Ajman Al‑Zawahiri - najgroźniejszy terrorysta świata

Biały turban, siwa broda, okulary i ciemne zgrubienie na czole od ustawicznego bicia pokłonów podczas modlitwy. Tak wygląda AJMAN AL-ZAWAHIRI, najgroźniejszy terrorysta świata i prawdziwy lider Al-Kaidy.

Pod koniec lutego do arabskich stacji telewizyjnych trafiła gniewna zapowiedź zamachów w Stanach Zjednoczonych. - Legion za legionem muzułmańscy bojownicy przygotowują się do ataków na USA - straszył głuchy głos pozbawiony charakterystycznej, niemal kaznodziejskiej melodii ben Ladena. Groźba Al-Kaidy po raz pierwszy padła także pod adresem Francji, która zakazała noszenia w szkole tradycyjnych muzułmańskich chust.

Ajman Al-Zawahiri, bo to on przemawiał na taśmie, to prawdziwy mózg Bazy. Ci, którzy go poznali, twierdzą, że jest spokojny i grzeczny, ale bezwzględny w walce o sprawę. Genialny chirurg, który miodem dezynfekował rany i w prymitywnych warunkach cudem ratował okaleczonych afgańskich mudżahedinów. Wybitny islamski ideolog, który zradykalizował ben Ladena. Zimny i przebiegły taktyk ataków z 11 września 2001 r. Bardziej fanatyczny i o wiele bardziej doświadczony w terrorystycznym "biznesie", to Zawahiri jest według wielu ekspertów rzeczywistym liderem Al-Kaidy.

To on trzy lata przed WTC rzucił w imieniu Al-Kaidy wyzwanie Ameryce po tym, jak Clinton kazał ostrzelać obozy szkoleniowe terrorystów w Afganistanie. To Zawahiri, a nie ben Laden, wypowiedział wówczas złowieszcze słowa: "Zaczęła się wojna. Amerykanie mogą czekać na odpowiedź". Jego zamiary potwierdziło kolejne nagranie. Mówił przed ben Ladenem, dłużej i z większą determinacją. - Od razu, kiedy zobaczyłem tę taśmę, uderzyło mnie, że Al-Kaida ma dwóch przywódców - zauważył tuż po 11 września Steven Cook, ekspert ze słynnego ośrodka badawczego Brookings Institution w Waszyngtonie.

"Doktor" potrzebuje niewiele poza Koranem, modlitwą, kromką chleba raz na dwa dni i krwią niewiernych. 53-letni egipski asceta ma podobno tylko jedną słabość - żony. W jaskiniach Tora Bora poślubił trzy partnerki poległych towarzyszy.

FBI oferuje za jego głowę 25 milionów dolarów, tyle samo co za nominalnego szefa Al-Kaidy. Ale osoba, która wsypie Zawahiriego, ma szansę zgarnąć 50 milionów dolarów. "Doktor" ukrywa się razem z ben Ladenem, przypuszczalnie w sercu masywu górskiego na pograniczu pakistańsko-afgańskim. Trafili tam w grudniu 2001 roku, kiedy obaj cudem uszli z życiem z bombardowanych przez Amerykanów jaskiń Tora Bora. Zawahiri stracił tam żonę, syna i córkę.

Kiedy wiosną w Beludżystanie stopnieją śniegi, w górach zaroi się od komandosów. W Afganistanie jest już US Commando 121, które schwytało Saddama, i bezzałogowe samoloty szpiegowskie Predator. Amerykanom ma pomóc brytyjski SAS. Pakistan próbuje uszczelnić pogranicze, by uniemożliwić terrorystom powtórkę z Tora Bora.

Kryjówkę w Beludżystanie otacza 200-kilometrowy kordon oddziałów naczelników plemiennych. Zawahiri i ben Laden, tropieni dzień i noc przez amerykańskie satelity i samoloty zwiadowcze, nie korzystają ze sprzętu elektronicznego. Mimo to doskonale wiedzą, co dzieje się na świecie, skoro Zawahiri zareagował na wprowadzenie zakazu noszenia chust we francuskich szkołach.

