PolskaArtur Bilski: przy granicy z Polską być może już znajduje się rosyjska broń atomowa

Artur Bilski: przy granicy z Polską być może już znajduje się rosyjska broń atomowa

- Do końca nie wiadomo, co znajduje się w Okręgu Kaliningradzkim. Być może znajduje się tam już taktyczna broń nuklearna. Jeśli Rosja ogłosi nawet, że uzbroi swoje rakiety średniego zasięgu w głowice atomowe, to i tak nie ma to większego znaczenia - mówi Wirtualnej Polsce komandor por. rez. Artur Bilski, były oficer Naczelnego Dowództwa Sojuszniczych Sił NATO w Europie, organizator Safety Forum w Szczecinie, szef think tanku Nobilis Media.

Artur Bilski: przy granicy z Polską być może już znajduje się rosyjska broń atomowa
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Jacek Gądek

04.07.2016 | aktual.: 04.07.2016 16:54

WP: Jacek Gądek: - Jak duże jest ryzyko, że po szczycie NATO Rosja ogłosi, że rozmieści albo wręcz już ma w Obwodzie Kaliningradzkim broń atomową?

Komandor por. rez. Artur Bilski: - Do końca nie wiadomo, co znajduje się w Okręgu Kaliningradzkim. Być może znajduje się tam już taktyczna broń nuklearna. Jeśli Rosja ogłosi nawet, że uzbroi swoje rakiety średniego zasięgu w głowice atomowe, to i tak nie ma to większego znaczenia.

WP: Dlaczego?

Bo Rosja ma wystarczający potencjał rakietowy, by razić cele w Europie z dowolnego miejsca. Ogłoszenie takiej informacji byłoby więc jedynie elementem wojny informacyjnej i próbą zastraszenia NATO. Sojusz już bowiem pokazał w Polsce swoje kły. Ruszyła budowa bazy z antyrakietami w Redzikowie - będzie ona formą stałej obecności wojskowej USA i NATO w Polsce. Odbyły się też ćwiczenia Anakonda - liczba jednorazowo ćwiczących żołnierzy sięgnęła aż 31 tys., w tym 12 tys. Polaków. To z pewnością irytuje Rosjan i trudno się dziwić.

WP: Czym w istocie będzie szczyt NATO w Warszawie?

Najważniejszy jest przełom mentalny w NATO, wyjście z szarej strefy i uzyskanie podmiotowości przez Europę Środkową w relacjach z NATO. Ten kierunek należy rozwijać. Trzeba też jednak pamiętać nie tylko o art. 5, który mówi o wzajemnej pomocy, ale przede wszystkim o art. 3 Traktatu Waszyngtońskiego, który stanowi, że każdy z krajów NATO musi rozwijać swoje zdolności do odparcia napaści. Kluczem do niepodległości Polski i pomocy innym są dobrze zorganizowane i dowodzone siły zbrojne.

WP: Dotychczas nie byliśmy traktowani podmiotowo?

Amerykańska polityka ustępowania Rosji okazała się nieskuteczna. W zmartwychwstaniu NATO niewątpliwie wielką rolę odegrał sam Władimir Putin, który toczy na Ukrainie wojnę hybrydową o utrzymanie Kijowa w orbicie Moskwy. Kryzys ukraiński zdefiniował jednak na nowo zagrożenia dla Sojuszu, które są jednocześnie powrotem do jego korzeni - po 15 latach (od 11 września 2001 r.) doktrynalnego zamieszania związanego ze zwalczaniem terroryzmu.

Pamiętajmy jednak, że nasza pozycja w NATO to pochodna relacji Waszyngtonu z Moskwą. Im bardziej Amerykanie konfrontują się z Rosjanami, tym nasze znaczenie rośnie. A jest ono dzisiaj duże, ponieważ trwa konflikt o to, w czyjej strefie wpływów znajdzie się Ukraina.

WP: Konflikt rosyjsko-ukraiński zamyka drogę Ukrainy do NATO?

Dopóki trwa ta wojna, Kijów nie ma szans na przystąpienie do NATO. I o to właściwie Rosji chodzi: utrzymać Ukrainę w szarej strefie jak najmniejszym kosztem, a nie podbić ten kraj. Zgodnie bowiem z założeniami Sojuszu i tzw. Planem na Rzecz Członkostwa (Membership Action Plan) kraje mające uregulowane sprawy graniczne z sąsiadami i spełniające inne kryteria - jak choćby cywilna kontrola nad armią - mogą zostać członkami NATO.

