Antyunijna kampania wprowadza w błąd. Ekspert wyjaśnia, dlaczego
Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski ustalił, że na antyunijną kampanię dotycząca cen prądu wydano ponad 12 milionów złotych. Wymyślono ją w Ministerstwie Aktywów Państwowych. Zdaniem Michała Wosia z Solidarnej Polski wydatki na tę kampanię powinny być jeszcze wyższe. Polityk wspominał o 24 mln zł. Głos w tej sprawie w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski zabrał Jakub Wiech z portalu energetyka24.com. - Ta kampania nie dotyczy tego, co widnieje na rachunkach za energię elektryczną. Te żarówki z podziałem na procenty dotyczą elektrowni. One opisują koszty generacji energii elektrycznej. To nie jest ten sam współczynnik, który widzimy na rachunkach - wyjaśnił ekspert. - Na rachunkach ceny uprawnień do emisji, czyli tego narzędzia polityki klimatycznej UE, to jest około dwudziestu kilku procent - dodał gość WP. - Gdyby nasze rachunki za energię elektryczną wzrosłyby rokrocznie tylko o stopę wzrostu cen uprawnień do emisji, to skok miałby wysokość około 11 proc. - przekazał ekspert i zaznaczył, że to nie ceny uprawień do emisji są dominującym czynnikiem na rachunkach, który spowodował ich wzrost. Jakub Wiech przyznał, że kampanie finansowane z funduszu spółek Skarbu Państwa powinny być bardziej rzetelne. - Jeżeli chcemy tłumaczyć sytuację, w której się znaleźliśmy, jeśli chodzi o ceny energii, to musimy postawić sprawę jasno: wynika ona z tego, że przez ostatnie 30 lat nie zrobiliśmy nic, a na pewno od wejścia do UE, pomimo sygnałów płynących z niej dot. kierunku rozwoju polityki klimatycznej, aby się do tego przystosować. Tkwiliśmy w węglu i teraz za to płacimy - powiedział rozmówca Patrycjusza Wyżgi.