone o wiele częściej na napastowanie, wykorzystywanie i molestowanie seksualne nastoletnie dziewczynki. To dobrze, że IPZ odżegnuje się od wykorzystania na warsztatach o seksie książki francuskiego księdza. Tylko co z tego, jak zło już się stało?
Ponieważ tak, stało się. Stało się zło, polegające na tym, że grupa dziewcząt dowiedziała się, że ten, kto je napastuje, jest świętą krową i trzeba się z nim obchodzić jak z jajkiem – zamiast dać zdecydowany werbalny, a jeżeli trzeba, to i fizyczny opór (potocznie: dać po łapach lub w zęby). I dzieje się zło, polegające na tym, że nasza nastoletnia młodzież jest wychowywana w szkołach przez dorosłych, których obyczajowość lokuje się czasowo mniej więcej przed rewolucją seksualną 1968 roku, za to blisko - i sprawdźcie tradycyjne znaczenie tego słowa - kruchty.