ŚwiatAutorka "Beduinek na Instagramie" o sekretach życia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. "Dla mnie nie ma tam już powrotu"

Autorka "Beduinek na Instagramie" o sekretach życia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. "Dla mnie nie ma tam już powrotu"

- Istnieje zasada trzech spojrzeń: jedno jest jeszcze w miarę neutralne, drugie, jeśli kobieta je odwzajemni, oznacza, że jest już zainteresowana, trzecie to prawie przybicie interesu - mówi o tym, jak zaczynają się romanse w emirackich galeriach handlowych Aleksandra Chrobak, Polka, która spędziła kilka lat w Abu Zabi i autorka książki "Beduinki na Instagramie". Chrobak opowiada także, jak "nikabowe" Emiratki podkreślają seksapil, czym jest emiracka buta, ale także wspomina o mrocznym sekrecie tego bogatego kraju: nadużyciach i przemocy wobec pomocy domowych.

Autorka "Beduinek na Instagramie" o sekretach życia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. "Dla mnie nie ma tam już powrotu"
Źródło zdjęć: © AFP | Karim Sahib
Małgorzata Gorol

WP: Z twojej książki wynika, że w ciągu ostatniego półwiecza Zjednoczone Emiraty Arabskie przeszły aż dwie potężne rewolucje. Pierwsza wiąże się z odkryciem ropy, druga - upowszechnieniem internetu.

Aleksandra Chrobak: Ten kraj ma ledwie 44 lata, a dokonał się tam nieprawdopodobny skok od beduińskiego życia do ultranowoczesnych miast. To niesamowite. Saudyjskie społeczeństwo też poradziło sobie bardzo dobrze z rozwojem technologicznym, ale potrzeba tam wielu pokoleń, by się bardziej otworzyło. Emiraty są pod tym względem specyficzne i wydaje mi się, że to wynika z samego charakteru beduińskich społeczności. Najlepiej rozmawia się ze starszym pokoleniem, które jest ciepłe, serdeczne, grzeczne. Co do internetu, faktycznie ponad 50-letnie, stateczne panie domu potrafią siedzieć cały dzień na Whatsappie. Czasami trudno im wyjść z willi, jeśli nie potrafią prowadzić samochodu, czy brakuje męskiego krewnego, który by im towarzyszył. Wtedy internet staje się dla nich oknem na świat. Z drugiej strony mamy też młode pokolenie, dla którego internet jest kanałem autoekspresji. W życiu taka dziewczyna, ubrana w długą sukienkę, jest wciśnięta w kąt salonu, a w internecie pokazuje się w dżinsach, z pięknymi
włosami, czy jak ćwiczy taekwondo. Sama pierwszy raz zobaczyłam twarz mojej koleżanki z biurka obok dopiero, gdy pokazała mi swoje zdjęcia na telefonie. Zaproszenie do grupy na Whatsapp czy na Instagramie jest jak bruderszaft.

WP: Rodziny czy mężowie nie próbują kontrolować tej sfery?

- Emiratki doskonale wiedzą, jak się maskować. Nie mają zdjęć profilowych - jeszcze mogłoby je zobaczyć męskie oko. Także Emiratczycy ich nie używają, choć z innych powodów - mają za dużo przyjaciółek i nie chcą być od razu rozpoznawalni.

WP: A właśnie, romanse. W jednym z rozdziałów opisujesz emirackie galerie handlowe - nie ze względu na ich przepych, choć go nie brakuje, ale dlatego że to także… centra nawiązywania szybkich romansów. Jak w ogóle to zauważyłaś? Przecież nawet ten "galeriowy" flirt w ZEA jest mocno ukryty między wierszami i dla kogoś z Zachodu może nie być wcale tak oczywisty.

