Atak na Końskie. Polscy partyzanci zdobyli miasto bronione przez 26-krotnie liczniejszych Niemców
1 września 1943 r. 70 partyzantów pod dowództwem cichociemnego ppor. Waldemara Szwieca "Robota", opanowało miasto Końskie, w którym stacjonowało 1,8 tys. Niemców. W brawurowej akcji nie zginął żaden z polskich żołnierzy. Po tym ataku Niemcy nadali miejscowości miano "Banditenstadt" - "bandyckiego miasta". - Dysproporcja sił była miażdżąca, jednak w żaden sposób nie deprymowała cichociemnego - pisze w artykule dla WP.PL Wojciech Königsberg.
Obecnie możemy sobie pozwolić na swobodne celebrowanie świąt państwowych oraz uroczyste obchodzenie ważnych rocznic patriotycznych. Inaczej było w latach II wojny światowej, kiedy okupant na każdym kroku starał się wykorzeniać polską tożsamość i z niezwykłą surowością karał za manifestowanie przywiązania do Ojczyzny. Jednak wszelkie zakazy w tym zakresie działały na społeczeństwo polskie niczym przysłowiowa płachta na byka i jeszcze bardziej inspirowały do działania. Dlatego 3 maja, 11 listopada, a także rocznice zrywów narodowo-wyzwoleńczych, miały w tym okresie szczególnie symboliczny wymiar.
Jedną z ważniejszych dat była także rocznica wybuchu wojny, która stanowiła świetną okazję do pokazania okupantowi, że duch w narodzie nie zginął i Polska nadal walczy. Dość specyficzny sposób uczczenia tego dnia w 1943 roku wybrał cichociemny ppor. Waldemar Szwiec "Robot" - dowódca II Zgrupowania, wchodzącego w skład działających na Kielecczyźnie pod dowództwem cichociemnego por. Jana Piwnika "Ponurego", Zgrupowań Partyzanckich AK "Ponury".
Zgrupowania "Ponurego" liczące do 350 żołnierzy, stanowiły w 1943 roku największą siłę partyzancką w tej części Europy. I Zgrupowaniem, stacjonującym na wzniesieniu zwanym Wykusem w lasach siekierzyńskich, dowodził cichociemny por. Eugeniusz Gedymin Kaszyński "Nurt". III Zgrupowaniem, które operowało w okolicach Pasma Jeleniowskiego Gór Świętokrzyskich, kierował por. Stanisław Pałac "Mariański". Natomiast omawiane Zgrupowanie II dowodzone przez cichociemnego ppor. "Robota" działało w powiecie koneckim.
Jeden przeciw 26
1 września 1943 roku Szwiec postanowił uderzyć na powiatowe miasto Końskie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, znanych jest przecież więcej przypadków zajmowania miejscowości przez oddziały partyzanckie, gdyby nie jeden istotny szczegół. W Końskich i w jego najbliższej okolicy stacjonował liczący blisko 1,8 tys. ludzi garnizon złożony z żandarmerii, różnego rodzaju innych niemieckich służb policyjnych oraz wschodnich oddziałów kolaboracyjnych. Natomiast ppor. Szwiec mógł im przeciwstawić niespełna 70-osobowy oddział uzbrojony w: 1 cekaem, 6 erkaemów, 7 peemów, 60 granatów oraz broń długą. Dysproporcja sił była miażdżąca, jednak w żaden sposób nie deprymowała cichociemnego.
Kpr. Stanisław Janiszewski, uczestnik ataku na Końskie. Zdjęcie z 2007 r. fot. Wojciech Königsberg
Należy dodać, że uderzenie, oprócz wątku rocznicowego, było reakcją na aresztowanie 20 sierpnia 1943 roku ponad 270 mieszkańców Końskich, podejrzanych o udział w konspiracji. Szwiec chciał przekonać Niemców, że zatrzymane osoby nie należą do podziemia i dywersja - jak to określił - "jest poza miastem". Dodatkowym celem akcji było podbudowanie na duchu ludności polskiej w powiecie koneckim.
31 sierpnia tuż przed północą partyzanci zajęli wyznaczone pozycje. Sygnałem do uderzenia miało być wyłączenie prądu w mieście. Akcja rozpoczęła się po północy. Oddział został podzielony na kilka grup. Część żołnierzy miała za zadanie blokowanie ogniem erkaemów i cekaemu stanowisk nieprzyjaciela. Jak wspominał jeden z uczestników akcji kpr. pchor. Henryk Smalc "Herwin": "Wszystkie punkty gdzie kwaterowali Niemcy i własowcy, zostały ostrzelane. A jaki ogień otwarli oni sami? Bali się ruszyć z chałup, bo ciemno, łączność przerwana, więc - pruli na oślep, Panu Bogu w okno. Amunicji im nie brakowało".