W tej chwili Ukraina nie spełnia tego kryterium i nie zanosi się, by spełniła dopóki trwa konflikt. I Moskwie o to chodzi. Dlatego nie ma sensu podbijać militarnie całej Ukrainy. Moskwa czeka na zmianę polityczną na Ukrainie i nowych przywódców, przychylnych Moskwie.

WP: Jakich reakcji Rosji wobec NATO można się spodziewać na morzu?

Mogą to być kolejne prowokacje wobec NATO i Polski na Bałtyku - takie jak choćby te z 11 i 12 kwietnia, kiedy rosyjskie samoloty bojowe Su-24 przelatywały nad niszczycielem USS Donald Cook. Wtedy z powodu działań Rosjan odwołano zaplanowane operacje lotnicze polskiego śmigłowca na pokładzie niszczyciela.

Obszarem przyszłego konfliktu pomiędzy Rosją a Zachodem może być właśnie akwen Morza Bałtyckiego. Tutaj też toczy się walka o wpływy. Nietrudno sobie wyobrazić demonstracyjno-prewencyjną wizytę dużego rosyjskiego zgrupowania okrętów na Bałtyku w sytuacji napięcia związanego z eksploatacją Gazociągu Północnego. Taka sytuacja jest realna, tym bardziej że jej scenariusz był ćwiczony już we wrześniu 2009 r. podczas rosyjsko-białoruskich manewrów „Zachód 2009”, w których uczestniczyły okręty flot Bałtyckiej, Czarnomorskiej i Północnej wraz siłami lądowymi. Ćwiczenia symulowały odparcie ataku na Gazociąg Północny.

WP: Czy sama polska marynarka ma czym odpowiedzieć w przypadku eskalacji napięcia na Morzu Bałtyckim?

Nie bardzo. W Od lat trwa planistyczny chaos i brak strategii w Marynarce Wojennej - to grozi postępującym osłabianiem zdolności do obrony kraju.

Na Bałtyku nasza flota góruje dziś tylko nad należącymi do NATO Litwy, Łotwy i Estonii, które utrzymują symboliczne siły zbrojne. Polskie wybrzeże jest dzisiaj bezbronne przed penetracją wrogich okrętów podwodnych. Ostatnie jednostki poszukiwania i zwalczania okrętów podwodnych zostały wycofane ze służby w 2004 r. Nie mamy też lotnictwa morskiego. Dlatego samotnie nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się rosyjskiej Flocie Bałtyckiej stacjonującej w Okręgu Kaliningradzkim chociaż zadania tej floty zmieniły się i sprowadzają się dzisiaj do ochrony Gazociągu Północnego. Ślepy zaułek, w jakim znalazła się dzisiaj polska MW wynika ze spuścizny minionego systemu.

W przeszłości jak i dzisiaj władze nie potrafią odpowiedzieć sobie na pytanie o kształt Marynarki. Stąd pojawiały się często niedorzeczne, wielkomocarstwowe programy modernizacji MW.

WP: Gen. Hodges stwierdził w „Bildzie”, że „Rosjanie podbiliby państwa bałtyckie, zanim nasze siły dotarłyby, by stanąć w ich obronie”. Wskazał też na podstawowy problem jakim jest „brak możliwości szybkiego przerzucana ciężkiego sprzętu do państw Europy Wschodniej z Zachodu”. Szczyt NATO w Warszawie może gruntownie coś tu zmienić?

Manifestacja siły NATO w Polsce i wzmocnienie obecności wojsk Sojuszu były koniecznością od lat. W przeciwieństwie do naszej rosyjska armia jest rzeczywiście groźna, przechodzi reformy, wymienia uzbrojenie i sprawdza gotowość bojową poprzez gigantyczne ćwiczenia.

