Armenia i Azerbejdżan walczą o Górski Karabach. Wojna może zmienić się dżihad
- Obawiam się scenariusza, w którym wojna Armenii i Azerbejdżanu o Górski Karabach może zmienić się dżihad muzułmanów, nie tylko tych z Azerbejdżanu, przeciwko chrześcijańskim Ormianom. Politykom zależy na wznieceniu dodatkowych emocji - mówi Petros Tovmasyan, ormiański przedsiębiorca i społecznik mieszkający w Polsce.
28.09.2020 14:28
Górski Karabach nadal jest areną walk pomiędzy wojskami Azerbejdżanu a Armenii. Obie strony konfliktu informują o zniszczonych czołgach i wozach bojowych przeciwnika, a nawet pokazują zdjęcia ciał zabitych żołnierzy. Szef służby prasowej Ministerstwa Obrony Azerbejdżanu pułkownik Vagif Dargahli poinformował, że wojska jego kraju zabiły aż 550 ormiańskich żołnierzy, wśród których mieli być "najemnicy z Syrii i różnych krajów Bliskiego Wschodu".
Z drugiej strony konfliktu pojawiają się relacje, że muzułmańscy bojownicy jadą wyzwolić Górski Karabach z okupacji. Według agencji Armenpress już w sierpniu organizacja o nazwie Tabuk z Azerbejdżanu wypowiedziała "świętą wojnę o wyzwolenie Górnego Karabachu". Wezwała wiernych Azerów do przyłączenia się do "dżihadu przeciwko ormiańskim agresorom".
Konflikt Armenia - Azerbejdżan. "Wojna religijna będzie katastrofą"
- Do relacji należy podchodzić z ostrożnością. Jednak scenariusz, w którym politykom uda się wzniecić konflikt na tle religijnym będzie, katastrofą - ocenia w rozmowie Wirtualną Polską Petros Tovmasyan Ormianin, mieszkający w Gliwicach. - Do tej pory konflikt nie miał takiego charakteru. Azerscy muzułmanie nie są radykałami, podobnie Ormianie, będący najstarszym narodem chrześcijańskim - dodaje.
- Jestem przerażony relacjami z mojego kraju i tym, jak eskalują emocje. Moi kuzyni, 20 i 30-latkowie, już zgłosili się do centrów rekrutacyjnych jako rezerwiści, którzy mogą być zmobilizowani do toczących się walk. W Erywaniu wszyscy mówią, że trzeba bronić "naszej młodszej siostry", jak nazywany jest Górski Karabach - zwierza się rozmówca WP.
- Ci młodzi ludzie za chwilę spotkają się z brutalną rzeczywistością. W Karabachu nie ma frontu. To skomplikowany górski teren, gdzie oddziały mogą spotykać się przypadkowo. Widzimy, że do akcji weszły drony, ciężka artyleria, rakiety i czołgi - opowiada.
Armenia kontra Azerbejdżan. O co chodzi w sporze o Górski Karabach?
Górski Karabach to enklawa należąca formalnie do Azerbejdżanu. Jest zamieszkiwana i kontrolowana przez Ormian, którzy w 1992 roku ogłosili niepodległość Republiki Górskiego Karabachu. W latach 1992-1994 wojna o ten teren kosztowała życie 30 tys. osób. Mimo ogłoszenia zawieszenia broni w granicznych incydentach rokrocznie ginęło kilkadziesiąt osób.
- Trwający latami stan niepewności wokół zawieszenia broni w konflikcie o Górski Karabach zarówno politycy Armenii, jak i Azerbejdżanu, wykorzystywali do jednoczenia wokół siebie zwolenników. Był to też dobry pretekst do wydawania ogromnych sum na zbrojenia. Usprawiedliwiania kryzysów gospodarczych i tak dalej - tłumaczy Petros Tovmasyan. - Azerbejdżan korzysta ze wsparcia militarnego Turcji, zaś Armenia jest złączona sojuszem militarnym z Rosją. Odnowiony konflikt będzie więc polityczną próbą sił pomiędzy tymi mocarstwami - dodaje.
Do nowych walk w konflikcie o Górski Karabach doszło w niedzielę 27 września. Azerbejdżan i Armenia wzajemnie oskarżają się o jego rozpoczęcie. Obie strony uważają, że sporny teren jest przynależny właśnie im.
- Wygramy i obiecujemy sobie, że nie cofniemy się ani milimetra przed obroną naszych ludzi - oświadczył premier Armenii Nikol Paszynian.
Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew równie stanowczo zapowiedział: "Wygramy. Górski Karabach jest nasz".