W tym samym czasie partyzanci pod bezpośrednim dowództwem "Robota" prowadzili akcję zaopatrzeniową w zarządzanych przez Niemców magazynach "Społem", gdzie ładowano towary na specjalnie sprowadzony samochód ciężarowy. Oprócz tego, z jednego z niemieckich sklepów zabrano towar, który załadowano na platformę konną. Dzięki zdobytym podczas akcji tkaninom zdołano umundurować wszystkich partyzantów Zgrupowania. Każdy z nich otrzymał koc, nieprzemakalny płaszcz, sweter, kalesony, 2 koszule, skarpety i zielony kombinezon. Ponadto pozostało jeszcze wolnych 20 kompletów ubrań, 50 kombinezonów zielonych, 30 zielono-szarych, 145 koszul, 226 par rękawiczek, a także kilkaset metrów materiału.
Banditenstadt
Do szczególnie ważnego zadania wyznaczono grupę pod dowództwem kpr. Stanisława Janiszewskiego "Dewajtisa". Partyzanci mieli wykonać pięć wyroków śmierci wydanych przez Wojskowy Sąd Specjalny na koneckich konfidentów. Janiszewski po latach tak opisał przebieg likwidacji: "Na Lipowej weszliśmy i tam wykonaliśmy wyrok na tej, ona chyba chodziła do gimnazjum. Na 1 maja, nad bramą, gdzie był Baudienst (Służba Budowlana - W.K.). To tam mieszkało dwóch braci i jeden był konfidentem, to byli wysiedleni z Poznania. Spółdzielcza tam gdzie dywersja była, komenda. Tam był agent specjalnie przeszkolony, pijak - nie podpada taki. Na podwórku, za kinem mieszkał tam taki byk cholera czarny. Piąty matka tej dziewczyny. Wszędzie były odczytywane pełne sentencje wyroków. Szybko żeśmy się uporali z tymi szpiegami, zdrajcami".
Cała akcja w Końskich trwała niespełna dwie godziny. Oddział nie poniósł żadnych strat, natomiast ze strony niemieckiej poległo 6 żandarmów oraz 1 funkcjonariusz Sonderdienstu (policji pomocniczej). Ciężko ranny został również dowódca żandarmerii. O sukcesie uderzenia może świadczyć także reakcja niemiecka opisana przez "Robota" w meldunku wysłanym do "Ponurego": "Żandarmeria była wręcz przerażona. Dowód - oceniała nasze siły na 300 do 500 ludzi z kawalerią i działami ppanc. Ludność przesadziła do 2000. Burmistrz miasta, Polak, będąc na konferencji u starosty (Niemca - W.K.), delikatnie wypomniał, że chyba w tym wypadku miasto nie brało udziału, i że aresztowania nie miały sensu. Na to starosta odpowiedział mu tak, zrozumieliśmy to, nie wiemy co robić, wysłaliśmy pismo do [Hansa] Franka z prośbą o pomoc i radę". Wkrótce po tym spotkaniu Końskie otrzymało miano "Banditenstadt" (bandyckie miasto), które Niemcy nadawali obszarom, gdzie mieli największe problemy z polskim podziemiem.
Ppor. Waldemar Mariusz Szwiec "Jakub", "Robot", urodzony w polskiej rodzinie w Chicago w 1915 roku, był jednym z najdzielniejszych cichociemnych - spadochroniarzy Armii Krajowej. Jednak zdradzony przez działającego w Zgrupowaniach Partyzanckich AK "Ponury" agenta Gestapo ppor. Jerzego Wojnowskiego "Motora" (w Gestapo pod pseudonimami "Garibali", "Mercedes"), poległ 14 października 1943 roku w zasadzce w Wielkiej Wsi koło Stąporkowa, wraz z czterema swoimi żołnierzami.
Dowódca grupy likwidacyjnej kpr. Stanisław Janiszewski "Dewajtis", rocznik 1921, mieszka w Końskich do dziś.
Więcej o akcji na Końskie i Waldemarze Szwiecu można przeczytać m.in.: w książce mojego autorstwa pt. "Droga 'Ponurego'. Rys biograficzny majora Jana Piwnika" oraz pracy Marka Jedynaka pt. "'Robotowcy' 1943. Monografia II Zgrupowania Zgrupowań Partyzanckich AK 'Ponury'".
Wojciech Königsberg dla Wirtualnej Polski