RODZINA Z TRADYCJAMI

Podczas gdy ben Laden był niegdyś wesoło żyjącym saudyjskim biznesmenem, Zawahiri od zawsze miał opinię poważnego i religijnego. Pochodzi z jednej z najbardziej szanowanych egipskich rodzin. Wychował się w kosmopolitycznym Maadi, dzielnicy Kairu, gdzie roiło się od obcokrajowców. Wujek ojca Zawahiriego był islamskim "papieżem", wielkim imamem meczetu Al-Aszar w Kairze. Inny krewny Ajmana zakładał Ligę Arabską. Tradycją w rodzinie Zawahiriego była kariera medyka, farmaceuty albo chemika. Jego ojciec Rabie był profesorem farmacji na uniwersytecie Ain Shams w Kairze. W 1974 roku Zawahiri skończył studia medyczne.

Młodziutki Zawahiri uwielbiał kreskówki Disneya wyświetlane w kairskich kinach pod gołym niebem. Ale śmiał się tylko z rzadka. Wyrósł na mola książkowego i unikał rówieśników. Szczególnie nie znosił piłki nożnej. Wolał pisać wiersze do matki. Do czasu zaaranżowanego małżeństwa unikał kontaktów z dziewczętami. Nieco wbrew umiarkowanie konserwatywnej rodzinie okularnik Ajman wyrósł na muzułmańskiego dewota.

ISLAMISTA U JASKINIOWCÓW

W 1950 roku, na rok przed narodzinami Zawahiriego, z dwuletniego pobytu w USA wrócił do Egiptu krytyk literacki Sayyida Qutb. "Zadziwiło mnie, jak prymitywne są poglądy Amerykanów na życie. Przypominają swoim zachowaniem jaskiniowców" - pisał Qutb przerażony duchową pustką Ameryki i nikłą rolą religii. Wstąpił do radykalnego Bractwa Muzułmańskiego, organizacji, która dokonała nieudanego zamachu na prezydenta Nasera. Wylądował w więzieniu, gdzie był bity i torturowany. Zawahiri zaczytywał się przemyconym z karceru manifestem Qutba i jego książką "Religia islamu". Szczególnie wziął sobie do serca tezę książki o konieczności walki z zachodnim światem. To on stał za brutalnymi reżimami "islamskich" państw takich jak Egipt, który wtrącał do więzień swoich najlepszych synów. Qutb nawoływał wprost do walki z wyznawcami szatana. Czyli wszystkimi, którzy odrzucają państwo islamskie.

Kiedy w 1966 roku Qutb umierał jako męczennik w kairskim więzieniu skazany za fragmenty swojej książki, 15-letni Zawahiri tworzył w szkole pierwszą komórkę ruchu Islamski Dżihad. Jako student medycyny zbudował już 40-osobową grupę. Cel był zawsze ten sam: obalenie wrogiego, świeckiego rządu Egiptu i wprowadzenie szariatu. Po studiach Zawahiri otworzył prywatny gabinet w dzielnicy Maadi. Rozpocząłby pewnie wygodne życie, gdyby nie odległy kraj, gdzie komunistyczne "państwo szatana" masakrowało muzułmanów.

Latem 1980 roku na zaproszenie kolegi Zawahiri pojechał do Pakistanu leczyć Afgańczyków, straszliwie okaleczonych przez radzieckie bomby. W tym samym regionie, gdzie dziś się ukrywa, ponad 20 lat temu zaraził się ideologią arabskich "bojowników" zjeżdżających tam z całego Bliskiego Wschodu. Wszyscy chcieli zostać "szahidami" - męczennikami słusznej wojny. Tylko jeden z nich miał pieniądze i nie chciał zbyt szybko umierać. Na nazwisko miał ben Laden.