- Byłam ofiarą takiego flirtu. Gdy przyjechałam do Emiratów, uderzyło mnie, że w galeriach handlowych nikt nie chodzi z torbami na zakupy. Podczas jednej z wizyt w centrum jechałam schodami ruchomymi i ustawił się za mną pan, który nagle zaczął mruczeć swój numer telefonu. Musiałam jakoś na niego spojrzeć, co odebrał jako akceptację zalotów. Istnieje taka zasada trzech spojrzeń - jedno jest jeszcze w miarę neutralne, drugie - jeśli kobieta je odwzajemni - oznacza, że jest już zainteresowana, trzecie to prawie przybicie interesu. Mężczyźni tracą w takich miejscach dystans i pozwalają sobie na więcej, np. by patrzeć kobiecie w oczy. Potrafią też wyłapywać różne sygnały. A kobiety, które noszą nikaby, mogą być naprawdę seksowne. Nam się wydaje, że taka kobieta jest przygaszona, ale tak nie jest. Kiedyś mój kolega skomentował przechodzącą panią z zasłoną na twarzy: zobacz, jaka flirciara. Jaka flirciara, przecież jest zasłonięta, czego jeszcze chcesz? - pytałam. On tłumaczył: spójrz ma sztuczne rzęsy, mocny
makijaż oczu, święcąca torebkę i buty, spinkę na chuście, chce zwracać na siebie uwagę.

WP: Mimo takich okazji do flirtu, podkreślania swojej indywidualności, Emiratki zostają często starymi pannami.

- To prawda. Emiratki uniezależniły się ekonomicznie, kobiety mają równy dostęp do edukacji, bardzo dużo dziewczyn studiuje, a państwo wprowadziło przepisy, które zrównują kobiety z męskimi członkami rodziny w sprawach spadkowych. Emiratki mają więc coraz większe wymagania, także finansowe. Nie chcą być w związkach, w których nie czują się usatysfakcjonowane. Emiratczycy mówią, że lepiej jest poślubić Jemenkę czy Saudyjkę, bo pochodzą z bardziej tradycyjnego świata i będą trochę bardziej uległe.

WP: Co z emirackich zwyczajów czy norm przeniosłaś tutaj?

- Chyba większe poczucie własnej wartości jako kobiety, że należy też wymagać od faceta. Emiratki bardzo bronią swoich interesów, to wypływa z szacunku do samych siebie. Ja to zaadoptowałam i bardzo dobrze się w tym czuję.

WP: A do czego było niełatwo przyzwyczaić się Europejce w Emiratach? Co było najtrudniejsze?

- Chyba nic. Choć były też sytuacje, które bardziej wynikały z mojego niezrozumienia. Kwestia podawania ręki kobiecie - bardziej tradycyjni panowie nie powinni tego robić, ale jeśli wyciągniemy do nich dłoń, to mężczyźni na poziomie ją uścisną, nawet chętnie. Ja podałam kiedyś rękę chyba panu z Jemenu - może chciał się popisać, że jest tak konserwatywny - i powiedział, że przeprasza, ale on nie podaje ręki kobiecie. Zrobiło mi się głupio, to było niegrzeczne i wykształcony Emiratczyk by tego nie zrobił. Innego razu rozmawiałam z panem, który patrzył w sufit. Początkowo szukałam kontaktu wzrokowego, czułam się znieważona, ale w jego światopoglądzie niepatrzenie na kobietę to oznaka szacunku. Rzadko, ale to się zdarza.

WP: Emiratki nie mają zbyt dużo wolności.

- Mają. Wszystko zależy od rodziny czy męża, którzy wyznaczają granice tej wolności.

WP: W najważniejszych życiowych kwestiach decydują za nich mężczyźni.

- Kobiety traktuje się trochę jak dzieci - możne je rozpuszczać, trzeba o nie dbać, ale też trzeba stawiać granice, wychowywać.

WP: Czy podczas swojego pobytu w ZEA spotkałaś jakieś buntowniczki, które próbowały walczyć, czy choćby przechytrzyć ten tradycyjny system?

- Przechytrzyć tak, ale nikt nie kwestionuje, że tak właśnie powinno być. Poznałam nawet wiele Europejek, którym taki model odpowiadał, a Emiratki go nie podważają. Kiedyś moja znajoma dostała na 22. urodziny od babci Porsche Cayenne - nasza babcia może będzie mogła kupić nam lody albo dać 20 zł w kopercie, ale tam daje się takie prezenty. Wesoła dziewczyna, trajkotka, studentka. Zaproponowałam, że to uczcimy i zaprosiłam ją do restauracji albo kina. A ona odpowiada, że musi najpierw zapytać o zgodę Mohameda - 14-letniego brata, który podejmuje takie decyzje za nią.

