Atak gazowy w Halabdży
Pod koniec wojny z Iranem zamieszkujący północ Iraku Kurdowie rozpoczęli zbrojne powstanie przeciwko reżimowi Saddama Husajna. Dyktator krwawo stłumił rebelię, a tragicznym ukoronowaniem akcji pacyfikacyjnej Kurdystanu był atak gazowy na miasto Halabdża w marcu 1988 roku.
"Nad szczytami okalających osadę gór pojawiły się irackie śmigłowce, leciały nisko nad ziemią, zbliżały się do Halabdży. Kilkukrotnie przeleciały nad miastem, nie zrzucały jednak bomb, a jedynie dziwne, metalowe pojemniki" - opisywał tamte wydarzenia Tomasz Otłowski w artykule dla Wirtualnej Polski.
"To, co stało się w następnych kilkudziesięciu minutach, było dla ponad 5 tys. mieszkańców kurdyjskiej osady i jej okolic ostatnim, tragicznym doświadczeniem ich życia. Nad Halabdżą uniósł się dziwny zapach - ocaleli świadkowie zagłady miasta porównali go potem do woni słodkich jabłek - i ludzie zaczęli nagle padać jak rażeni gromem, umierając w męczarniach. Nie było żadnego oparu, mgły czy dymu, ani też żadnego dźwięku, prócz jęków konających. Nauczeni doświadczeniem poprzednich nalotów, ludzie instynktownie szukali schronienia w piwnicach domów, ale te stały się dla nich śmiertelną pułapką - gaz był cięższy od powietrza i błyskawicznie wypełniał podziemia oraz wszelkie zagłębienia terenu".
Irackie wojska najprawdopodobniej użyły dużych ilości mieszaniny sarinu, tabunu i gazu musztardowego. Zginęło ok. 5 tys. osób, a kolejnych kilka tysięcy zostało okaleczonych na całe życie. Była to jedna z najstraszliwszych zbrodni przeciwko ludzkości po II wojnie światowej.
Na zdjęciu: ofiary ataku gazowego w Halabdży.