Auto wjechało w tłum w USA. "Akt terroru"
Atak podczas demonstracji środowisk antyfaszystowskich w amerykańskim Charlottesville. Rozpędzony samochód znalazł się na trasie marszu. Jedna osoba nie żyje, co najmniej sześć zostało rannych.
Auto nie zatrzymało się za innymi, które przepuszczały protestujących na ulicy miasta Charlottesville w stanie Wirginia. Od kilkunastu godzin trwają tam starcia skrajnej prawicy z policją i członkami organizacji antyfaszystowskich.
Samochody wpadły w tłum - relacjonuje Fox News. Amerykańskie media informują, że wszyscy ranni są w ciężkim stanie.
Służby uważają, że kierowca celowo rozpędził samochód i był to akt terroru - podaje CNN.
Burmistrz miasta Mike Signer w oświadczeniu określił atak jako "tchórzliwy pokaz nienawiści, bigoterii, rasizmu i nietolerancji".
Gubernator amerykańskiego stanu Wirginia ogłosił stan nadzwyczajny w Charlottesville w sobotę, po pierwszej fali starć. Demonstranci określający siebie mianem białych nacjonalistów zapowiedzieli manifestację w Charlottesville w proteście przeciwko planom usunięcia z parku pomnika generała Konfederacji Roberta Lee.
Jak informuje Polskie Radio, zgromadzeni pod hasłem "Zjednoczyć prawicę" w nocy przeszli przez miasto z pochodniami, skandując hasło "Nie zastąpicie nas". Gdy w sobotę rano powrócili na ulice Charlottesville spotkali się z kontrmanifestantami. Po drugiej stronie stanęli między innymi lewicowi aktywiści i czarnoskórzy członkowie ruchu Black Lives Matter.