Ale są też buntowniczki. Kiedyś spotkałam inną znajomą na wagarach. Grzeczna córka i siostra. Brat odwoził ją na uniwersytet i wierzył, że siedzi tam przy biurku. A ona zaraz wsiadała do taksówki, gdzie już nikab znikał, wyciągała za to złote platformy i jechała do galerii handlowej spotkać się z chłopakiem. Co ciekawe, bez nikabu była anonimowa, bo nikt z sąsiadów nigdy nie widział jej twarzy. Jej marzeniem było wyjść za mąż za nie-Emiratczyka, który by jej tak nie kontrolował, ale wiedziała, że to niemożliwe.

WP: Nawet w przypadku obcokrajowca muzułmanina?

- Emiratczycy mogą poślubiać panie innych narodowości, to wręcz plaga i rząd się bardzo martwi, bo rośnie odsetek starych panien. Władze myślą nawet nad jakimiś opłatami dla kawalerów, którzy biorą sobie za żonę nie-Emiratkę. Ale w przypadku Emiratek to się nie zdarza, byłby to ogromny mezalians. Paszport ZEA otwiera po prostu bardzo dużo drzwi, to superopiekuńcze państwo.

WP: Ta superopieka opiera się na ropie, która się kiedyś skończy. Ta oleista bańka w końcu pęknie.

- Eksperci często o tym mówią - w reakcji na butę niektórych Emiratczykow i ich roszczeniowość. Bo z czego te postawy wynikają? Kiedy odkryto ropę, szejk Zajed, który zjednoczył kraj, wykorzystał ją dla dobra swoich obywateli. Pragnął zrekompensować im beduińską biedę, bo przecież wcześniej ci ludzie żyli z hodowli wielbłądów i poławiania pereł. Potem z wielbłądów przerzucili się na Rolls-Royce. Tam nie ma klasy pracującej, a Emiratczycy trochę się rozbestwili. Starsze pokolenie ma jeszcze dużo pokory, bo faktycznie musiało walczyć o każdy dzień. Ja bardziej lubię starsze, nikabowe panie, które mają poczucie humoru, od młodych dziewczyn w butach Louboutin, które będą patrzyć na ciebie protekcjonalnie.

WP: Czy państwo przygotowało obywateli na koniec ropy?

- Jest program emiratyzcji, która ma ich zaktywizować zawodowo. Problem jest jednak z etosem pracy, ponieważ Emiratczycy nie muszą się martwić o utrzymanie, spłatę kredytów, edukację dzieci, są faworyzowani na rynku pracy i nie jest tajemnicą, że mają 3-4 razy wyższe pensje niż osoby z innego kraju na tym samym stanowisku. Nie pracują na swój byt, więc bardzo trudno jest zmobilizować ich do ciężkiej pracy.

WP: Opisujesz, że jeśli ktoś w ZEA ma problemy o podłożu psychologicznym, to skrzętnie zamiata się to pod dywan. A jak jest z różnego rodzaju niepełnosprawnościami? Czy takie osoby mogą liczyć na pomoc państwa i ogólną akceptację, czy czeka ich życie na marginesie społecznym?

- Państwo się opiekuje, ale społeczeństwo nie akceptuje. Jest dużo dzieci z zespołem Downa, ale raczej trzyma się je w domu. Dość powszechne są małżeństwa między kuzynami, czasem nawet pierwszego stopnia. Dla wszystkich, którzy chcą wziąć ślub, także obcokrajowców, obowiązkowe są badania genetyczne. Ich wynik nie jest przeszkodą do zawarcia małżeństwa, ale takie osoby muszą mieć świadomość ewentualnego ryzyka.

WP: Jakiś czas temu miałam okazję rozmawiać z Jean Sasson, amerykańską autorką serii dokumentującej życie saudyjskiej księżniczki. Jedna z bohaterek jej książek zdecydowanie woli dziewczyny od chłopców. A jednak na żadnej ze stron książki nie pojawia się słowo "lesbijka". Zapytałam o to autorkę - wyjaśniła, że rodzina księżniczki zwyczajnie nigdy by go nie użyła. Czy w ZEA homoseksualizm jest równie "niewymiawialny"?

