PolskaAmbasador

Ambasador

Ten Amerykanin poświęcił karierę dyplomaty, żeby poinformować świat o zbrodniach komunistów w Polsce.

24.12.2008 | aktual.: 02.01.2009 11:15

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Chodzi o pierwszego powojennego ambasadora USA w Polsce. Jego książka „Widziałem Polskę zdradzoną” właśnie ukazała się w wydawnictwie „Fronda”.

Artur Bliss Lane z żoną Cornelią przylecieli do Warszawy ostatniego dnia lipca 1945 roku. Samochód wiózł ich z Okęcia do centrum przez morze ruin. Artur patrzył przez okno z rosnącym przygnębieniem. „Przypomniałem sobie stolicę Polski, jaką znałem i kochałem w minionych latach” – napisał później w książce „Widziałem Polskę zdradzoną”. Wspominał żywiołowy entuzjazm warszawiaków na tych samych ulicach 3 maja 1919 roku. Był wtedy początkującym amerykańskim dyplomatą. Był też w Warszawie w 1937 roku. „Była jedną z najpiękniejszych stolic Europy” – zanotował. – „Teraz zaś (...) swąd dymu dawnych pożarów wisiał w powietrzu, a przyprawiający o mdłości, słodkawy odór rozkładających się ciał ludzkich ostrzegał, że wkraczamy do miasta umarłych. (...) Moje oczy szukały nadaremnie jakiegokolwiek znanego placu lub budynku, dopóki w centrum, w Alejach Jerozolimskich, nie zobaczyłem dwóch poczerniałych wież z pogiętego metalu; nagle pojąłem, że to było wszystko, co pozostało z luksusowego niegdyś dworca kolejowego” –
napisał.

Pobici podwładni

Artur B. Lane w 1945 roku miał 51 lat. A za sobą prawie 30 lat pracy na różnych szczeblach amerykańskiej dyplomacji. Poprzednio był ambasadorem w Kolumbii. W Warszawie szybko zorganizował ambasadę w pokojach hotelu „Polonia”. Zatrudnił też kilku Polaków. Wśród nich przedwojennych pracowników ambasady, którzy dotarli do niego w łachmanach, skrajnie wycieńczeni. Niestety, wkrótce zaczęło się z nimi dziać coś dziwnego. Jeden przychodził do pracy z twarzą pokrytą strupami i siniakami. „Za każdym razem musiał tłumaczyć je wypadkiem samochodowym, wyrzuceniem z tramwaju itp.” – wspominał Artur. W końcu pracownik wyznał, że regularnie biją go tajniacy z Urzędu Bezpieczeństwa, którzy żądają od niego donoszenia.

Tłumaczkę ambasady Irenę Dmochowską UB wtrąciło do aresztu, postawiło absurdalne zarzuty o udział w zbrodniach i zmusiło do przyznania się. Artur Lane wymusił na polskim rządzie spotkanie z aresztowaną. W rozmowie uczestniczył ubek, kpt. Adam Humer, „urzędnik o wyglądzie złoczyńcy”, jak zanotował ambasador. Dmochowskiej drżały ręce i wargi, mówiła bardzo cicho, a „Humer bez przerwy przeszywał ją wzrokiem, jakby ostrzegając przed ujawnieniem jakichś zakazanych informacji”.

Artur zbierał dowody na zbrodnie komunistów. Politycy PSL, jedynej partii niezależnej od Sowietów, byli mordowani. Często były znane nazwiska morderców, funkcjonariuszy UB, ale nikt ich nie ścigał. Przed wyborami do Sejmu w styczniu 1947 r. komuniści zmuszali ludzi do podpisania manifestu z poparciem dla kandydatów rządowych. W razie odmowy grozili śmiercią całej rodzinie. I wrzucali opornych do cel, w której musieli stać po kolana w lodowatej wodzie. „Pewien mężczyzna wytrzymał tę torturę przez 72 godziny, odmawiając poparcia listy rządowej. Wdała się gangrena. Amputowano mu obydwie stopy” – relacjonuje Lane.

