Amerykanie wybierają prezydenta i Kongres
Przeszło 100 milionów
Amerykanów weźmie udział wg prognoz w wyborach, które
zadecydują o tym, czy George W. Bush pozostanie w Białym Domu na
następne cztery lata, czy też odda urząd prezydencki kandydatowi
Demokratów, senatorowi Johnowi Kerry'emu.
02.11.2004 | aktual.: 02.11.2004 08:21
Rywalizacja jest niezwykle wyrównana, tak jak przed czterema laty, kiedy doszło do sporów o liczenie głosów, i o zwycięstwie Busha nad Albertem Gore'em zadecydował dopiero Sąd Najwyższy USA.
Amerykanie wybierają także Izbę Reprezentantów, jedną trzecią Senatu i 11 z 50 gubernatorów stanowych.
Na finiszu prezydenckiej kampanii wyborczej sondaże wskazywały na minimalną przewagę Busha, ale mieszczącą się w granicach błędu statystycznego.
Obaj rywale do ostatnich godzin poniedziałku przemawiali na wiecach w kilku kluczowych stanach, w których zapewne rozstrzygnie się wynik walki o Biały Dom, w tym na Florydzie, w Ohio, Pensylwanii i Wisconsin.
Bush, jak poprzednio, podkreślał swoją przywódczą rolę w wojnie z terroryzmem i przedstawiał kampanię w Iraku jako nieodłączną część tej wojny.
Kerry skupił się na problemach krajowych i wypominał Bushowi stagnację na rynku zatrudnienia, powiększający się deficyt budżetowy i wzrost liczby Amerykanów bez ubezpieczenia medycznego.
Lokale wyborcze w różnych stanach będą otwarte przeważnie od szóstej - ósmej rano na ogół do siódmej lub ósmej wieczorem czasu miejscowego. Pierwsze wyniki powinny nadejść z kilku stanów wschodniej części USA w środę po pierwszej w nocy czasu polskiego.
Wynik całego pojedynku o Biały Dom może być znany po kilku dalszych godzinach - albo znacznie później, zależnie od tego, czy różnice głosów w poszczególnych stanach będą wyraźne, czy minimalne. Jeśli będą bardzo małe, konieczne może okazać się ponowne liczenie głosów.
Głosowanie z innowacją
Powodem zwłoki w ogłoszeniu wyników może być też innowacja w postaci tak zwanego głosowania warunkowego, wprowadzona na mocy ustawy z 2002 roku po to, by biurokratyczne uchybienia nie pozbawiały nikogo prawa udziału w wyborach. Kartkę do głosowania warunkowego wydaje się osobie, której nazwiska nie ma na liście wyborców, a która oświadcza, że jest uprawniona do udziału w głosowaniu.
Głos taki podlega potem sprawdzeniu i jeśli okaże się ważny, zostanie doliczony; w przeciwnym razie komisja go odrzuci. Liczba głosujących warunkowo może według niektórych ocen wynieść kilkaset tysięcy i sprawdzenie ich będzie wymagać dodatkowego czasu.
Zwycięzca bierze wszystko
Źródłem dodatkowych emocji i komplikacji może być to, że amerykańskie wybory prezydenckie są dwustopniowe. Amerykanie głosują nie bezpośrednio na poszczególnych kandydatów, lecz na reprezentujących ich elektorów, którzy z kolei 13 grudnia wybiorą ostatecznie prezydenta.
Kandydat, który w danym stanie uzyskał poparcie większości wyborców, choćby była to większość znikoma, otrzymuje wszystkie głosy elektorskie tego stanu. W skali całego kraju głosy te przypadają kandydatom na ogół proporcjonalnie do wyniku głosowania powszechnego, ale obowiązująca w skali stanowej zasada "zwycięzca bierze wszystko" prowadzi czasem do zniekształceń.
Cztery lata temu Albert Gore zdobył przeszło pół miliona głosów bezpośrednich więcej niż Bush, ale dało mu to 267 z 538 głosów elektorskich, podczas gdy Bush otrzymał ich 271 i został prezydentem. Minimum głosów elektorskich potrzebne do zwycięstwa wynosi 270.
Zasada "zwycięzca bierze wszystko" jest przez wielu krytykowana. W stanie Kolorado wyborcy głosują we wtorek także w sprawie propozycji, aby 9 głosów elektorskich przysługujących temu stanowi rozdzielać między kandydatów do Białego Domu proporcjonalnie do liczby głosów zdobytych w głosowaniu bezpośrednim.
W wyborach do Kongresu, gdzie w obu izbach nieznaczną przewagę ma dotychczas Partia Republikańska, nie oczekuje się zbyt wielu sensacji. Analitycy przewidują na ogół, że Republikanie utrzymają większość zarówno w Izbie Reprezentantów, jak też w Senacie.
W 435-miejscowej Izbie Reprezentantów Republikanie mają teraz 227 mandatów, Demokraci 205, jeden kongresman jest niezależny, a dwa miejsca wakują po Republikanach.
W Senacie zasiada obecnie 51 Republikanów, 48 Demokratów i jeden senator niezależny, głosujący zwykle z Demokratami.