- Osoby tej samej płci w ogóle są dość blisko ze sobą, nawet na ulicy. Choćby słynny emiracki pocałunek mężczyzn, kiedy stykają się czołami i nosami. Kobiety z kolei całują się trzy razy w jeden policzek. Myślę, że w Emiratach jest sporo lesbijek i to nie zwraca publicznej uwagi, bo kobiety cały czas ze sobą przebywają. Koleżanka opowiadała mi o dość bliskich intymnie dziewczynach, które chowały się za przyciemnianymi szybami samochodów na parkingach koledży. Gdy jednak przechodzi się z przodu auta, wszystko widać. Jest też trochę queeru. Sama widziałam, i to na prowincji, chłopaka w dżinsach tak obcisłych, że szwy już prawie pękały, w makijażu, z natapirowanymi włosami. Nie ma takiego prawa, które by penalizowało homoseksualizm, ale oczywiście jest to społecznie niemile widziane.

WP: Ale kamienie nie lecą, co najwyżej złe spojrzenia?

- Emiratczycy opowiadają sobie historię pewnego gejowskiego "ślubu". Zjawiła się na nim policja i zamknęła uczestników. Międzynarodowe organizacje zaczęły się o nich upominać i w końcu ich wypuszczono. Nie ma jednak, jak w Arabii Saudyjskiej, policji religijnej, która by ścigała tych ludzi.

WP: Jak jest z innym "kłopotliwym" słowem: ateista?

- To absolutne tabu, nikt by się do tego nie przyznał. Po co? Może będziemy wtedy szczerzy i idziemy z otwartą przyłbicą przez świat, ale oni nie zdają sobie sprawy, że można być ateistą i dobrym człowiekiem. Ateista to bezbożnik, takie wyznanie od razu rzuca się na niego cieniem. Lepiej powiedzieć, że jest się chrześcijaninem.

WP: Niedawno Human Rights Watch opublikowała bardzo niepokojący raport o tym, jak traktowane są imigranckie gosposie w Omanie, sąsiadującym z ZEA krajem. 21 godzin pracy dziennie…

- Normalne.

WP: Gwałty.

- Zdarzają się.

WP: Pobicia.

- Tak.

WP: Zabieranie paszportów, telefonów komórkowych, by się nawet nie móc skontaktować z rodziną.

- Tak, to się zdarza. Problem gospoś był ziarnem, z którego wyrosła ta książka. Nie mogłam jej napisać i o nich nie wspomnieć. Cały sektor służby domowej nie jest objęty prawem pracy i nie ma żadnych instrumentów, by walczyć z tego typu zwyrodnieniami. To jest rosyjska ruletka. Można trafić do fajnego domu, gdzie chce się pomóc, sprowadza się całą rodzinę gosposi, brat zostaje kierowcą, ojciec ogrodnikiem. Ale jeżeli wyląduje się w rodzinie, gdzie jest problem, nad panią domu znęca się mąż, to ona zaczyna znęcać się nad służącą - to syndrom kata i ofiary. Także kierowcy, którzy mają więcej praw, nadużywają nad gosposiami władzy.

Jeśli chodzi o gwałty, to czasami młodzi chłopcy traktują służące jako jedyną okazję, by mieć kontakty seksualne z kobietą. Czasem nie dzieje się to wbrew woli dziewczyny, bo zdarzają się i romanse. Była u mnie w klinice kobieta z gosposią, którą bolał brzuch. Badanie potwierdziło, że jest w ciąży, a jej pracodawczyni była w szoku: przecież ona nie wychodzi z domu.

Wielu gosposiom zabiera się paszporty. Emiratczycy płacą (pośrednikom pracy - red.) ok. 16 tysięcy dirhamów. Jeżeli gosposia by uciekła, to jest dla nich strata, dlatego czują, że muszą ją kontrolować. W ogóle wśród Arabów jest bardzo cienka granica między opieką a kontrolą. Wychodne jest niemożliwe. Gdzie zresztą taka dziewczyna, nie znając angielskiego i arabskiego, miałaby wyjść na zasypanych piachem przedmieściach, z ulicami nie mającymi nawet nazw? Mieszkają przy gospodarzu, a to są wielopokoleniowe rodziny, po 20 osób, i bardzo często pracują po 18-19 godzin, są niedożywione. Zaczęłam od razu je pytać, czy jedzą dobrze i jak często.

