Andrzej Grabowski: nie każdy „kalafior” może dojść do władzy© Forum | Krzysztof Żuczkowski

Andrzej Grabowski: nie każdy „kalafior” może dojść do władzy

30 kwietnia 2018

- Każdy gangster kalafiorowy zaczyna od podporządkowania sobie wymiaru sprawiedliwości - mówi w rozmowie z Leszkiem Konarskim Andrzej Grabowski - aktor i artysta kabaretowy.

Leszek Konarski: W „Karierze Artura Ui” Bertolta Brechta w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego gra pan aktora, który bardzo skutecznie uczy małego „kalafiorowego gangstera”, jak przejąć wymiar sprawiedliwości, media, kulturę i wygrać wybory. Musi pan otrzymywać wiele propozycji od naszych polityków, zarówno z partii rządzącej, jak i z opozycji.

Andrzej Grabowski: Nikt się nie zgłosił do mnie na korepetycje. W kraju mamy dużo specjalistów, którzy tego uczą.

Ale pan jest świetny! Uczy pan Artura Ui, jak porwać tłumy, jak mówić, chodzić, gestykulować. Nie jest ważne, co ludziom się mówi, trzeba się spodobać i zostać zauważonym. Po pana lekcjach prymityw Ui zaczyna pięknie przemawiać, niszczy sądownictwo, przejmuje gazety i staje się dyktatorem. Czy z każdego małego cwaniaczka można zrobić polityka?

Bez przesady, nie z każdego Pana Zera można zrobić bohatera. Ui uczy się dobrych manier, gestykulowania, przemawiania; myśli, podpatruje, naśladuje moje ruchy i intonację. Potem przemawia do tłumu i nie liczy się, o czym mówi, ważne, że ludzie słuchają go z zainteresowaniem. Ale nie każdy „kalafior” może dojść do władzy, musi mieć choć trochę charyzmy.

I zdolności aktorskich.

Żeby kłamać, trzeba być dobrym aktorem. W sztuce Brechta mówię Arturowi Ui, że ludzie nie będą go rozumieli. On mi odpowiada, że nie chodzi o to, aby go zrozumieli, ale by wyglądał dobrze i podobał się. Każdy, kto występuje publicznie, musi mieć coś z aktora. Ksiądz w kościele raz mówi podniesionym głosem, a innym razem cicho, gestykuluje, śpiewa, milczy. Kelnerka w restauracji też jest osobą publiczną i innym językiem mówi do gościa przy stoliku, a innych słów używa, zwracając się do koleżanek w kuchni. Wszystko zależy od tego, jak polityk te zdolności aktorskie wykorzystuje, ile pojemności ma jego mózg, jaka jest produktywność jego komórek mózgowych, ile wypił, ile mu jeszcze zostało. Takich Uiów wokół nas mamy całą furę i dlatego „Kariera Artura Ui” przed nimi ostrzega. Rządy takich kalafiorowych cwaniaczków mogą prowadzić do władzy totalitarnej.

W sztuce nie pada nazwisko Adolfa Hitlera, ale wiadomo, że Brecht, publikując ją w 1941 r., myślał o jego karierze.

W spektaklu reżyserowanym przez Remigiusza Brzyka też nie ma nazwisk, bo ta sztuka przekazuje nam treści uniwersalne, ostrzega przed władzą totalitarną i powinna być grana zawsze i wszędzie, nawet w najbardziej demokratycznych państwach. Gdyby nie charyzma Hitlera, same zdolności aktorskie nie wystarczyłyby do zdobycia władzy. Polityk z charyzmą może być mały lub wysoki, a nawet się jąkać, musi jednak mieć coś do powiedzenia. Ilu mamy ludzi, którzy pięknie przemawiają, a w głowach mają mądrości za dwa grosze? Mało inteligentnych Uiów lub wręcz głupich mamy całą furę.

Myśli pan o naszym kraju?

Ui to jest Ui, bez względu na to, gdzie mieszka. Głupie Uie mogą być zarówno w Ameryce, jak i w Polsce. Najczęściej, tak jak to przedstawia Brecht, taki gangster kalafiorowy zaczyna od podporządkowania sobie wymiaru sprawiedliwości.

Czy pan się nie boi, że kiedyś na widowni zasiądzie jakiś mężczyzna i krzyknie: „Panie Ferdek, pan mnie obraża, nie zniszczyłem niezależnego sądownictwa, ja je tylko zreformowałem!”?

– Gdyby jeszcze zrozumiał, dlaczego manipulowanie granicami praworządności jest tak niebezpieczne, znaczyłoby to, że tę sztukę zrozumiał.

Czy Uie chodzą do teatru?

– Może chodzą, może nie chodzą. Ale gdyby przyszły, i tak sprawę zbagatelizują i powiedzą, że ta sztuka nie jest o nich. Przecież nie dążą do władzy totalitarnej, niczego nie niszczą, chcą tylko dobrych zmian. A tak naprawdę często ludzie żądni władzy nie bardzo wiedzą, co jest dobrem, a co złem. Żaden Ui nie przyzna się, że jest Uiem. My sobie tak gramy i gramy tę „Karierę Artura Ui”, zresztą wystawianą w Polsce już od lat 60., a Uiów przybywa, i to nie tylko tych na wysokich stanowiskach.

