Aktorka ze spotów PO i PiS usłyszała zarzuty
Anna C.-K., aktorka znana ze spotów PO i PiS usłyszała zarzuty naruszenia nietykalności i znieważenia policjanta - dowiedziało się "Życie Warszawy". Kobieta nie przyznaje się do winy. - Zostałam zaszczuta. Policjant obezwładniał mnie w brutalny sposób, trzykrotnie przewrócił mnie na podłogę - wyznała wcześniej Wirtualnej Polsce.
10.08.2009 | aktual.: 10.08.2009 17:01
- Kobieta usłyszała dwa zarzuty karne - potwierdził Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej. Aktorce grozi do trzech lat więzienia.
Według śledczych, 6 lipca w sądzie dla Warszawy-Wola Anna C.-K. zaatakowała policjanta. Do awantury doszło w sądzie, gdzie miała się ona stawić jako świadek. Przed bramką bezpieczeństwa pracownik ochrony sądu chciał skontrolować aktorkę. Ta odmówiła, dlatego na miejsce został wezwany funkcjonariusz policji sądowej. Mundurowy wyczuł od aktorki woń alkoholu, chciał przebadać ją alkotestem.
Właśnie wtedy kobieta miała wyzywać policjanta. Pomiędzy funkcjonariuszami a aktorką doszło do przepychanki. Kobieta uderzyła policjanta, zadrapała go długopisem. Aktorka została zatrzymana, zbadano jej trzeźwość. W wydychanym powietrzu miała 1,5 promila.
W wywiadzie dla Wirtualnej Polski aktorka stwierdziła, że nie była pijana, tylko dzień wcześniej wypiła piwo do obiadu. - Przed rozprawą byłam zdenerwowana, bo przez pięć lat byłam bezsilna wobec wymiaru sprawiedliwości. Zostałam oszukana przez małżeństwo, które wyłudziło ode mnie mieszkanie. Proces ciągnie się już dziesięć lat - powiedziała Anna C.-K. Dodała, że zamierza wyjechać z kraju.
- To nie było tak jak opisał to "Dziennik", dziennikarze chcieli mnie zniszczyć - podkreśliła aktorka. - Był jeden policjant, który zaczął mnie obezwładniać w brutalny sposób. Dowiedziałam się od policjantki, że to jest najłagodniejszy z możliwych sposobów interwencji, ale myślę, że zakucie mnie w kajdanki byłoby lepszym i łagodniejszym sposobem perswazji i nie pozostawiłoby na moim ciele tylu obrażeń. Policjant trzykrotnie przewrócił mnie na podłogę. Tak z kobietą się nie postępuje. Wykręcał mi rękę, a ja go drasnęłam długopisem, który miałam w dłoni. Zrobiłam mu kreskę długości ok. 5 cm. Broniłam się, miałam do tego prawo wobec tak brutalnego postępowania policjanta. Wzywałam pomoc, ale nikt nie reagował. Pytanie, skąd nagle tylu świadków (oczywiście anonimowych) było na miejscu, jak to podaje "Dziennik" - mówiła Anna C.-K. reporterce Wirtualnej Polski.