PolskaAva i Mia są z mamą. Odnaleziono je po ponad 2 miesiącach

Ava i Mia są z mamą. Odnaleziono je po ponad 2 miesiącach

Ava i Mia zniknęły w święta wielkanocne. Uprowadził je ich ojciec. Dzieci poszukiwała policja i tysiące internautów w całej Europie. Kilka dni temu dziewczynki wróciły do domu. Są już z mamą.

Ava i Mia są z mamą. Odnaleziono je po ponad 2 miesiącach
Źródło zdjęć: © Archiwum rodzinne
Violetta Baran

14.06.2018 | aktual.: 14.06.2018 16:23

O wstrząsającej historii bliźniaczek, które 15 lipca skończą cztery lata, pisaliśmy pod koniec kwietnia. Ich ojciec, Brytyjczyk John P. zabrał je na święta wielkanocne i wyjechał w nieznane. Zrozpaczona matka nie miała pojęcia, gdzie ich szukać.

Mama dziewczynek jest Polką z francuskim obywatelstwem. Mieszka i pracuje w Metz. Tam też mieszkał jej były partner, z którym rozstała się w ubiegłym roku.

Na mocy decyzji francuskiego sądu dziewczynki miały mieszkać z matką. Ojciec mógł je zabierać do siebie co drugi weekend, oraz spędzać z nimi połowę wakacji i ferii. Nie mógł ich jednak wywozić za granicę. Niestety, jak się wkrótce okazało, nie miał zamiaru przestrzegać tego zakazu.

Dziewczynki zniknęły bez śladu

Przed Świętami Wielkanocnymi P. zabrał dziewczynki do siebie. Miał je odwieźć do matki w niedzielę wielkanocną po południu.

- Mia była chora, przyjmowała antybiotyki. Ava tuż po świętach była umówiona na badania. Miała mieć robiony rezonans głowy. Robimy go regularnie, w związku z wylewem, który miała tuż po urodzeniu - opowiadała w kwietniu WP pani Aleksandra, matka dziewczynek. - Bardzo się zdenerwowałam, gdy John nie odprowadził dziewczynek o umówionej porze, próbowałam się z nim skontaktować, ale jego telefon milczał - mówiła.

Gdy matka dziewczynek zawiadomiła policję o ich zniknięciu, Johna i bliźniaczek nie było już we Francji. Ustalono, że w nocy z 31 marca na 1 kwietnia był w okolicach dworca kolejowego w Luksemburgu. Około 100 km od Metz. Policjanci wylegitymowali go i mimo że widzieli z nim dziewczynki, których nie wolno było wywieźć z terytorium Francji, nie zareagowali.

Avy i Mii poszukiwało tysiące ludzi

Mama dziewczynek i jej bliscy poruszyli niebo i ziemię, by znaleźć bliźniaczki. Powiadomiono policję, przejścia w strefie Schengen, szpitale w Luksemburgu i Belgii, wszelkie instytucje, które mogłyby pomóc w odnalezieniu dzieci. O porwaniu Avy i Mii na swoich profilach na Facebooku pisali członkowie rodziny i przyjaciele. Powstał też specjalny profil poświęcony ich uprowadzeniu. O sprawie pisały brytyjskie, francuskie, a także polskie media.

Ponieważ dziewczynki mają także polskie obywatelstwo ich sprawą zainteresowały się również polskie władze. - Ministerstwo sprawiedliwości wystąpiło do francuskiego resortu sprawiedliwości z prośbą o opis sprawy zniknięcia bliźniaczek z polskim obywatelstwem, bo chcemy dokładnie wiedzieć, co się w tej sprawie stało - mówił wówczas wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik. Minister zapewniał, że resort udzieli matce wszelkiej możliwej pomocy. - Dla dobra dzieci trzeba te dzieci po prostu jak najszybciej znaleźć - dodał. Zaznaczył, że jest to jednak zadanie przede wszystkim organów ścigania.

Organa ścigania były bezsilne

Niestety, mijały kolejne tygodnie i wciąż nie było wiadomo, co dzieje się z dziećmi. W tym czasie francuski sąd zaocznie zdecydował o pozbawieniu Johna P. praw rodzicielskich. Wydano także za nim Europejski Nakaz Aresztowania.

Organa ścigania zdawały się bezradne w tej sprawie. Do czasu, gdy - jak opowiada WP - mieszkający w Polsce dziadek dziewczynek, ojciec Avy i Mii sam się nie ujawnił. Mężczyzna postanowił bowiem podważyć decyzję francuskiego sądu o wystawieniu za nim Europejskiego Nakazu Aresztowania. Złożył taki wniosek w jednym z niemieckich sądów. Ten uznał jednak, że nie ma podstaw do tego, by podważyć decyzję Francuzów.

- John przyszedł na ogłoszenie decyzji do sądu. I tam został zatrzymany - opowiada WP dziadek dziewczynek.

Nadrabiają stracony czas

To nie zakończyło jednak dramatu dziewczynek. Mężczyzna nie chciał bowiem początkowo wyznać, gdzie są Ava i Mia. W pewnym momencie jednak pękł podczas przesłuchania.

Dziewczynki trafiły na pięć dni pod opiekę Jugendamt. Były w rodzinie zastępczej do czasu, aż podjęto decyzję o zwróceniu ich matce.

- Gdy spotkały się z mamą były przerażone. Nie wiem, co John im naopowiadał o niej przez te dwa miesiące, ale po prostu się jej bały. Na szczęście, to minęło po kilku godzinach. Mam nadzieję, że te traumatyczne wydarzenia nie pozostawią żadnego śladu w ich psychice. Są jeszcze takie małe, mam nadzieję, że szybko zapomną o wszystkim co się im przydarzyło - opowiada WP dziadek dziewczynek. - I że znów nauczą się mówić po polsku, bo przez ostatnie dwa miesiące dużo zapomniały - dodaje.

John P. czeka w niemieckim areszcie na decyzję o ekstradycji. Za uprowadzenie dzieci, zgodnie z francuskim prawem, grożą mu 3 lata więzienia.

Do mamy dziewczynek nie udało nam się dodzwonić - nie odbiera telefonu. Nic w tym dziwnego. Nadrabia stracony czas. Przerażające dwa miesiące, gdy nie wiedziała, co dzieje się z jej córeczkami.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
porwanie rodzicielskiefrancjapolska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (38)