Atak rakietowy Rosjan. Mieszkańcy Charkowa zbiegli do metra, obawiając się najgorszego
Mieszkańcy Charkowa znów zbiegli do metra, by schronić się przed rosyjskimi rakietami. Po tym jak w poniedziałkowy poranek Moskwa przeprowadziła odwet za zniszczenie Mostu Krymskiego, w całej Ukrainie zawyły syreny alarmowe. Pod ostrzałem Putina znalazły się większe miasta, w tym Charków, gdzie od dłuższego czasu było spokojnie. Do walk dochodziło głównie pod aglomeracją, dlatego w ten dzień ludziom przypomniał się koszmar z początku wojny. Przez kilka godzin czekano, aż nastanie zmasowany atak z powietrza. W części miasta nie było prądu. Do stacji charkowskiego metra zbiegły całe rodziny. Nie zabrakło dzieci, które w wolno upływającym czasie zajęły się śpiewem i zabawą. Jedna z mieszkanek Charkowa, Anna Radczenko, była w pracy w momencie rozpoczęcia ataku. Po pierwszym wybuchu kobieta szybko wycofała się na pobliską stację metra. Ukrainka nie kryła zdziwienia rosyjskim atakiem. Spodziewała się odwetu Kremla. Jak dodała, "wszyscy na to czekaliśmy". Władimir Putin przekazał, że poniedziałkowe ataki rakietowe w Ukrainie były odwetem za to, co rosyjski dyktator nazwał "terrorystycznymi" działaniami Kijowa, tj. zniszczeniem Mostu Krymskiego przez Ukrainę".