Ponadmilionowa armia rosyjska po latach konsekwentnych reform i intensywnych ćwiczeń obejmujących cały kraj oraz setki tysięcy żołnierzy w sporej części znajduje się w dwutygodniowej gotowości bojowej i dysponuje zdolnościami do przeprowadzenia skrytych przygotowań do przeprowadzenia operacji powietrzno-lądowo-morskich zarówno na całym swoim terytorium, jak i w jego obrębie, a także zaskakujących uderzeń rakietowych. Siły rosyjskie przez ostatnie lata przebudowano właśnie na potrzeby takich operacji ekspedycyjnych. Nie ma wątpliwości, że przyszłe działania Rosji będą miały charakter krótkotrwałych działań bojowych o wysokiej intensywności, których celem będzie zapewnienie stabilizacji dla ekonomicznych przedsięwzięć Moskwy.

WP: Kreml konsekwentnie protestuje przeciwko budowie bazy antyrakietowej w Redzikowie. Faktycznie może ona stanowić militarne zagrożenie dla Rosji bądź niwelować jej potencjał militarny?

Kluczowym elementem układanki, która ma odstraszać Rosję jest właśnie budowa amerykańskiej bazy antyrakietowej w Redzikowie. Nam można przyłożyć, ale Amerykanom już nie. A NATO w Rosji postrzegane jest jako wroga organizacja, a my jako agresywna forpoczta Paktu.

Naziemna baza Aegis Ashore w Polsce stanowi trzecią fazę zintegrowanego amerykańskiego systemu obrony antyrakietowej, znanego pod nazwą European Phased Adaptive Approach (EPAA). Inne jego elementy są zlokalizowane w Rumunii, a radar AN/TPY-2 w Turcji, a cztery niszczyciele amerykańskiej marynarki rozmieszczone na wodach Hiszpanii. System osiągnie pełną operatywności w 2018 r., gdy gotowa będzie baza w Redzikowie. Wtedy NATO osiągnie pełną zdolność obrony państw Sojuszu przed pociskami balistycznymi wystrzelonymi spoza obszaru euroatlantyckiego.

Oczywiście system ten budzi w Rosji podenerwowanie. System ten bowiem może też być wykorzystany do obrony przed rosyjską bronią rakietową. To oczywiste. Taka sytuacja też wzmaga napięcia pomiędzy Rosją i USA wywołane już przez wojnę na Ukrainie.

WP: Batalion NATO złożony z Amerykanów ma zostać rozlokowany w tzw. przesmyku suwalskim - to rzeczywiście strategiczne miejsce?

Gdyby Rosjanie chcieli zająć ten przesmyk, to oznaczałoby to wojnę z NATO. Elementy otwartej agresji na nasz kraj oznaczają pełen konflikt z USA i NATO z reperkusjami trudnymi do przewidzenia, nie wykluczając wojny nuklearnej, której nikt nie chce. Widać to było po zestrzeleniu rosyjskiego Su-24 przez tureckie myśliwce 24 listopada 2015 r. nad granicą turecko-syryjską.

Turcja jest członkiem NATO, więc Moskwa nie zaryzykowała retorsji wojskowych wobec Ankary, a przecież mogłaby. Jest więc dla Putina czerwona linia nie do przekroczenia. To linią jest bycie w Sojuszu - dlatego nie przeceniałbym znaczenia tego przesmyku.

Jednak optymistyczne założenie, że NATO wszystko za nas załatwi, czy to na ścianie wschodniej czy na Bałtyku, to z pewnością zbyt minimalistyczna wizja dla Polski.

WP: Jak mógłby wyglądać scenariusz otwartej agresji Rosji na Polskę?

Wykluczam taki scenariusz, jednak niektórzy snują takie wizje. Gen. Waldemar Skrzypczak oceniał, że na odparcie pierwszego rosyjskiego uderzenia nasza armia jest zbyt mała i słaba. Nie wytrzymamy natarcia z dwóch, a może nawet trzech kierunków. Trzeba bowiem zakładać, że Rosjanie uderzyliby jednocześnie z Kaliningradu, Białorusi i Ukrainy.

Najniebezpieczniejsze byłyby odcinki białostocki i brzeski, stąd bowiem wiedzie najkrótsza droga na Warszawę. Kluczowe dla Rosjan byłyby też głęboka penetracja terytorium Polski oraz zniszczenie przepraw przez Wisłę, co uniemożliwiłoby szybkie przerzucenie naszych wojsk i natowskiej pomocy na wschód. granicę wschodnią.

