Awaria samolotów zjednoczyła rodziny
Chwile niepewności, które towarzyszyły podwójnej awarii embraerów, nie zakłóciły pielgrzymki rodzin smoleńskich do Katynia - czytamy w "Polsce". Bliscy ofiar wrócili zjednoczeni i zadowoleni.
12.10.2010 | aktual.: 12.10.2010 10:08
Paweł Deresz, wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz relacjonuje, że organizacja była bez zarzutu. - Wszystko zostało przygotowane z niezwykłym taktem. Mogliśmy godnie oddać hołd naszym bliskim - powiedział.
Rodziny, które nie poleciały do Smoleńska nie podzielają jednak tego entuzjazmu. Beata Gosiewska nie może zrozumieć, po co był ten medialny szum. Jej zdaniem kompleksowa pomoc rządu, Kancelarii Prezydenta i ogromne zainteresowanie mediów to kolejny dowód na to, że nie wszystkie rodziny są traktowane tak samo. - Kiedy pani Magdalena Merta poleciała do Katynia z młodzieżą szkolną, prawie nie pozwolono jej się pomodlić. Natomiast na tę okoliczność nagle udało się po pół roku nawet przykryć wrak samolotu - mówi Gosiewska. Podkreśla także, że nieobecność wielu rodzin była wyrazem protestu wobec patronatu Anny Komorowskiej, o którym bardzo ciepło wypowiadają się z kolei uczestnicy pielgrzymki.
Pomimo niepokojących sygnałów dotyczących awarii samolotów, uczestnicy wyjazdu do sprawy podeszli spokojnie. Ponadto godziny spędzone w oczekiwaniu na samolot zastępczy, jego zdaniem, pozytywnie wpłynęły na relacje między członkami rodzin. - Mieliśmy szansę lepiej się poznać. Wiele osób przeszło na ty i wymieniło adresy - mówi Deresz. - Szkoda tylko, że nie wszystkie rodziny były z nami. Może wówczas byłaby szansa na pojednanie - dodaje.