Problem traktowania gospoś nie dotyczy tylko Emiratów, ale w ogóle krajów, gdzie brak regulacji tego sektora, co pozwala złym ludziom na wyzysk i agresję.

WP: Miałaś styczność z różnymi przypadkami, pracując w lokalnej służbie zdrowia. Która z takich dziewczyn najbardziej zapadła ci w pamięć?

Była kiedyś u mnie w klinice dziewczyna, Indonezyjka, z bólami serca. Myślę, że nawet symulowała, by mieć choć chwilę odpoczynku. Nie miała wizy w paszporcie. Zapaliła mi się czerwona lampka: przemyt ludzi, ale managerka się wmieszała, bo to niewygodny temat. Dziewczyna, którą pilnował kierowca-szpieg rodziny jej pracodawców, została odesłana do szpitala. Wzięłam wolne i pojechałam za nią. Najpierw musiałam się przedrzeć przez kierowcę, kiedy chrapał w korytarzu. Zapytałam ją, czy chce wrócić do domu, a ona zaczęła płakać. Indonezyjki naprawdę bardzo trudno wyrażają emocje. Filipinki czy Etiopki nie dają sobie dmuchać w kaszę, ale Indonezyjki zamykają usta, nawet gdy się ktoś nad nimi znęca. Powiedziała, że bardzo by chciała jechać do domu, ale nie wie jak. Policja łapie dziewczyny, które nie skończyły kontraktów. Dałam jej mój numer telefonu i trochę pieniędzy. Potem na specjalnej gorącej infolinii organizacji, która zajmowała się pomocą takim osobom, dowiedziałam się, że możliwe jest jej odbicie, ale musi
się do nich zgłosić, by to zaaranżować. Ale jak to zrobić, kiedy nie ma telefonu? Są też gosposie renegatki, które uciekły z domów, w których pracowały, i dorywczo sprzątają teraz w różnych miejscach. Koczują tak, wyjęte spod prawa, latami.

WP: Jak w ZEA komentowano zmiany, jakie zachodzą w regionie: Arabską Wiosnę, wojnę w Syrii, ale też związany z nią kryzys migracyjny w Europie?

- Emiratczycy bardzo dbają, by nie było w ich kraju ruchów fundamentalistycznych. Chcą żyć jak pączki w maśle i nie życzą sobie, by ktokolwiek mieszał w ich świecie. Była kiedyś próba zawiązania opozycyjnej partii politycznej - organizatorów skazano za zdradę stanu. Granice są zamknięte, Emiratczycy nie chcą uchodźców i problemów w swoim kraju. Jedynie w czasie ramadanu, gdy trzeba być hojnym, można zobaczyć zbiórki jedzenia dla Syrii.

WP: Nie komentuje się takich wydarzeń nawet w rozmowach?

- Polityka nie interesuje Emiratczyków, a ekspaci uważają takie tematy za niewygodne do rozmowy. Gazety to tak naprawdę laurki. (…) W ogóle w Emiratach nie ma kultury dyskusji, kontrowersji. Przecież świat jest wyjaśniony przez Koran, co trzeba dopowiedział jeszcze szejk. Nie gryzą ich takie problemy. Można już tylko spokojnie żyć.

WP: Kiedy dokładnie wróciłaś z ZEA?

- Miesiąc temu. Nie mogłabym opublikować tej książki, będąc tam. Na to też są paragrafy i deportacja byłaby chyba najlżejszą rzeczą, jaka mogłaby mnie spotkać.

WP: Przyznałaś się swoim znajomym z Emiratów, że piszesz książkę?

- Tylko tym europejskim, do których miałam zaufanie.

WP: A teraz, po jej publikacji?

- Lepiej nie. Myślę, że niestety dla mnie nie ma tam już powrotu.

Rozmawiała: Małgorzata Gorol, WP

Obraz
© (fot. Arch. prywatne A. Chrobak)

Aleksandra Chrobak - Absolwentka religioznawstwa i polonistyki oraz była studentka iranistyki z Krakowa, która kilka lat temu zamieszkała w Abu Zabi. W ZEA pracowała początkowo jako stewardessa, a później w lokalnym systemie opieki zdrowotnej. Autorka książki "Beduinki na Instagramie" (wyd. Znak).

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (213)