PolskaArłukowicz, Gowin i Ziobro bez szans wyborach? Wystartują z ostatnich miejsc

Arłukowicz, Gowin i Ziobro bez szans wyborach? Wystartują z ostatnich miejsc

Arłukowicz, Gowin i Ziobro bez szans wyborach? Wystartują z ostatnich miejsc
Źródło zdjęć: © PAP | R.Pietruszka, M. Obara, T. Gzell
Mariusz Szymczuk
11.08.2015 15:45, aktualizacja: 08.09.2015 17:44

Polityczne gwiazdy w całym kraju walczą o "jedynki" czyli pierwsze miejsca na wyborczych listach. To nie tylko prestiż, ale też graniczące z pewnością prawdopodobieństwo zdobycia poselskiego mandatu. Przez lata pokutowało przekonanie, że im dalej na liście, tym trudniejsza droga na Wiejską. W nachodzących wyborach z ostatnich miejsc wystartuje co najmniej kilku bardzo znanych polityków.

Szczecińską listę PO zamknie były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, kielecką listę Zjednoczonej Prawicy szef Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro, a krakowską lider Polski Razem Jarosław Gowin. Czy lądując na końcu listy stracili szanse na wejście do Sejmu? Czy może wręcz przeciwnie?

Wśród 460 posłów obecnej kadencji kilkunastu weszło do parlamentu z ostatnich miejsc. Z 24. pozycji mandaty wywalczyli m. in. Cezary Olejniczak (SLD) czy Leszek Blanik (PO). Pierwszy zdobył nawet więcej głosów niż liderka listy SLD w 2011 roku. Z zamykającego stawkę 26. miejsca mandat zdobył też Janusz Dzięcioł (PO). Jeszcze dalej, bo aż na 32. pozycji w chwili startu był poseł Tomasz Kaczmarek, znany szerzej jako "agent Tomek". Z odległej 40. pozycji w poselskie ławy udało się wskoczyć Adamowi Kwiatkowskiemu (PiS) i Leszkowi Jastrzębskiemu (PO). Pokazuje to, że koniec listy nie musi oznaczać końca marzeń o zwycięstwie.

- Zawsze kandydowałem pod hasłem "ostatni będą pierwszymi" - mówi Wirtualnej Polsce były poseł SLD Piotr Gadzinowski. Na potrzeby kampanii ukuł też inne powiedzenie: "Odwróć tabelę Gadzina na czele!". Jest prawdziwym weteranem ostatniego miejsca. Z 40. pozycji na warszawskiej liście Sojuszu dostawał się do Sejmu aż trzy razy. Jest członkiem "Klubu ostatnich miejsc". Poza wymienionymi wyżej parlamentarzystami należy do niego także europoseł PO Jarosław Wałęsa, który swój mandat zdobył startując z samego końca listy w Gdańsku. - Ostatnie miejsce to był zawsze mój wybór. Według mnie to pozycja dobra dla ludzi, którzy nie są zawodowymi, partyjnymi działaczami - mówi Gadzinowski i dodaje, że w Polsce są dwie demokracje: partyjna i wyborcza.

- Pierwsza wyłania liderów partyjnych, czyli te głośne "jedynki", a druga pokazuje, że wyborcy lubią zagłosować na nas, kandydatów z bardziej odległych miejsc. I to zwykle my jesteśmy reprezentantami tych bardziej świadomych wyborców, którzy nie skreślają pierwszego tylko muszą poszukać w tym gąszczu nazwisk odpowiedniego dla siebie człowieka - wyjaśnia Gadzinowski i zdradza WP, że i tym razem jego nazwisko pojawi się w Warszawie na końcu listy. - Na górze będzie Nowacka, a na dole ja - czerwona latarnia tego pociągu Zjednoczonej Lewicy - mówi były poseł SLD.

"Ziobro i Gowin wejdą na pewno"

Do "Klubu ostatnich miejsc" dołączą w tym roku liderzy ugrupowań wchodzących w skład Zjednoczonej Prawicy. Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro. Czy mają szansę na sukces? - Oczywiście! Ostatnie miejsca wchodzą w momencie, gdy lista ma więcej niż dwa lub trzy mandaty. A listy, z których ci panowie startują będą wielomandatowe. Obstawiłbym pieniądze, że obaj wejdą - tłumaczy Piotr Gadzinowski. Z niepotwierdzonych jeszcze oficjalnie informacji wynika, że Gowin zamknie listę w okręgu krakowskim, a Ziobro w Kielcach. Tak stanowi porozumienie, które Polska Razem i Solidarna Polska podpisały z PiS. Ziobro miał do wyboru jeszcze ubieganie się o mandat senatora z okręgu sądeckiego.

