Atak w Sydney. "To nie jest standardowa metoda organizacji dżihadystycznych"
Około 30 zakładników znajduje się w rękach uzbrojonego porywacza w jednej z kawiarni w Sydney. W jej witrynie dwie zakładniczki trzymały czarną flagę z napisem "Allah jest wielki". - Z informacji, które posiadamy, wynika, że jest to operacja samotnego strzelca. Być może człowieka organizacyjnie zupełnie niezwiązanego z ruchem dżihadystów, który jest inspirowany jego ideologią oraz hasłami i postanowił działać na własną rękę - komentuje dla Wirtualnej Polski Tomasz Otłowski, ekspert ds. terroryzmu.
15.12.2014 | aktual.: 16.12.2014 10:01
Do ataku doszło rano czasu miejscowego w lokalu w centrum Sydney. Według doniesień mediów, jest w nim obecnie około 30 osób, gości i pracowników (wcześniejsze informacje mówiły o nawet 60 uwięzionych). Kilku zakładnikom udało się już uciec. Jest co najmniej jeden napastnik, z którym policja prowadzi negocjacje.
- Nie sądzę, że to zorganizowana akcja, raczej działania sympatyka Państwa Islamskiego czy ruchu dżihadu, który posłuchał wezwań kalifatu do atakowania jego przeciwników - ocenia Tomasz Otłowski, ale dodaje, że może się nawet okazać, iż podtekst ataku jest kryminalny, a hasła o islamistycznych wątkach są jedynie zasłoną dymną.
- Warto zwrócić uwagę, że sam sposób przeprowadzenia tego ataku terrorystycznego jest niestandardowy - to nie jest metoda działania islamskich fundamentalistów. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z Al-Kaidą, Państwem Islamskim lub innymi ugrupowaniami - ocenia Tomasz Otłowski i dodaje: - Islamscy fundamentaliści raczej preferują zamachy bombowe z naciskiem na akcje samobójcze albo sytuacje typu active shooter, czyli aktywnego strzelca, jak to było niedawno w Kanadzie.
Otłowski zgadza się jednak, że Australia, która jest członkiem międzynarodowej koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu, mogła wystawić się na cel ekstremistów. - Australijczycy zdawali sobie sprawę z ryzyka dla bezpieczeństwa ich kraju. Sam kalif Ibrahim (przywódca PI - red.) wielokrotnie wzywał do ataków na interesy państw, które są aktywnie zaangażowane w działania przeciwko kalifatowi - komentuje ekspert, podkreślając, że Australia bierze udział w nalotach na cele dżihadystów w Iraku.
Czytaj również: Wszystko, co powinieneś wiedzieć o Państwie Islamskim.
Tomasz Otłowski w rozmowie z WP mówi o ostatnich informacjach z Sydney, według których napastnik miał zażądać dostarczenia flagi Państwa Islamskiego. Z kolei wcześniejsze wiadomości z Australii dawały do zrozumienia, że porywacz może być związany lub zainspirowany działaniami Frontu al-Nusra, a więc sojuszników Al-Kaidy. - To sugeruje, że nie ma on jakiś specjalnych powiązań organizacyjnych czy z Al-Kaidą czy z innymi ugrupowaniami - dodaje ekspert. Podkreśla on, że mamy na razie bardzo mało informacji, ale wynika z nich, że porywacz działa jako samotny strzelec.
Rozmawiała Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska