Anna Walentynowicz - nowe fakty ws. ekshumacji
To, co znalazłem w aktach mamy, jest opisem innej osoby. Nie wiem jak się stało, że badania genetyczne potwierdzają zgodność DNA, a prokuratura, po zapoznaniu się z wynikami badań wie, że jest to moja mama. Ja wiem, że osoba, która została pochowana w rodzinnym grobowcu nią nie jest. Z opisem, który znalazł się w aktach nie zgadza się nic, co widziałem w Moskwie podczas identyfikacji - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Janusz Walentynowicz, syn działaczki opozycyjnej, jednej z twórczyń "Solidarności". Anna Walentynowicz zginęła w katastrofie smoleńskiej.
WP: Agnieszka Niesłuchowska: Parlamentarny zespół Antoniego Macierewicza będzie dziś zajmował się nowymi faktami ws. prokuratorskich akt dotyczących ciała pana mamy. Okazało się, że w zgromadzonej dokumentacji brakuje kluczowych materiałów sekcyjnych - protokołu rosyjskich patomorfologów. Co pan na to? Wiedział pan wcześniej o wspomnianych brakach?
Janusz Walentynowicz: O tym, że cały czas czegoś brakuje, wiemy od początku, od pierwszych posiedzeń zespołu parlamentarnego kierowanego przez Antoniego Macierewicza. Po tak długim okresie czekania na uzyskanie pełnej, rzetelnej wiedzy czy wszystko się zgadza, kto leży w grobie, gdzie została pochowana moja mama, nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć. Wszystko to budzi moją złość, bezradność, bezsilność.
WP: W ubiegłym tygodniu był pan w prokuraturze. Czego konkretnie dowiedział się pan z udostępnionych panu akt?
- Po przejrzeniu ich wiem, że zawarte w nich informacje nie dotyczą mojej mamy, bowiem polski opis poekshumacyjny nie zgadza się z tym, co zostało zawarte w materiałach rosyjskich oraz tym, co sam widziałem oglądając mamę tuż po katastrofie. Umożliwiono mi wgląd we wszystkie akta kobiet, które zginęły w Smoleńsku. Najbardziej boli mnie to, że wątpliwości można było rozwiać na etapie ekshumacji w Polsce. Prokuratura jednak nie dopuściła nas do oględzin, sama wytypowała, które ciała mogły zostać zamienione. Myślę, że gdyby dano nam możliwość zobaczenia ciał, moglibyśmy chociaż cokolwiek zasugerować i już na tamtym etapie można byłoby cokolwiek wyjaśnić. Tymczasem, choć w prokuraturze są 24 teczki kobiet, a więc ilościowo wszystko się zgadza, jakościowo nijak się to ma do rzeczywistości.
WP: To znaczy?
- To, co znalazłem w aktach mamy, jest opisem innej osoby. Nie wiem jak się stało, że badania genetyczne potwierdzają zgodność DNA, a prokuratura, po zapoznaniu się z wynikami badań wie, że jest to moja mama. Ja wiem, że osoba, która została pochowana w rodzinnym grobowcu nią nie jest. Z opisem, który znalazł się w aktach nie zgadza się nic, co widziałem w Moskwie podczas identyfikacji. Brakuje dokumentacji opisującej stan faktyczny, obraz mamy, jaki widziałem. Jestem przekonany, że na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku nie spoczywa moja mama.
WP: Jak pan sobie tłumaczy te rozbieżności?
- Być może nie wszystko przyszło z Moskwy i zrobiono tak, by ilość teczek zgadzała się ilościowo, nie dbając o to, co znajdzie się w środku. Może być i tak, że ciała mojej mamy nie ma w Polsce. Nie wiem, boję się o tym myśleć.
WP: W jaki sposób tłumaczono to panu w prokuraturze? Dowiedział się pan skąd owe braki?
- Pytałem prokuratora, który towarzyszył nam przy przeglądaniu dokumentów, o co tu chodzi. On bezradnie rozłożył ręce i też nie umiał znaleźć odpowiedzi. Chodzi mi po głowie myśl, że może dokumentacja mojej mamy w wyniku bałaganu panującego w Rosji, gdzieś się zawieruszyła i została podpięta, wciśnięta w dokumentację mężczyzny, jakiejś innej ofiary. Ja, jak wspominałem, przeglądałem w Warszawie jedynie dokumenty dotyczące kobiet, które zginęły w katastrofie.
WP: Prokuratura chce tę sprawę wyjaśnić?
- Wydaje mi się, że prokurator też był bardzo zaskoczony rzeczą, którą odkryłem i chcę wierzyć, że nie była to żadna gra. Powiedział, że będą starali się tę sprawę wyjaśnić. Na czym będzie to wyjaśnianie polegało, kiedy się odbędzie, nie wiem. Brzmią mi w uszach słowa mojej mamy, której zawsze zależało, by być pochowaną koło taty, a ja nie wiem, jak jej wolę spełnić, wywiązać się z obietnicy.
WP: Spodziewa się pan kolejnej ekshumacji ciała pana mamy?
- Jeśli okazałoby się, że mam rację, zgoda na kolejne ekshumacje byłaby realna. Cały czas mam jednak na względzie rodzinę, której bliska w tej sytuacji również będzie musiała być ekshumowana. Mam ogromne dylematy moralne, bo wiem, że załatwiając swoją sprawę narażam innych na ponowne cierpienie, przeżywanie tej tragedii. Sam nie wiem, co dalej z tym zrobić, bo nie jestem egoistą. Myślę, że jeśli już do tego dojrzeję, spotkam się z wspomnianą rodziną, dowiem się co sądzą. Może wspólnie znajdziemy rozwiązanie.
WP: Na co pan jeszcze zwrócił uwagę przeglądając akta ofiar katastrofy?
- Kilka rzeczy, nie o wszystkich jednak mogę publicznie mówić. Mój niepokój wzbudził ogromny bałagan wyzierający z dokumentacji. Wygląda na to, że oględziny ciał w Moskwie były dokonywane w olbrzymim pośpiechu. Organizacja była fatalna.
Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska