Awantura o warszawskie śmieci. PiS uderza w ratusz, urzędnicy odpierają zarzuty
Politykom PiS nie podoba się podejście prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego do wywozu odpadów. Jadą przez całą Polskę i trafiają obecnie do sześciu województw. Ratusz broni się, że instalacje poza Warszawą są tańsze i przypomina, że to PiS wprowadził w 2019 roku przepisy umożliwiające tzw. regionalizację wywozu odpadów.
Jakiś czas temu Wirtualna Polska opisała, w jaki sposób odpady ze stolicy są wywożone do innych województw i tam przetwarzane bądź składowane. To efekt działań władz Warszawy, która podzieliła gospodarkę odpadami na dwie części. Pierwsza część, opłacana przez ratusz, to opróżnienie śmietników i wywóz. Drugą część stanowi tzw. zagospodarowanie odpadów, czyli sortowanie, recykling i składowanie. Za to ostatnie komunalne MPO płaci prywatnym firmom. A te wolą wozić odpady po kraju. Z prostego powodu: taniej składować odpady w małej miejscowości niż w wielkim mieście lub na jego obrzeżach. W praktyce, do wielu składowisk w Polsce rozwożone będzie z Warszawy ok. 160 tys. ton śmieci kwartalnie. To ok. 8 tys. ciężarówek.
Paradoks: PiS wprowadził, teraz kręci nosem
Warszawski ratusz prawa nie łamie. Korzysta z przepisów wprowadzonych w 2019 roku przez polityków... Prawa i Sprawiedliwości. Rządzący zdecydowali wówczas, że zniosą regionalizację składowania i przetwarzania odpadów. W ich ocenie nowe przepisy miały ukrócić monopol na przetwarzanie odpadów miały duże firmy. Zdaniem ówczesnego ministra środowiska Henryka Kowalczyka, dochodziło do patologicznej sytuacji, w której był tylko jeden przedsiębiorca chcący składować i przetwarzać odpady, przez co mógł narzucać samorządom bardzo wysokie ceny.
Wcześniej zasadą było, że gdy ktoś produkuje śmieci, powinien zagospodarowywać je blisko miejsca wytworzenia. Od wejścia zmian w życie można już wybrać dowolne miejsce w kraju. Jak wynika z listy nadesłanej nam przez ratusz, stołeczne odpady jeżdżą do: Wrocławia, Tarnowa, Kamieńska (Łódzkie), Pełkina (Podkarpacie), Jaroszowa (Dolny Śląsk), Rudny Wielkiej (Dolny Śląsk) i Woli Duckiej (Mazowsze).
Dwa lata po wprowadzeniu przepisów politycy PiS widzą jednak luki w zniesieniu regionalizacji. I twierdzą, że w przypadku Warszawy, mieszkańcy do tego dokładają, bo w odbieranie i wywóz śmieci są droższe niż zagospodarowywanie ich na miejscu.
- Chyba nikt się nie spodziewał tego, że Warszawa wykorzysta tę zmianę prawa do tego, żeby w sposób droższy transportować śmieci daleko od Warszawy. To jest niebywałe nadużycie tych przepisów i moja intencja jest taka, żeby ograniczyć taką możliwość Warszawie - mówił na sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej poseł PiS Piotr Uściński. - Czy jest możliwość, by ustawowo zablokować wywóz śmieci poza Warszawę? - pytał.
A w rozmowie z Wirtualną Polską przekonuje: - Trzeba to dobrze przeanalizować, aby móc udoskonalić prawo, ale także pomóc warszawiakom, którzy są obciążeni przez władze bardzo wysokimi kosztami wynikającymi z transportu śmieci na duże odległości - deklaruje w rozmowie z Wirtualną Polską Piotr Uściński. Jego zdaniem, efekt ekologiczny jest takiego transportu fatalny. - Dostajemy potężne ilości spalonego paliwa to zupełnie zbędne zanieczyszczenie powietrza i emisja CO2 - mówi poseł PiS.
Jak nieoficjalnie ustaliła Wirtualna Polska, w ministerstwie klimatu i środowiska brany jest pod uwagę pomysł, by wprowadzić opłatę środowiskową za wożenie odpadów po kraju. - Dzięki temu rząd zyskałby narzędzia do egzekwowania unijnej zasady bliskości, która mówi, że odpady powinny być przetwarzane możliwie blisko miejsca wytworzenia. Obecnie łamanie tej reguły nie jest obarczone żadnymi sankcjami - mówi nasz informator z resortu klimatu i środowiska.
Ratusz odpowiada: teraz jest taniej
Ratusz w odpowiedziach dla Wirtualnej Polski zaprzecza, by koszty transportu odpadów do dalszej instalacji i ich zagospodarowania były droższe niż samego zagospodarowania odpadów w bliżej położonych instalacjach.
- Koszt transportu odpadów do instalacji nie stanowi samodzielnie wyodrębnionej stawki, wobec czego nie jest możliwe jego wskazanie. Koszt ten pokrywany jest przez poszczególnych wykonawców w ramach wynagrodzenia otrzymywanego od m.st. Warszawy z tytułu odbioru odpadów komunalnych. Wynagrodzenie to ukształtowane zostało w taki sposób, aby rekompensować wykonawcom wyższy koszt transportu do dalej położonych instalacji - informuje WP Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka prasowa stołecznego ratusza.
W nieoficjalnych rozmowach urzędnicy z warszawskiego magistratu wskazują jeszcze jeden argument. - W raporcie UOKiK-u dotyczącego funkcjonowania regionalnych instalacji przetwarzania odpadów komunalnych najdrożej w całej Polsce było w instalacjach obsługujących Warszawę i okolice, gdzie średnia cena wyniosła 524 zł za przyjęcie tony odpadów. Raport obejmował lata 2014-2019. Obecnie odbiór z poszczególnych dzielnic przez firmy wożące odpady po kraju waha się między 325 zł a 589 zł netto. Najtaniej jest na Mokotowie, Pradze Południe i Pradze Północ. Najdrożej na Woli i Bemowie - mówi Wirtualnej Polsce jeden z urzędników zajmujących się gospodarką odpadami w Warszawie.
Z zestawienia uzyskanego przez WP w warszawskim ratuszu wynika, że faktycznie Warszawa praktycznie nie przetwarza swoich odpadów na miejscu. Na liście liczącej kilkadziesiąt pozycji przekazanej przez MPO znajdują się tylko trzy niewielkie zakłady zlokalizowane na terenie stolicy: dwa należące do Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania i jeden prywatny, zajmujący się makulaturą. Reszta śmieci od trzech miesięcy jeździ w Polskę.