- Wszystko wskazuje na to, że zdecyduję się na start do Sejmu - mówi Wirtualnej Polsce lider Solidarnej Polski. O wyniku nie chce rozmawiać. - Nic nie jest przesądzone. Takie podejście byłoby sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Wybory są przed nami. Z któregokolwiek miejsca by się nie startowało i jak bardzo znanego nazwiska by się nie miało, trzeba pamiętać o pokorze - stwierdził Zbigniew Ziobro. Były minister sprawiedliwości przypomina ostatnie wybory prezydenckie i postawę Bronisława Komorowskiego. - Był pewien wygranej i wiemy, jak skończyły się wybory - podkreśla Ziobro. Do tej pory jako poseł kojarzony był z Krakowem, ale nie boi się województwa świętokrzyskiego. - Znam te ziemie i ich problemy. To część mojego okręgu, gdy byłem w Parlamencie Europejskim. Miałem tam biuro, mam przyjaciół. To oczywiście nie zwalnia mnie z prowadzenia kampanii. Rozpoznawalność jest atutem, ale nie gwarantuje dobrego wyniku. Trzeba spotkać się z wyborcami, przestawić program, wizję - mówi WP Zbigniew Ziobro.

Ostatnie miejsce najlepsze z możliwych?

Ponowną walkę o mandat z ostatniego miejsca na liście podejmie też Jan Tomaszewski. Były bramkarz reprezentacji Polski w piłce nożnej, cztery lata temu z sukcesem wystartował z listy PiS. W trakcie kończącej się kadencji opuścił klub Jarosława Kaczyńskiego i przeszedł do PO. - Tym razem również otrzymałem propozycję startu z ostatniego miejsca i ją przyjąłem. Wystartuję oczywiście jako kandydat PO - mówi WP Tomaszewski i wierzy, że powtórzy sukces z poprzednich wyborów. Jaki ma plan? - Trzeba być po prostu wiarygodnym. Stając do wyborów cztery lata temu nie obiecywałem ludziom, że nagle staną się piękni, bogaci, zdrowi i szczęśliwi. Bo w naszej sytuacji geopolitycznej jest to po prostu jeszcze nie możliwe. Weźmy choćby kwestię emerytur. Nie możemy porównywać się do Niemców, Anglików czy Francuzów, bo oni na swoje emerytury pracowali 70 lat, a my pracujemy dopiero 25. Porównajmy się do Węgrów, Słowaków czy Czechów. A oni nam zazdroszczą - wyjaśnia Jan Tomaszewski.

Twierdzi, że zdobył wiarogodność krytykując poprzedni zarząd PZPN, ale podkreśla, że wywalczył mandat dlatego, że nie obiecał ludziom "złotych gór". - Mówiłem to co realnie mogę zrobić. Teraz będę mówił to samo - zapewnia i zdradza hasło, z którym pójdzie do wyborów. - Jeśli chcecie, żebyśmy poszli śladami Grecji to nie głosujcie na nas! - zdradza WP Tomaszewski i uważa, że jego ostatnie miejsce jest najlepszym z możliwych. - Jeśli ktoś postawi przy mnie krzyżyk to znaczy, że mi zaufał, że chciał konkretnie na mnie zagłosować. Musiał mnie na liście poszukać. To są bardzo ważne głosy. Zwłaszcza, że w ostatnich wyborach nie miałem ani jednego plakatu - ocenia poseł i zapewnia, że jest gotów poddać się pod probierz wyborców.

Wyborcy będą uważniej czytać listy

- Ostatnie miejsce na liście też jest nośne, a nawet atrakcyjne - mówi Wirtualne Polsce Łukasz Młyńczyk, politolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego. - Wyborcy odruchowo zerkają na początek i koniec listy. Przykłady posłów z końca listy są, i to wcale nierzadko. A ostatniej miejsce jest dużo lepsze niż siódme, ósme czy piętnaste. Bo tam z reguły mało kto zagląda - wyjaśnia Młyńczyk, ale przypuszcza, że po spektaklu z układaniem list PO, wyborcy w tym roku wyborcy będą analizować je dokładniej niż dotychczas. - Nie tak łatwo zagłosują na podsunięte im przez partie "jedynki" - prognozuje politolog.

Według rozmówcy WP nazwiska takie jak Gowin, Ziobro czy Arłukowicz będą pompować swoje listy od dołu. - Ich sława ich wyprzedza. Politykowi bardzo znanemu rozsądniej będzie wziąć miejsce ostatnie niż wykłócać się o piąte. I tak zrobią bardzo dobre wyniki. A Ziobro startując z końca listy, w okręgu innym niż Kraków, dodatkowo wygrywa tym symbolicznym usunięciem się do ostatniego szeregu. Pokazuje, że oto ustępuje miejsca politykom ściślej związanym z Kielcami. Wysyła czytelny sygnał, że nie chce zabierać miejsc lokalnym liderom. A paradoksalnie to właśnie on może bardzo im pomóc w dostaniu się do Sejmu - podsumowuje dr Łukasz Młyńczyk.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (247)
Zobacz także