Afganistan zafascynował Zawahiriego jako idealny matecznik do przygotowania świętej wojny. Płaski jak naleśnik Egipt nie nadawał się do działalności partyzanckiej, o której marzył młody chirurg-ekstremista. Zawahiri chciał walczyć nie tylko z Sadatem i Rosjanami, lecz także z Amerykanami, których od początku uznawał za wrogów. W 1979 roku z zachwytem obserwował rewolucję w Iranie i stracił wszelkie złudzenia wobec reżimu w Egipcie. Prezydent Sadat podpisał z Izraelem "zdradzieckie" porozumienie pokojowe i zabrał się do tępienia Islamskiego Dżihadu.

ZASZCZUTY W KLATCE

Po powrocie do Egiptu Zawahiri zdobywał broń i rekrutował dla Islamskiego Dżihadu oficerów egipskiej armii. Choć był przeciwny zamachowi na prezydenta Sadata w 1981 roku i nie brał w nim udziału, znalazł się wśród ponad 300 aresztowanych. Szybko okazało się, że "Doktor" Zawahiri dużo wie o tajnych współpracownikach Islamskiego Dżihadu w armii. Zamknięty w klaustrofobicznej, kamiennej celi był torturowany prądem, szczuty psami, przypalany papierosami i wieszany na drzwiach za ramiona. Przeszedł drogę męki godną swojego mentora Qutba i z umiarkowanego radykała wyrósł na brutalnego terrorystę, który do dziś szuka zemsty. Tym gorliwiej, że został w więzieniu złamany. Na torturach Zawahiri wsypał jednego z członków swojej komórki.

Podczas procesu krzyczał z klatki, że celem Islamskiego Dżihadu jest ustanowienie muzułmańskiego państwa i społeczeństwa. W 1984 roku wyszedł z więzienia. Jak każdy przyzwoity rewolucjonista Zawahiri nie miał już ojczyzny i wyjechał z Egiptu. Z rodziną trafił do Peszawaru w Pakistanie. Tam poznał bogatego saudyjskiego biznesmena Osamę ben Ladena i zdobył jego zaufanie. Swojego protektora szybko zaraził bakcylem światowej rewolucji islamskiej. Ze sponsora afgańskich mudżahedinów uczynił wyznawcę ideologii światowego dżihadu. Na początku lat 90. ben Laden przeniósł się do Sudanu. Zawahiri podążył za nim.

TERROR PO NOWEMU

W Sudanie tandem ben Laden - Zawahiri usiłował przygotować islamskie powstanie w Egipcie. W 1994 roku Zawahiriemu nie powiódł się zamach na egipskiego premiera. Bomba zamiast trafić w cel, zabiła 12-letnią uczennicę z Kairu. Przez stolicę Egiptu przeszły gniewne manifestacje z transparentami: "Terroryzm jest wrogiem Boga". Zgodnie z islamskim prawem Zawahiri wypłacił rodzinie odszkodowanie. Wkrótce potem w ręce egipskiej policji wpadł komputer z listą członków Dżihadu, nastąpiły masowe aresztowania. Odpowiedzią Zawahiriego był jego pierwszy krwawy zamach - atak na ambasadę egipską w Islamabadzie 19 listopada 1995 r. Ładunki wysadzili zamachowcy-samobójcy. To był "nowatorski" pomysł Ajmana Al-Zawahiriego. Podobnie jak taśmy z wypowiedziami męczenników nagrane przed akcją.

Od połowy lat 90. ben Ladenowi i Zawahiriemu deptały już po piętach tajne służby egipskie. Wkrótce zorganizowały niebywałą prowokację. Agenci sfilmowali stosunki homoseksualne z dwoma odurzonymi podstępnie narkotykami 13-letnimi chłopcami. Straszyli ich ujawnieniem materiału, domagając się w zamian za zniszczenie taśm udziału w zamachu na ben Ladena. Chłopcy wpadli w ręce służb sudańskich, które przekazały ich Zawahiriemu. Ten zwołał szybko islamski sąd. Obaj zostali rozstrzelani.