W miastach, powiatach, gminach?

Uiem można być w wymiarze świata, kraju, województwa, gminy. Może nim być sołtys, który nie liczy się z głosem mieszkańców swojej miejscowości. Sztuka Brechta jest ostrzeżeniem również przeciwko takim totalitarnym sołtysom.

Z pewnością myśli pan o Polsce, ale przecież Uie to nie polska specjalność, są na całym świecie.

Każdy kraj ma takiego Uia, na jakiego zasłużył. Nie wszystkie kraje zasługują na tych Uiów, których sobie wybrały, i nad tym czasem ubolewam.

To dlaczego ludzie na nich głosują?

A dlaczego w sztuce Brechta ten pospolity gangster Ui wygrywa wybory i potem rządzi całym miastem? Bo on najpierw straszy ich różnymi zagrożeniami, które na nich czyhają, wprowadza element niepewności o ich losy, aby potem wskazać drogę do sukcesu, dać im wiarę w zwycięstwo pod jego kierownictwem. Cała lokalna społeczność zmienia się w posłuszny mu tłum i na niego głosuje.

Sami są sobie winni…

Wszyscy jesteśmy winni. Demokracja, o której Churchill kiedyś powiedział, że nie jest najlepszym ustrojem, ale lepszego nie wynaleziono, pozwala na narodziny coraz to nowych Uiów, bo każdemu się wydaje, że może rządzić, i startuje w wyborach. Byle jaki niedokształcony głupek powie, że skoro tamten dureń może sprawować tak ważny urząd, to ja wcale nie jestem gorszy, też to potrafię.

Potem głupie Uie niszczą mądrych ludzi.

Oczywiście. Panowie i panie Zero lub Nikt nie rozumieją tych inteligentniejszych od siebie i mądrzejszych. Często te głupie Uie, które na początku kariery nie umieją powiedzieć jednego poprawnego zdania, potrafią sobie wszystkich podporządkować i wmówić im, że działają dla dobra całego społeczeństwa. Straszą zagrożeniami ze Wschodu i z Zachodu, gwarantują bezpieczeństwo i kreślą wspaniałe perspektywy.

Nie z każdym Uiem musimy się zgadzać.

Trzeba jednak mieć odwagę to powiedzieć. Jeżeli tego nie zrobimy, wrócimy do czasów podziemia, drukowania ulotek na powielaczach i picia bimbru.

Nie każda osoba sprawująca władzę jest Uiem, są też politycy mądrzy, inteligentni.

Nigdy nie powiedziałem, że wszyscy są Uiami. Niemniej jednak jest ich dużo i chyba w ostatnich latach ich przybyło.

Jest pan bardzo popularnym aktorem. W Stanach Zjednoczonych na prezydenta wybrano aktora Ronalda Reagana, gubernatorem Kalifornii był Arnold Schwarzenegger. Nie ciągnie pana do polityki?

Jan Pietrzak też w 1995 r. uważał, że jest popularny i jak wystartuje w wyborach, to zostanie prezydentem Polski. Dostał tylko 1%, bo Reagan to nie Pietrzak, a Pietrzak to nie Reagan. Publiczność ceni komików i satyryków, ale im nie dowierza. 80% społeczeństwa zna mnie z serialu „Świat według Kiepskich” i oni myślą, że ja jestem kretynem, bezrobotnym alkoholikiem, brudasem, typem patologicznym, mam tyle rozumu co Ferdynand. Często koledzy pytają mnie, dlaczego gram w takim g… To niech ktoś stworzy nowy serial, który nadawany od 20 lat ciągle ma widzów. Nie wszystko musi być mądre, czasem musi służyć rozśmieszaniu ludzi, aby poczuli się lepiej. Teksty Ferdka to już niekiedy nie głupota, ale nadgłupota. Jak wykazały badania, „Świat według Kiepskich” ogląda najwięcej osób z podstawowym i wyższym wykształceniem. Ci ostatni śmieją się właśnie z tej nadgłupoty. Dlatego nikt by na mnie nie głosował.

A może któregoś dnia wyjdzie pan na scenę Teatru im. Słowackiego, by uczyć Uia, jak wygrać wybory, a tu na widowni pełno ludzi z zeszycikami, posłowie, senatorowie, z partii lewicowych lub prawicowych i pilnie notują: trzeba wywołać stan zagrożenia, pokazać wrogów, przejąć kontrolę nad sądownictwem, podporządkować sobie prasę, dać wiarę w zwycięstwo i dobrą zmianę, kontrolować przebieg wyborów…

Dla mnie byłoby największym sukcesem, gdyby choć jeden polityk zobaczył sztukę Bertolta Brechta, wrócił do domu, popatrzył w lustro i rzekł do siebie: „Tak, jestem Uiem, muszę się zmienić”.

Wywiad ukazał się w tygodniku "Przegląd".

Komentarze (375)