Na wschód od Wisły mamy tylko jedną - rozrzuconą linii ok. 600 kilometrów - dywizję wojsk lądowych. Od czasów Układu Warszawskiego niestety niewiele zrobiono, by zmienić dyslokację wojsk. Nadal rozmieszczenie naszych Sił Zbrojnych determinuje układ koszar i poligonów zbudowanych przez Niemców w latach 30. XX w.

WP: Według RAND Corporation Rosja mogłaby w 60 godzin podbić Litwę, Łotwę i Estonię. Polska jest pod tym względem bezpieczniejsza?

Minister Antoni Macierewicz stoi przed bardzo trudnym zadaniem. Relokacja jednostek na wschód jest praktycznie niemożliwa bez olbrzymich kosztów społecznych i politycznych. Wystarczy wspomnieć, że obecność 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie i regionie Pomorza Zachodniego to dzisiaj ważny element jego gospodarki, bo daje pracę kilku tysiącom żołnierzy i blisko 2 tys. cywilów. Podobnie jest z 11 Dywizją Kawalerii Pancernej w Żaganiu. Kto się odważy na takie decyzje? Stąd rozbudowa Obrony Terytorialnej na ścianie wschodniej.

WP: Z militarnego punktu widzenia optymalnie byłoby przenieść te jednostki?

Ale nie wiem, co zrobi minister Antoni Macierewicz, który wielokrotnie zapowiadał, że lokalizacja kluczowych jednostek w Polsce jest nieadekwatna do zagrożenia.

Pewną odpowiedzią jest budowa Obrony Terytorialnej na wschodniej ścianie. To przynajmniej częściowo zamiecie pod dywan temat relokacji jednostek i uspokoi niepokoje społeczne w zachodniej Polsce. NATO mocno angażuje się w zabezpieczenie flanki wschodniej, a mobilność jest dzisiaj swoistym fetyszem. Jednym z elementów odstraszania ma być więc tzw. Szpica dowodzona przez Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni. Dlatego Amerykanie zapowiadają, że nie będą tworzyć żadnych stałych baz w Polsce - taka jest rekomendacja wojskowych dla polityków w Waszyngtonie. Bazy takie - według nich - są nieefektywne i kosztowne. Zatem Amerykanie w sile brygady zmechanizowanej będą w Polsce przebywać na zasadzie rotacyjnej, a nie stałej.

WP: Polskie F-16 i siły specjalne na Bliskim Wschodzie, gdzie mają - wedle deklaracji - prowadzić niebojowe działania wymierzone w IS, zwiększają ryzyko ataków terrorystycznych w Polsce?

Do tzw. misji ekspedycyjnych powinniśmy podchodzić z rozwagą, której wcześniej zabrakło. Misje w Iraku i w Afganistanie, dowodzenie wielonarodową dywizją czy przejęcie odpowiedzialności za prowincję Ghazni było ponad nasze siły. Wyjeżdżając do Iraku i Afganistanu przyczyniliśmy się - w pewnej mierze oczywiście - do destabilizacji tego regionu. Konsekwencje mamy dziś w postaci fali uchodźców i wojny w Syrii. Nasz udział w tych wydarzeniach motywowany był politycznie.

Natomiast, gdybyśmy teraz nie wzięli udziału w wojnie z IS, to zachowalibyśmy się niepoważne. Pokazalibyśmy, że nie jesteśmy zainteresowani prostowaniem konsekwencji działań z przeszłości. O ile operacje w Iraku i Afganistanie miały niewyraźne cele z punktu widzenia Polski, ta walka z IS już je ma: zniszczenie IS i zatrzymanie fali uchodźców.

WP: Jakie znaczenie militarne mają cztery polskie F-16, fregata "Kościuszko" i siły specjalne wysłane na Bliski Wschód?

Niewielkie. Przy stanie naszej armii, to jednak praktycznie jedyny wysiłek, który możemy podjąć, ale dobrze, że nie chowamy głowy w piasek. Tak naprawdę należałoby tam rozpocząć działania na lądzie, ale to powinni zrobić sami Syryjczycy. My możemy ich ewentualnie dozbroić i wyszkolić w ramach koalicji międzynarodowej lub NATO.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojskotarcza antyrakietowanato
Zobacz także
Komentarze (360)