MŚCIWY DOKTOR

W 1989 roku Zawahiri nie zawahał się wyeliminować mniej ekstremistycznego Abdullaha Azzama, ideologicznego oponenta w szeregach Al-Kaidy, który sprzeciwiał się rozszerzeniu dżihadu na muzułmanów. Zawahiri oskarżył rywala o współpracę z Amerykanami. 24 listopada 1989 r. Azzam i jego dwóch synów wylecieli w powietrze w drodze do meczetu. Być może rozkaz wydał Zawahiri. Na pogrzebie Azzama wygłosił w każdym razie wzruszającą mowę o zmarłym. W maju 1996 roku Zawahiri wraz z ben Ladenem zostali wygnani z Sudanu. "Doktor" próbował podróżować po świecie, a nową kwaterą główną Al-Kaidy stał się afgański Dżelalabad. Stamtąd wyszła zlekceważona przez świat "Deklaracja wojny przeciwko amerykańskim okupantom". Zawahiri przeszedł od teorii do praktyki. W 1997 roku na rozkaz "Doktora" w Luksorze islamiści otworzyli ogień do grupy zachodnich turystów. Kiedy CIA i Egipcjanom udało się rozbić część struktur ruchu, Zawahiri namówił ben Ladena do "użycia jedynego języka, który rozumieją Amerykanie". W 1998 roku przed
ambasadami USA w Kenii i Tanzanii eksplodowały potężne samochody-pułapki. Zginęły 223 osoby.

Prezydent Clinton odpowiedział 79 pociskami Cruise. Większość spadła na obozy szkoleniowe Al-Kaidy w Afganistanie. Ben Laden i Zawahiri poprzysięgli zemstę Amerykanom. Najpierw był zamach w Jemenie na amerykański okręt "USS Cole". Potem nadszedł 11 września 2001 r. Zdaniem CIA to Zawahiri w najdrobniejszych szczegółach przygotował plan ataków na WTC. Kiedy w Nowym Jorku ludzie skakali z płonących wieżowców, CIA podsłuchało rozmowy terrorystów, którzy podziwiali realizację planu "Doktora" Zawahiriego.

PSY AL-KAIDY

Wcześniej, w czerwcu 2001 roku, Islamski Dżihad scementował ostatecznie związek z Al-Kaidą. Według ekspertów kontrolę nad organizacją przejął Zawahiri i terroryści egipscy. "Doktor" rozwijał także hobby związane z pierwszą profesją - eksperymentował z bronią biologiczną i chemiczną. Amerykańskie satelity sfotografowały stada ofiar testów, zdechłe psy w pobliżu ośrodka w Tora Bora. Według niektórych doniesień Zawahiri doprowadził do zakupu tak zwanych brudnych bomb, niewielkich ładunków wybuchowych z materiałem radioaktywnym, od czeczeńskiej mafii. "Mamy bomby chemiczne i nuklearne. Użyjemy ich, jeśli taka broń zostanie użyta wobec nas przez Amerykę" - przechwalał się ben Laden w listopadzie 2001 roku. Ajman Al-Zawahiri to człowiek terroru, który wywołuje koszmary u ludzi z CIA i FBI. Wykształcony, idealistyczny i elastyczny. - Ben Laden nie jest intelektualistą. Zawahiri to myśląca część Al-Kaidy - mówi "Przekrojowi" doktor Dilip Hiro, wybitny brytyjski specjalista od islamu.

- To nie wyjątek. Od początku rdzeń ruchu stanowią ludzie inteligentni. Polityczny islam narodził się w próżni, jaką stworzył brak demokratycznych instytucji na Bliskim Wschodzie - podkreśla Lawrence Wright, autor obszernego opracowania o Zawahirim w tygodniku "New Yorker".

Schwytanie tandemu przywódców Al-Kaidy byłoby wielkim sukcesem Busha. Być może w końcu Zawahiri zostanie - tak jak Saddam Husajn - sprzedany za walizkę dolarów. Nawet wówczas nikt nie ma oczywiście żadnych gwarancji, że jego miejsca nie zajmie jeden z młodych arabskich radykałów, którzy dziś zaczytują się w książkach i apelach "Doktora".

MAREK RYBARCZYK

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)