Wybory odbyły się dopiero w styczniu 1947 r., bo komuniści długo przygotowywali się do ich sfałszowania. Artur Lane wybrał się jako obserwator do lokalu wyborczego na przedmieściach Warszawy. Lista wyborcza komunistów miała nr „3”. „Regulamin wyborów przewidywał głosowanie tajne, toteż ze zdziwieniem zauważyłem, że wielu wyborców wyraźnie pokazywało kartkę z dużym, czarnym numerem „3” przed włożeniem jej do koperty. Wkrótce jednak odkryłem, że członkowie komisji wyborczej zaznaczali na liście nazwiska osób, które głosowały tajnie, nie pokazując numeru listy. Zakonnice i księża niezmiennie głosowali tajnie, zgodnie z prawem” – zanotował ambasador. * Idealny przyczółek*

Komuniści nienawidzili Artura, bo nazywał po imieniu ich zbrodnie. W 1946 roku w czasie kolacji z komunistycznymi ministrami, po kilku toastach gospodarze zaczęli obrażać Amerykę i wychwalać Związek Radziecki. Artur miał tego dość. Odpowiadając na toast, rzucił, że USA popełnia błędy, „ale Polska nie może oskarżać nas o przywłaszczenie sobie kiedykolwiek jej terytoriów (...). Zakończyłem słowami: »Nawet w roku 1939 Stany Zjednoczone nie wzięły udziału w rozbiorze Polski«. Marszałek Rola-Żymierski usiłował, kładąc mi rękę na ramieniu, powstrzymać mnie od zakończenia tego zdania w obecności innych przeszkolonych w Moskwie komunistów (...). Przerwane przyjęcie zakończyło się zdawkowymi uprzejmościami pożegnalnymi” – wspominał.

Przy okazji Artur Lane szerzej wyjaśniał amerykańskim czytelnikom, którzy nieraz byli jeszcze pełni podziwu dla Stalina, że w 1939 r. na Polskę napadli też Sowieci. Pisał, że w 1944 r. Sowieci bezczynnie przyglądali się, jak Niemcy po drugiej stronie Wisły tłumią powstanie warszawskie. We wrześniu 1945 r. Artur oprowadził po ruinach Starówki słynnego generała Dwighta Eisenhowera, dowódcę sił alianckich w Europie i przyszłego prezydenta USA. „Rynek, dawniej jeden z najpiękniejszych klejnotów architektury w Europie, był teraz stosem potrzaskanych kamieni. Przeszliśmy obok szkieletu katedry św. Jana (...). Stojąc pod zachowanym łukiem sklepienia, pokazałem Eisenhowerowi wspaniały widok na Wisłę i dalej, na Pragę, z widoczną w oddali, lśniącą w słońcu kopułą cerkwi. Wyjaśniłem mu, że w czasie powstania ta część miasta znajdowała się początkowo w rękach Armii Krajowej, która dzień w dzień oczekiwała wsparcia ze strony wojsk radzieckich. Podkreślając, że mówi wyłącznie jako żołnierz, generał zauważył: »Co za
idealny przyczółek!«. Nawet tak osławiony strateg wojskowy nie mógł widocznie zrozumieć, dlaczego armia radziecka nie przyszła Warszawie z pomocą”.

Pogrom ubecki

Ambasador w raportach dla Waszyngtonu apelował, żeby Ameryka zagroziła polskim komunistom: wstrzymamy wam kredyty, jeśli nie zaprzestaniecie terroru wobec społeczeństwa. Jednak z początku najważniejsi amerykańscy politycy nie chcieli go słuchać. Lane nazywał to „nieszczęsną polityką ustępstw”. Amerykanie oddali komunistom kontrolę nawet nad gigantyczną pomocą, rozdzielaną przez międzynarodową organizację UNRRA. Niektóre produkty, na przykład amerykańskie koce, zamiast do zwykłych Polaków, trafiały tylko do członków partii.

Lane pisze też o pogromie kieleckim, w którym Polacy zabili 37 ocalałych z Holocaustu Żydów. Ambasador pisał, że do pogromu doprowadziła prowokacja UB. Dziś potwierdzają to historycy. Chodziło o to, żeby korespondenci zagraniczni, którzy akurat gościli w Polsce w związku z referendum, przestali wreszcie pisać o sfałszowaniu jego wyników. UB cynicznie podrzuciło im lepszy medialnie temat. Po sfałszowanych wyborach zniechęcony Artur B. Lane złożył dymisję ze służby w dyplomacji. Wyjaśnił prezydentowi Trumanowi, że chce napisać książkę, w której otwarcie, a nie jak dyplomata, poinformuje Amerykanów o zachowaniu komunistów w Polsce. Truman poparł jego pomysł.

24 lutego 1947 roku Artur z Cornelią wsiedli na Okęciu do samolotu i na zawsze opuścili Polskę. Wkrótce powstała książka „Widziałem Polskę zdradzoną”. Artur pisał w niej, że Ameryka nie jest bez winy, bo „porzuciła Polaków na pastwę Stalinowi w Teheranie i Jałcie”. Zaczął żyć z publicystyki. Wzywał Amerykę do stanowczości wobec ZSRR. I do śmierci w 1956 r. dawał dowody wielkiej przyjaźni dla Polski.

Przemysław Kucharczak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
książkapolskausa
Komentarze (0)